Około połowy XIX w. świadomość gdańszczan i elblążan o przynależności ich miast do Rzeczypospolitej należała już wyłącznie do sfery odległej przeszłości. Wygasł emocjonalny stosunek do pamiątek świadczących o tych związkach, obecny jeszcze u wcześniejszej generacji mieszkańców obu portowych miast. Dokonało się to poprzez naturalną wymianę pokoleń i rozluźnienie więzi z minionymi czasami, kiedy oba ośrodki miejskie, będące częścią Rzeczypospolitej, przeżywały okres największej prosperity. Nie bez znaczenia były także modernizacyjne dążenia wspólnot Gdańska i Elbląga. Procesy te sprzyjały przedstawicielom polskiej arystokracji, która starała się wzbogacić swoje zbiory o polonika wysokiej klasy artystycznej pochodzące z tych miast.
Zjawisko to, przyjmujące właściwie wszelkie cechy mody na rzeczy gdańskie (wówczas rozróżnienie na poszczególne ośrodki Prus Królewskich nie istniało), objęło zresztą nie tylko przedmioty ściśle związane z polską państwowością (np. malarski poczet królów polskich z ratusza w Elblągu), ale także wszelkie wytwory artystyczne wykonane w polskich Prusiech.
I tak m.in. wyprzedaż wyposażenia sieni kamienic charakterystycznych dla miast północy stała się z jednej strony dla gdańszczan źródłem znacznego zysku ekonomicznego, a z drugiej, dla polskiej szlachty, możliwością mentalnego powrotu do złotych czasów, kiedy to porty w Gdańsku i Elblągu dawały możliwość bogacenia się zarówno skarbowi państwa, jak i szlachcie.
Kolekcjonerska skłonność do nabywania wyrobów rzemiosła z obu tych miast spowodowana była powrotem do XVII-wiecznej tradycji urządzania wnętrz magnackich siedzib. Magnateria bowiem przez całe XVII stulecie chętnie zaopatrywała się w meble, zegary, srebra i cyny tu wyprodukowane lub sprowadzone przez Gdańsk i Elbląg z zachodu Europy. Nawrót do tej tendencji nie był tylko prostym aktem nabycia przedmiotów o określonej estetyce i jakości wykonania. Przedmioty te stały się dla pozbawionej państwowości szlachty polskiej nośnikiem funkcji ideowych, nabrały znaczenia analogicznego do tego, jakie osłabło wśród gdańszczan i elblążan. Podczas gdy mieszczaństwo tych miast zaczęło spoglądać w przyszłość z nadzieją (rozwój przemysłu stoczniowego, napływ ludności i poszerzanie obszaru miejskiego), polska szlachta, nie widząc dla siebie korzystnych perspektyw, z chęcią zwracała się ku przeszłości, w której chciała dostrzec moment swojej dziejowej potęgi. Materialnym symbolem tamtego minionego czasu miał być barokowy kostium wnętrz rezydencjonalnych, aranżowany w na poły muzealny sposób z przedmiotów pozyskanych w dużej mierze w Gdańsku i Elblągu.
Szlachta z zaboru pruskiego była uprzywilejowana w stosunku do szlachty zaborów rosyjskiego i austriackiego, gdyż miała możliwość pozyskiwania zabytków związanych z czasami polskimi. W jej przypadku nie istniały bariery celne, a możliwości transportu kolejowego, często wielkogabarytowych pamiątek, były tu znacznie łatwiejsze. Mimo to meble gdańskie: szafy, stoły i krzesła, obecne były na dworach i w pałacach wszystkich trzech zaborów. Potoccy z Krzeszowic dokonali bodaj najbardziej spektakularnego zakupu w okresie trwającej blisko pół wieku mody (zjawisko pojawiło się w latach 40., a wygasło na początku lat 90. XIX w.). W 1856 r. pozyskali oni w Gdańsku, od właściciela kamienicy mieszczącej się przy ul. św. Ducha 101, szewca Sensa, wyposażenie sieni. W skład zakupu wchodziły przede wszystkim snycersko opracowane, dębowe schody z ok. 1700 r., ale także drzwi schowków ściennych, stolarka okienna i detal architektoniczny. Kamienica ta częściowo spłonęła i wymagała remontu, co było sprzyjającą dla Potockich okolicznością, gdyż wcześniejsze próby pozyskania zabytku, nawet przez króla Fryderyka Wilhelma IV, nie przynosiły rezultatu.
W tym okresie wielokrotnie próbowano też wykupić z ratusza w Elblągu wzmiankowane już portrety, przedstawiające monarchów od Stefana Batorego po Stanisława Augusta. Ówczesna Rada Miasta jeszcze dostrzegała w nich pamiątkę pomyślnych dla Elbląga wieków pod polskim panowaniem. 11 sierpnia 1881 r. te dziewięć całopostaciowych konterfektów oglądał Stanisław Tarnowski, w ocenie którego były to znakomicie malowane obrazy. Wraz z wymianą generacyjną w Radzie Miasta Elbląga doszło do zmiany poglądu na temat portretów królewskich. W połowie lat 80. XIX w., przy okazji wyburzenia późnobarokowego gmachu ratusza, obrazy sprzedano Sierakowskim z Waplewa. Brat pani na Waplewie, Marii Sierakowskiej, Adam Lew Sołtan, żywo uczestniczył we wzbogacaniu kolekcji siostry i szwagra, jak również wspierał kolekcjonerską działalność Potockich z Krzeszowic.
Z Gdańska pozyskiwano wyposażenie sieni (schody, stolarka) i meble; Elbląg był miejscem poszukiwań innego rodzaju starożytności, gdyż w mieście tym praktyka artystyczna wypracowała inny typ zdobnictwa w meblarstwie, jak i kształtowaniu sieni kamienic. Przykładem tej odmiennej estetyki jest kasetonowy strop z pierwszej ćwierci XVII w., częściowo zdobiony intarsją (techniką charakterystyczną dla ebenistyki toruńskiej i elbląskiej, przeciwstawną do snycerskich rozwiązań gdańskich), zakupiony w 1870 r. przez Izabellę Działyńską i użyty w aranżacji wnętrz rezydencji gołuchowskiej. Najprawdopodobniej strop został sprzedany przez Ferdynanda Jacoba Kanińskiego, miejskiego, a następnie powiatowego radcę sądowego w Elblągu, trudniącego się wyszukiwaniem gedaników i poloników dla polskich odbiorców. Kaniński już wcześniej dostarczył Działyńskim do zamku kórnickiego szafy sieniowe w typie gdańskich, a wspominany już Stanisław Tarnowski, podczas swojej wizyty w Elblągu, widział w jego składzie antyków inny drewniany strop z kamienicy elbląskiej przeznaczony do sprzedaży. Niestety nie wiadomo, czy i kto go zakupił. Hrabiowie Sierakowscy pozyskali w Elblągu nie tylko wspaniałe portrety królów, ale także brązową kołatkę drzwiową z Dworu Artusa (w czasach pruskich pełniącego funkcję poczty) w kształcie orła polskiego. Kopię tejże kołatki wykorzystano do ozdobienia wejścia głównego do gdańskiego Dworu Artusa (funkcjonowała ona w okresie między obiema wojnami światowymi). Sierakowscy zakupili także pełnoplastyczną kamienną figurę szlachcica polskiego z XVIII w. Figura ta zdobiła wejście do karczmy, i musiała to być lokalna tradycja, gdyż Stanisław Tarnowski próbował pozyskać nieco mniejsze, drewniane rzeźby o analogicznej funkcji szyldu szynku w Malborku. Były to figurki dwóch polskich szlachciców, w konfederatkach i z karabelami, zapraszających się wzajemnie na wutke.
Wiele pozyskiwanych w omawianym czasie zabytków nie było w sensie dosłownym polonikami, jak chociażby wymieniony strop z Gołuchowa. Istotne było przede wszystkim pochodzenie zabytku z dawnych głównych portów Rzeczypospolitej, z okresu władania nimi przez królów polskich. Wydaje się nawet, że celowe „polonizowanie” np. mebli, przez dodanie polskiej inskrypcji czy herbów, było działaniem wyjątkowym (tak zalecili uczynić Potoccy z Krzeszowic przy zakupie szaf od Kanińskiego).