Nie wszystko na tym świecie się zmienia. Na przykład tak samo jak i dziś, tak i dla hodowców sarmackich, najważniejsze w koniu były nie dobre nogi, zdrowe kopyta czy wydolne płuca – a maść! Maryan hr Czapski, w swojej „Historii powszechnej konia“ na Dorohostajskiego się gęsto powołując, tak pisze: Wśród pstrokatych, czyli strefistych, albo srokatych koni, te najwyżej ceniono, na których spotykały się barwy najprzeciwniejsze. Karopstrokate też konie, które od zabarwienia sroczego najszczególniej srokatemi zwano, były od innych wyżej cenione, po nich szły myszato – srokate, gniado – srokate, cisawo – srokate, bułano – srokate i siwo – srokate, a starano się najbardziej o takie srokacze, których skóra pod białym włosem czarną była, a ogon twardy, w calą swą długość na poły biały, na poły czarny, o takie, które białości na kopytach, nogach i głowie nie miały, a na białych płatach całego ciała z rzadka jajowate ciemne posiadały plamki jak taranty, i o takie nareszcie, które w czapraczek ciemny na białym tle innej maści zdobne były. Do jazdy przedkładano srokacze i ciemnym, do uprzęży zaś, pstroków o białym na grzbiecie czapraczku.
Powstała nawet, przez Czapskiego cytowana, teoria związek między maściami a cnotami konia tłumacząca. Wedle niej:
Gniada sierść powietrza jest uczestniczką i komplexyi krwawej podlega, co sama wesołość w koniach tej maści jasno pokazuje.
Cisawa sierść, którą dziś kasztanowatą zwiemy, samą maścią podobna ogniowi, jako ogniowej natury żółci w sobie najwięcej zamyka. Cisawe też konie gniewliwemi i wrażliwemi najczęściej bywają.
Wrona sierść z ziemi wszystko przyrodzone bierze, a komplexia melancholiczna jest jej przyrodzoną.
Biała albo siwa sierść, żywiołowi wodnemu i flegmie jest podobą i ztąd białość swoją czerpie.
Przy tym: wierzono, że czystość rodu końskiego w ścisłym była związku z czystością jego sierści. Dzikie maści nie dobrze świadczyły o czystości pochodzenia końskiego. Różnie i dziwnie pomieszane sierści u podlejszych tylko napotykano koni, a wcale się o takich maści produkowanie nie starano.
Przy tym o ile źródła dość często wspominają o tarantach i dereszach, to ani w korespondencji Chodkiewicza (którą często Czapski przywołuje), ani w korespondencjach Koniecpolskiego i Sobieskiego, o srokatych koniach ani razu nie ma mowy.
Czapski uważał za srokacza konia Karola ks. Radziwiłła „Panie Kochanku“, o którym tak pisze: Podejrzanej autentyczności pamiętnik o księciu Karolu Radziwille, wydany we Lwowie 1864 r. następujący zawiera ustęp: „Ogier sobolowej sierści, z osobliwszemi odmianami był to koń chowu księcia – miał on połowę wzdłuż głowy takiego koloru jak był cały, a drugą połowę pomarańczowego, i ucho tegoż koloru. Na piersiach cztery płatki też koloru pomarańczowego, w formie listków kolorowych z obwódką różową i takież płatki na krzyżach, nogi wszystkie cztery białe po kolana [sic!], dużemi centkami pomarańczowego koloru opatrzone, kopyta czarne, przytem koń pięknego składu i trzymał piętnastą miarę [miał 15 stóp wzrostu w kłębie], a wyjeżdżony tak dzielnie, że za najwolniejszym poruszeniem palca cuglem, na każdą stronę w mgnieniu oka się zwracał – czym zachwycił samego cesarza Józefa II.
Niezwykła maść tak zdumiała Wiedeńczyków, że aby rozproszyć ich wątpliwości, stajenny księcia publicznie umył konia. Albowiem mieli Sarmaci zwyczaj… malować swoje konie farbami – zarówno „podrabiając“ maści znane z natury (gdy na przykład do poszóstnego zaprzęgu jednego lub dwóch cugantów odpowiedniej maści brakło…), jak i, częściej – ozdabiając konie barwami w naturze nie znanymi. Co widać chociażby na „Rolce Sztokholmskiej“. Wielka szkoda, że jak do tej pory, przy żadnej ekranizacji „z epoki“, zapomniany ten zwyczaj nie został odtworzony – bo czynił on znaczną różnicę w wyglądzie wojsk polskich, w stosunku do potocznych na ten temat wyobrażeń!