Karczmarze często ulegali pokusie łatwego zarobku, a to dolewając stare piwo do świeżego, a to stosując celowo butelki o mniejszej zawartości płynu niż deklarowana, rozcieńczając wino czy dopisując „bieżącą datę” do rachunku. Takie zdarzenie opisuje Johann Christian Fick (1763-1821), podróżnik i autor popularnych, wielokrotnie drukowanych przewodników. W pewnej karczmie w Poczdamie otrzymał on rachunek z doliczoną doń kwotą w wysokości 1/3 kosztów posiłku, za… oświetlenie sali i obsługę. O ile Fick miał możliwość autentycznej zemsty za ten afront, o tyle przeciętny konsument sam się tej możliwości pozbawiał, spożywając nadmierne ilości alkoholu, co sprawiało, że właściciel czy dzierżawca lokalu czuł się bezkarny. Fick w kolejnym przewodniku napisał wprost, iż konkretnego lokalu w Poczdamie należy po prostu unikać. O podobnych próbach oszukiwania klientów karczm i regulacjach prawnych dla miasta Torunia, które miały zapobiec takim niechlubnym praktykom opowiada Janusz Tandecki.
W Toruniu mieszano piwo, czasem przekraczano dozwolone granice czasowe jego wyszynku i sprzedawano trunek w lokalu po ostatnim dzwonie, czyli po godzinie 21. Takie występki tępiono i stosowano kary, stopniowo zaostrzane. Nieuczciwi karczmarze karani byli utratą prawa sprzedaży piwa na rok i jeden dzień, co uważano za karę dotkliwą. Ciekawe rozwiązanie proponowano w 1718 roku w Brandenburgii: karczmarz po raz pierwszy przyłapany na fałszerstwie musiał ponieść określone w przepisach kary pieniężne, liczone od każdego wiadra i beczki o określonej pojemności. Złapanemu powtórnie właścicielowi konfiskowano cały zapas piwa i wina, a jedną trzecią tegoż otrzymywała… osoba denuncjująca grzesznika. Nazwisko ukaranego nieszczęśnika pojawiało się na czarnej liście (tu dosłownie: tablicy) i tracił on dożywotnio koncesję na sprzedaż obu trunków.
Przepisy prawa regulującego sprzedaż napojów alkoholowych były obszernie przytaczane i komentowane w ówczesnej prasie. Profesor uniwersytetu w Halle, a zarazem wydawca periodyku „Gelehrte Anzeigen”, Johann Peter Ludewig (1668-1743) podkreśla wyjątkową podłość fałszerzy, narażających zdrowie konsumentów na szwank, aż do wielu przypadków śmierci włącznie. Zatem trudno się dziwić, jak pisze Ludewig, że w wielu krajach stosuje się kary drastyczne: od obcinania winnym fałszerstwa rąk, po karę śmierci włącznie. Ponoszone ryzyko było duże, ale i chęć zysku niemała. Tracił na tym klient, konsument, a władza lokalna starała się przynajmniej ograniczyć skalę przestępstwa. Kościół straszył karami, apelował do poczucia moralności, ale karczmarze, bez względu na wyznanie, grzeszyli i fałszowali, tak w średniowieczu, jak i w czasach nowożytnych.