Zarówno król polski Zygmunt III, jak i hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski, licząc się z możliwością wybuchu wojny z Turcją i podejmując plany wyprzedzającego uderzenia w Mołdawii, brali pod uwagę Kozaków zaporoskich. Ich dotychczasowe poczynania na Morzu Czarnym, gdzie, wypuszczając się na wyprawy łupieskie, plądrowali nadbrzeżne miasta i wsie tatarskie i tureckie, kazały widzieć w nich cennego sojusznika. Przy okazji kozackie rajdy po Morzu Czarnym były też, obok tatarskich inkursji na Ukrainę, jednym z głównych powodów rozpętania wojny w 1620 roku.
Co prawda sam Stanisław Żółkiewski miał nienajlepszą opinię u Kozaków, przynajmniej od 1596 roku, kiedy to krwawo stłumił powstanie Semena Nalewajki i dopuścił do wycięcia znacznej liczby mołojców nad Sołonicą. Podobnie w 1617 roku, po zawarciu porozumienia z Turkami, to właśnie hetman wielki koronny nałożył wędzidło swawoli zaporoskiej, zmuszając Kozaków do przyjęcia ugody olszanickiej. Ustalała ona rejestr kozacki na 1 tys. mołojców z płacą 10 tys. zł rocznie i zakazywała wypraw na posiadłości osmańskie. Tuż przed wojną, w 1619 roku, hetman znów wymógł posłuszeństwo na Zaporożcach, zawierając z nimi ugodę rastawicką. Co prawda podniesiono wysokość rejestru i żołdu (do 3 tys. ludzi i 40 tys. zł rocznie), ale jednocześnie kazano spalić czajki i zakazano wypraw. Żółkiewski – z upoważnienia króla – zastrzegł sobie prawo wyznaczania starszego nad Kozakami. Warunki te nie podobały się Zaporożcom. Niemniej hetman spodziewał się, że we własnym interesie nie zechcą oni opuścić Rzeczypospolitej w potrzebie i wezmą udział w wojnie z Osmanami. Jak się okazało, Żółkiewski zawiódł się okrutnie w swych rachubach, co w dalszej perspektywie miało tragiczne skutki dla przebiegu wyprawy mołdawskiej.
Otóż obrażeni na Rzeczpospolitą Kozacy na początku 1620 roku pozbawili przywództwa hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, obarczając go odpowiedzialnością za ugodową politykę wobec Polski. Nowo obrany wódz, Jacek Borodawka, miał zgoła inne plany niż zakładał to hetman Stanisław Żółkiewski. Owszem, nie uchylał się on od konfrontacji z Turcją, ale na własnych zasadach. Postanowił ruszyć na tradycyjną wyprawę łupieską na Morze Czarne, nie oglądając się ani na bieżącą politykę Polski, ani na militarne kalkulacje hetmana wielkiego koronnego.
Pierwsze wyprawy ruszyły już wiosną 1620 roku, przy czym Kozacy odnieśli spory sukces, gromiąc w maju wysłaną przeciw nim flotę osmańską. Krążyli później wokół Krymu, napędzając strachu tak Turkom, jak i Tatarom. Była to jednak dopiero przygrywka do wielkiej wyprawy, którą powiódł osobiście Borodawka.
Kozacy wyszli w morze latem, tuż przed wkroczeniem wojsk polskich pod wodzą Żółkiewskiego do Mołdawii. Ich flotyllę współcześni szacowali z przesadą na 150 czajek – w rzeczywistości liczyła ona zapewne nie więcej niż 100 łodzi. Niemniej była to i tak potężna armada, jakiej nie mogły przeciwstawić się skromne siły morskie Osmanów (utrzymywali oni w tym czasie na Morzu Czarnym siły patrolowe w liczbie kilkunastu galer). Część floty kozackiej – obliczanej na kilkanaście czajek – dotarła w sierpniu 1620 roku na przedmieścia Stambułu. Turcy wystawili przeciw nim trzy galery i kilkadziesiąt naprędce uzbrojonych okrętów. Według świadków wydarzeń żołnierzy osmańskich kijami zapędzano na pokłady, tak bali się Kozaków. Eskadra turecka ograniczyła swoje działania do obserwowania czajek, nie podejmując próby ich zaatakowania.
Jak się zresztą okazało, kozacki wypad nad Bosfor był tylko zasłoną dymną dla dużej wyprawy na Warnę. Oceniane na 15 tys. mieszkańców, bogate miasto w sierpniu 1620 roku zostało zaatakowane przez flotę kozacką w sile kilkudziesięciu czajek. Warna została zdobyta i złupiona.
Wypady kozackie nad Bosfor i do Warny, podjęte latem 1620 roku, przyniosły Zaporożcom sławę i niemałe łupy. Czy jednak przydały się Stanisławowi Żółkiewskiemu? Należy wątpić. Co prawda hetman mógł być częściowo odpowiedzialny za sprowokowanie Kozaków do akcji, kiedy 1 czerwca rozesłał uniwersał ostrzegający przed wojną z Osmanami, niemniej liczył on na obecność Zaporożców we własnym obozie. Gdyby stawili się choćby w połowie tak licznie, jak dwa lata wcześniej pod Moskwą, Polacy uzyskaliby znaczącą przewagę nad wojskami turecko-tatarskimi. Wyprawa miałaby też realne szanse powodzenia. Tymczasem ekspedycja morska, jaką Kozacy podjęli na własną rękę, jedynie rozjątrzyła Turków, w niczym nie pomagając armii hetmańskiej. Żółkiewskiego wsparło jedynie kilkuset Kozaków, co było znikomym ułamkiem sił, jakimi dysponowało Zaporoże. Śmiało możemy zatem powiedzieć, że obecność Kozaków na Morzu Czarnym zamiast w Mołdawii latem i jesienią 1620 roku była jedną z głównych przyczyn niepowodzenia działań polskich i śmierci sędziwego hetmana.