Schyłek panowania Jana III nie należał z pewnością do najjaśniejszych okresów w jego życiu. Starzejący się król zmagał się z opozycją magnacką i próbował znaleźć wyjście z politycznego impasu, jakim stał się dla Rzeczypospolitej udział w Lidze Świętej. Nie przynosił on Polsce i królowi spodziewanych sukcesów, gdyż rwąca sejmy opozycja paraliżowała wysiłek zbrojny państwa, notabene słusznie podejrzewając, że Jan III zwycięstwo w wojnie tureckiej chce przekuć na zapewnienie tronu swemu synowi. W tej sytuacji król powrócił w 1692 r. do pomysłu porozumienia się z Francją i zawarcia za jej pośrednictwem separatystycznego pokoju z Osmanami. Rolę pośrednika w układach wzięła na siebie królowa Marysieńka. Ludwik XIV przysłał ze swej strony nowego ambasadora, Melchiora de Polignaca, opata Bonportu. Giętki i zręczny poseł szybko pozyskał sobie parę królewską, stając się niemal nieodłącznym towarzyszem Sobieskich. Sytuacja ta okazała się sprzyjająca również dla historyków, jako że ułatwiła dostęp do króla także członkowi poselstwa francuskiego, panu de Mongrillon. Odgrywał on rolę kuriera i człowieka do zadań specjalnych. Niewiele o nim wiemy – nie znamy nawet jego imienia. Istotne jest wszakże, że w czasie swego pobytu w Polsce w latach 1693–1697 de Mongrillon spisywał pamiętnik, w którym zawarł wiele trafnych spostrzeżeń tak na temat króla Jana III, jak i polsko-litewskiej elity władzy i kulisów bezkrólewia po śmierci Lwa Lechistanu. Dzieło Mongrillona ukazało się pośmiertnie w 1759 r. w Amsterdamie pod nieco przydługim tytułem Mémoires et anecdotes pour servir à l`histoire de la Pologne [...] (całości oszczędzimy Czytelnikowi). Polskie tłumaczenie przygotowała Łucja Częścik i do tej edycji będziemy odwoływać się w niniejszym tekście.
Pisząc o Janie III, de Mongrillon nie szczędził mu pochwał jako niezrównanemu żołnierzowi i dowódcy. Zdaniem pamiętnikarza jednym z głównych powodów wystawienia tak wysokiej noty królowi polskiemu była jego znajomość zachodniej (czytaj: francuskiej) sztuki wojennej. Możemy przymknąć oko na tę megalomanię Francuza, jako że w czasach Ludwika XIV armia Króla Słońce rzeczywiście nie miała sobie równej w Europie, a sztuka inżynieryjna stanęła na najwyższym poziomie. Miarą umiejętności wojskowych była zatem znajomość francuskiej maniery wojowania. Mongrillon ubolewa nawet, że Janowi III przyszło żyć i zmagać się z tak barbarzyńskimi ludami, jak Rosjanie, Tatarzy czy Turcy, którzy najwyraźniej nie znali się na prawdziwej wojaczce. Co gorsza, sami Polacy, którym panował, również nie należeli do ludów obeznanych w rzemiośle Marsa. W tak niedogodnych warunkach Jan III nie mógł rozwinąć w pełni swych możliwości i „dorównać najsławniejszym dowódcom”.
Ocena wydaje nam się cokolwiek zbyt surowa, bo niczego nie ujmując naszym wschodnim adwersarzom, trudno też samych Polaków posądzić o brak umiejętności wojennych. Co było naszą piętą Achillesową, to permanentny brak gotówki, niepozwalający na zaplanowanie i poprowadzenie dłuższej kampanii – w czym celowały armie Ludwika XIV. Rzucała się też w oczy nieumiejętność zdobywania twierdz, czemu ówcześni Francuzi oddawali się z wielkim zapałem. Jak należy mniemać, to właśnie kazało Mongrillonowi odsądzić Polaków od Marsowego rzemiosła.
Krytycznie odnosząc się do możliwości wykorzystania przez Jana III jego zdolności wojskowych, nie zaprzecza bynajmniej de Mongrillon jego wielkiej sławie wojennej. Co więcej, stanowczo przesadza nawet, utrzymując, iż Turcy uciekli spod Wiednia na samą wieść o bliskości króla polskiego. Zdaniem de Mongrillona, usłyszawszy, że Jan III nadciąga, Turcy nie ośmielili się obsadzić wąskich przejść przez Las Wiedeński, gdzie z łatwością powstrzymaliby armię odsieczową: „Jednakże bliskość króla tak ich przeraziła, że nie pomyśleli o zajęciu tych wąwozów i pozostawili w ten sposób wolną drogę Polakom”.
Miło się nam czyta tego typu wywody, lecz musimy pamiętać, że nie samą sławą swego imienia Jan III rozproszył muzułmańskie zastępy. Śmiem nawet twierdzić, że jego obecność i przejęcie naczelnego dowództwa armii odsieczowej nie tyle osłabiło morale Turków, ile wzmocniło je u Niemców i Austriaków. A umiejętność walki ze wschodnim przeciwnikiem okazała się decydująca dla odniesienia wspaniałego zwycięstwa wiedeńskiego. A że de Mongrillon przypisał wszystko sławie wojennej króla – no cóż, świadczy to jedynie o tym, że Jan III cieszył się zasłużonym mirem na Zachodzie.
Charakteryzując Jana III, de Mongrillon zauważył liczne pozytywne cechy, wyróżniające króla polskiego korzystnie na tle innych – nie tylko koronowanych głów. Uważał, że „władca ten posiadał wszelkie zadatki na największego króla świata”, a zawdzięczał to właśnie „swoim wielkim zaletom”. Francuz bez wahania zaliczył do nich „wielki umysł” – my powiedzielibyśmy dziś „otwarty umysł” bądź „szerokie horyzonty”. Trudno nie zgodzić się z tą konstatacją. Oprócz tego król Polski w opinii de Mongrillona „był bardzo miły, posiadał dużo wiedzy, stałości, delikatności, roztropności i skrytości”. Ciekawe zestawienie. Bycie miłym, a więc przystępnym, to niewątpliwie pożądana cecha w dobie tryumfujących salonów literacko-towarzyskich, z których słynęła ówczesna Francja. Lew salonowy powinien być oczywiście również delikatny, jak i wykształcony, aby uczoną rozmową bawić wytworne towarzystwo. To wszystko Jan III miał – i zgadzają się z tym opisem relacje innych świadków jego życia. Groźny i surowy król – w stylu Iwana IV – który samym spojrzeniem mroziłby krew w żyłach struchlałym dworzanom, był zdecydowanie démodé, że użyjemy słowa z języka epoki. Niemniej, król był królem i odpowiadał za swoje państwo. W tej działalności z kolei przydają się takie cechy, jak roztropność i skrytość. Sprawy państwowe wymagają bowiem częstokroć utrzymania wielu rzeczy w tajemnicy, zwłaszcza w takim narodzie, jak polski, który lubił wiele wiedzieć i publicznie roztrząsać najbardziej wrażliwe tematy. I w tym względzie więc Jan III stanął na wysokości zadania.
Nie ulegajmy wszakże złudzeniu, że de Mongrillon widział i przedstawiał króla w samych superlatywach. W końcu – jak sam napisał – Sobieski miał aż, ale i jedynie „zadatki” na największego króla świata. Dlaczego nim nie był? Cóż, zawdzięczał to zgoła innej przypadłości, jaką było skąpstwo. Podobnie jak znającemu Jana III z późnych lat jego życia Bernardowi O’Connorowi, ta właśnie niemiła cecha charakteru Sobieskiego rzuciła się naszemu Francuzowi w oczy. Twierdził on stanowczo, iż „skąpstwo, które go [króla] opanowało, stało się hamulcem wszystkich jego poczynań” tudzież „psuło mu wszystko i uniemożliwiało wykorzystanie swoich wielkich zalet”.
Co konkretnie de Mongrillon miał na myśli? Otóż, podobnie jak O’Connor, zarzucał królowi, iż ten skąpi pieniędzy na wojsko i właśnie dlatego prowadzi wojnę „ślamazarnie lub nonszalancko”. Najwyraźniej król wolał takie rozwiązanie, niż użycie swych środków na przyśpieszenie działań wojennych. Jak wiemy, zarzut ten był powtórzeniem opinii opozycji magnackiej, która stała na zgoła anachronicznym, a jakże wygodnym stanowisku, iż to władca powinien z własnych środków prowadzić wojnę. Dodajmy, iż rzeczywiście spore majątki, które Jan III otrzymał jeszcze jako dziedzictwo od swych przodków, kłuły w oczy adwersarzy, bynajmniej nieśpieszących się z nadwyrężaniem własnej szkatuły dla dobra państwa.
Zdaniem de Mongrillona skąpienie środków na wojnę spowodowało też upadek autorytetu Jana III w Europie, który mógłby, „gdyby zechciał, stać się arbitrem Europy w ostatniej wojnie, lecz skąpstwo i zobojętnienie ogarnęło go zbyt mocno”. Uwaga może i słuszna, jednak z zastrzeżeniem, iż to nie własne zasoby króla mogły zdecydować o losie wojny z Osmanami, a wysiłek całej Rzeczypospolitej – którego brakowało.
Trudno też zgodzić się z ostatnim zarzutem Francuza, iż skąpstwo Jana III stanęło na przeszkodzie odpowiedniej edukacji jego synów, a to z kolei uniemożliwiło zachowanie korony w rodzie Sobieskich. Jak wiemy, Jan III działał wręcz przeciwnie do tego, co o tym napisał de Mongrillon, i robił co mógł, by odpowiednio przygotować swego następcę (w pierwszej kolejności myślał o pierworodnym Jakubie Ludwiku). Być może ta opinia de Mongrillona jest reminiscencją gorszących sporów wśród Sobieskich o majątek po królu, co rzeczywiście osłabiło notowania Jakuba u szlachty. De Mongrillon mógł też chcieć zatuszować niemiły w takim kontekście fakt, że mimo wspaniałości wychwalanego Jana III Francja zdecydowała się na elekcji poprzeć nie jego syna, ale własnego kandydata – Franciszka Ludwika Bourbona, ks. de Conti.
Podsumowując – choć dotyczą ostatnich lat życia Jana III, wspomnienia de Mongrillona o królu polskim przynoszą wiele trafnych spostrzeżeń, jak również powielają wiele stereotypów (tak pozytywnych, jak negatywnych), które już wówczas funkcjonowały w opinii publicznej. Niemniej, uwagi de Mongrillona godne są przypomnienia i zapamiętania.
Omawiany tekst: M. de Mongrillon, Pamiętnik, oprac. Łucja Częścik, Wrocław 1982.