Na obrazie nieznanego autora pt. Adoracja Matki Boskiej Szkaplerznej w kościele w Piotrkowicach (województwo świętokrzyskie, niedaleko Chmielnika) dostrzegamy wśród orantów zbiorowy portret rodziny fundatora z około 1625 roku. Obok szlachcica przypominającego Adama Kazanowskiego oraz szeregu osób duchownych, w oczy rzuca się figura kobiety w przeskalowanym kapeluszu oraz małej, czarnookiej dziewczynki ubranej niczym królewska córa.
Postać ok. 11-letniego dziecka zdobi wyjątkowo okazały zespół klejnotów, przywodzący na myśl zwyczaje konfekcyjne królowej Konstancji Austriaczki (por. choćby portret monarchini z Monachium). Na czepiec założyła nie tyle wykonany ze złotego drucika łubek, co wręcz diamentowo-rubinowy diadem z wiszącymi perłami. Skronie dziewczynki zdobią zausznice (klejnot z diamentem „puntnym” i otokiem rubinowym) wykończone pąsowymi faworkami. Na piersi, poniżej batystowego kołnierza ustawionego na specjalnej podstawce, dostrzegamy pektoralik oraz fragment łańcucha („kanaczka”) – zapewne tzw. noszenie, być może z zawieszeniem (np. „triangulnym”). Cały garnitur został zdominowany przez złoto i rubiny (ew. korale), z dodatkiem takich elementów, jak diamenty rzezane w „trainuł” i w „szybę”, perły „orientalskie”, „podługowate śliwczaste” lub „gruszcze”, wreszcie klejnoty z „szmelcem białym i czerwonym”.
Owa korona stanowiła oczywiście biżuteryjny odpowiednik wianka, insignium virginitatis. Ewa Letkiewicz pisze: „Moc prawna wianka w prawie polskim nie znajduje analogii w państwach zachodniej Europy […]. Wianki, pierwotnie z kwiatów, ruty i mirtu, w okresie pierwszych Jagiellonów zastąpiono w środowisku dworskim kosztownymi diademami z pereł i złota. […] W zamożniejszych rodzinach wieniec panny młodej stawał się koroną, zdobioną klejnotami”. Jeszcze Potocki w Moraliach opisywał szlachcianki, co „Zielone dziewkom na wsi zostawiwszy wianki,/ Te w złocie z kamieni drogich i w perłowe/ Utrefioną włosami koronują głowę”. Wkrótce jednak ów znak dystynkcji odszedł do lamusa. Trudno było odróżnić panny od mężatek: „Panny wieńców nie noszą, mężatki nie czepią,/ Wszystkie czubią opłasznie, wszystkie muchy lepią”.
Taką właśnie okazałą muszkę przyczepioną na wypudrowanym policzku można zauważyć na portrecie niemłodej już Pani Matki. Na kornufas białogłowa założyła modny kapelusz z wysoką główką, przyrównywaną przez potomnych do pałeczki cukru trzcinowego. Obok pięknych zausznic, drogocennej koronki (reticelli) wykańczającej stojący kołnierz, pod sznurami pereł zdobiących szyję z trudem dostrzegamy wielką jubilerską rozetę zdobiącą pierś matrony – zapewne prezent od małżonka, ukazanego w sarmackim karmazynie po przeciwnej stronie płótna.
Jak to ujęła E. Letkiewicz, „wykwintne stroje, jaśniejące blaskiem złota i kamieni szlachetnych klejnoty, służyły do określenia statusu osoby, pozycji, jaką zajmowała w świecie.[…] W rywalizacji o pierwszeństwo niezwykle istotny był zewnętrzny splendor służący określeniu miejsca jednostki w świecie. W tej grze klejnoty, ich świetność i materialna wartość stawały się ważnymi akcesoriami, po których rozpoznawano hierarchię i znaczenie osoby”.
Pannie na wydaniu przystoi przepych stroju, zwłaszcza gdy ojciec należy do świeżo nobilitowanej plutokracji, a matka kompensuje na dziecku swe niespełnione aspiracje. Trawestując słowa Elżbiety Drużbackiej, można by rzec: „cnotą i złotem panna się nadstawia”. Czy skutecznie?