27 XI 1670 grupka wynajętych przez elektora brandenburskiego zbirów nie zawahała się przed zbrojnym pogwałceniem prawa Rzeczypospolitej. I to w samym jej sercu, w Warszawie. Na rozkaz Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, zwanego Wielkim Elektorem, porwano jego zaciekłego wroga, pruskiego szlachcica Krystiana Ludwika Kalksteina (ur. ok. 1630), noszącego również polskie nazwisko Stoliński. Podstępnie pojmany, został chyłkiem wywieziony do Prus Książęcych.
Posiadający polski indygenat Prusak nie był postacią anonimową. Prowadził twardą działalność opozycyjną przeciw rządom elektora, dążąc do przekreślenia warunków traktatów welawsko-bydgoskich (1657). Po zawarciu pokoju oliwskiego (1660), potwierdzającego suwerenność Prus, Fryderyk Wilhelm skoncentrował się na polityce wewnętrznej. W dążeniu do władzy absolutnej podjął próbę likwidacji praw stanowych we wszystkich krajach pozostających pod władaniem Hohenzollernów. Spacyfikowawszy brutalnie opozycję pruską (po 1661), wprowadził liczne nowe podatki, dochody przeznaczając dochody na zorganizowanie sprawnej armii. Oskarżony o zdradę stanu i skazany na dożywotnie więzienie przywódca stanów pruskich, zbiegł do Warszawy.
Celem Kalksteina i jego sojuszników było przywrócenie polskiego zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi. Zdawali sobie sprawę, że sami nie wygrają z elektorem. Dlatego usiłował znaleźć sojusznika w Rzeczpospolitej, w której miał wielu politycznych przyjaciół, jeszcze z czasów służby w wojsku litewskim. Szykując się do powstania przeciwko rządom Brandenburczyków w Prusach podjął działalność agitatorską na dworach magnackich, na sejmikach, a wreszcie podczas obrad sejmu w Warszawie w 1670. W licznych wystąpieniach i broszurach przedstawiał przypadki łamania umów, jakie swego czasu Fryderyk Wilhelm zawarł z Polską. W porozumieniu z przywódcą powstania w Królewcu Hieronimem Rothem, zabiegał u podkanclerzego Andrzeja Olszowskiego o zerwanie układów Rzeczpospolitej z elektorem i usunięcie go z Prus siłą. Ale konstelacja polityczna nie była mu przychylna. Dwór królewski nie wykorzystał nawet szansy choćby na upomnienie się o zwrot Drahimia, który elektor zajął w czasie bezkrólewia, a także na odnowę lenna lęborsko-bytowskiego. Elektor, doskonale poinformowany o działaniach Kalksteina zaczął się obawiać, że jego namowy skłonią sejm do wypowiedzenia Brandenburgii wojny. Jedynym wyjściem było usunięcie niewygodnego agitatora. Jerzy Samuel Bandtkie pisał: „Gdy Kalkstein odwiedził [Euzebiusza] Brandta [posła elektorskiego] w pałacu jego, został przytrzymanym, a w pojeździe pokrytym odwieziono go do Prus”.
Tak naprawdę Kalksteina pojmano w karczmie na warszawskim Lesznie, którą prowadził elektorski agent Andrew Thamson. Sam Jan Sobieski, wówczas hetman wielki koronny, zanotował: „przysłał Kurfirst kilkanaście rajtarów i wzięli go w nocy z Warszawy, włożyli w skarbny wóz i pojechali tak, że ich żaden nie gonił”. Ujęli go zresztą dawni towarzysze broni z armii litewskiej, m.in. szkocki najemnik Hugo de Montgommery, w tym czasie będący na żołdzie lektora. Gdy popełniony pod bokiem polskiego króla gwałt ujrzał światło dzienne, Michał Korybut Wiśniowiecki zażądał niezwłocznego wydania jeńca. Fryderyk Wilhelm odmówił. Nie chciał i nie mógł wypuścić niebezpiecznego przywódcy opozycji. Spokojnie przeczekał pierwszą falę oburzenia i gróźb ze strony polskiej szlachty i króla, słusznie licząc, że prędzej czy później sprawa przycichnie, a Rzeczpospolitą pochłoną inne problemy. Nie pomylił się w kalkulacjach. Osadzony w więzieniu w Kłajpedzie Kalkstein, przeszedł – na wyraźne żądanie elektora – okrutne tortury, podczas których chciano wydobyć zeznania obciążające uczestniczących w spisku wspólników. Protokół z przesłuchania, będący też rejestrem brutalności oprawców, ciągnie się przez kilkanaście stron. Komisja sądowa mająca rozstrzygać sprawę Kalksteina wahała się, czy wobec szlachcica i oficera można stosować środki tak brutalne. W odpowiedzi elektor wysłał rozkaz: „Torturować bez najmniejszej zwłoki. Ci, którzy pod pozorem skrupułów sumienia odmawiają nam winnego posłuszeństwa, niechaj nie będą torturze obecni, aby innych nie wprowadzać w błąd i wahanie”.
Po dwóch latach pobytu w więzieniu (był przykuty łańcuchem w ciemnicy zwanej Pfefferstube), trybunał skazał Kalksteina „jako przeniewiercę, fałszerza i oszczercę” na śmierć przez ucięcie głowy mieczem i przepadek mienia. W ostatnim liście do dzieci Kalkstein pisał: „Uczcie się po polsku i chrońcie się do Polski, bo nie ma już dla was miejsca w uciemiężonych Prusach”. Wyrok wykonano 8 XI 1672 w cytadeli memelskiej, a zajęta wojną z tureckim najazdem Rzeczpospolita nie zdobyła się nawet na protest. Ciało oficera nie godzącego się z elektorskim absolutyzmem, wbrew prośbom rodziny, spoczęło w podziemiach kościoła w Memlu.