Zapewne wielu rzymskich chłopców chciało naśladować walecznego Horacjusza, który w pojedynku rozstrzygającym losy wojny między Rzymianami a Sabinami pokonał trzech wrogów, dając dowody nie tylko męstwa, ale i wielkiej rozwagi. Niejeden Rzymianin chciał pobożnością przewyższyć króla Numę, niezachwianą uczciwością – konsula Brutusa, męstwem – Horacjusza Koklesa, a determinacją – Mucjusza Scewolę. Wrażenie robiła historia Horacjusza Koklesa, który sam jeden bronił mostu wiodącego przez Tybr do Rzymu i stracił podczas tej walki oko, ale ocalił wielu obywateli, a może całe miasto. Z kolei Mucjusz Scewola postanowił zabić króla Etrusków i, aby to uczynić, wkradł się do obozu wrogów. Złapany w pobliżu króla Etrusków włożył prawą rękę do ognia, by udowodnić, jak wielka jest jego determinacja. Za wzór uczciwości uchodził Cyncynat, obywatel i rolnik, któremu podczas wojny z walecznymi Ekwami powierzono funkcję dyktatora; znany z uczciwości i siły charakteru Rzymianin pozwolił, by go oderwano od codziennej pracy na roli, ruszył na wojnę, którą zresztą szybko zakończył, a powierzoną mu władzę oddał senatowi i ludowi rzymskiemu. Także dziewczętom opowiadano podobne legendy: o Hersylii, pięknej i odważnej żonie Romulusa; o Klelii, która jako zakładniczka trafiła do obozu Etrusków i uciekła stamtąd, zabierając ze sobą innych jeńców; o Lukrecji, która przeszła do tradycji jako symbol umiłowania kobiecej cnoty nad życie; czy o szlachetnej i dumnej matce Grakchów, Kornelii.
Polaków i Rzymian zbliżał także stosunek do przodków. W niejednym polskim domu wspominano sławę i odwagę przodków jako cnoty godne naśladowania. Mentalność sarmacka opierała się przecież na obyczajach przodków, skłonności do pokoju oraz wolności indywidualnej i osobistej. Lektura dzieła rzymskiego historyka Liwiusza dostarczała wiele przykładów męstwa, które istotnie naśladowano, a w niespokojnych czasach wiele było okazji, by to uczynić. Jan III wspominał o tym, że w Żółkwi przechowywano liczne pamiątki po Stanisławie Żółkiewskim. W dawnej komnacie hetmana stale paliła się lampka oliwna, leżał jego miecz, buława - dar papieża oraz płaszcz porąbany szablami Tatarów i splamiony krwią wodza. Dzieciom kazano powtarzać za Horacym: O quam dulce et decorum est pro patria mori – O, jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę. I taka też inskrypcja widniała w krypcie grobów przodków w kościele NMP i śś. Wawrzyńca i Stanisława w Żółkwi. Swoistym memento był też napis na płycie nagrobnej Stanisława Żółkiewskiego w prezbiterium tego kościoła: Exoriaris aliquis nostris ex ossibus ultor – Powstaniesz kiedyś z kości naszych, mścicielu.
By ocenić wpływ rzymskiego antyku na ideologię sarmacką, można sięgnąć po polskie herbarze. Ciekawe jest pochodzenie herbu Łada. Jego ustanowienie związane jest z czynami wojennymi wojownika Grzymały, który tak uparcie bronił twierdzy przed rzymskim cesarzem Markiem Aureliuszem, że ów umarł ze zgryzoty. W tym micie herbowym nie liczy się prawda historyczna, lecz sam fakt połączenia historii rodu z historią Rzymu. Echa legendy o rzymskim pochodzeniu Polaków odnajdujemy w legendach rodowych i herbowych wielu rodzin szlacheckich i magnackich.
Do polskich tradycji państwowych odwoływała się nie tylko szlachta. W literaturze plebejskiej także znajdujemy ślady dumy z dokonań przodków, poczucie jedności z bohaterami z przeszłości, choć z reguły byli oni pochodzenia szlacheckiego, a nawet monarszego. Takie przywiązanie do wartości tradycji państwowych Rzeczypospolitej reprezentowało głównie mieszczaństwo z terenów Korony oraz w pewnej mierze patrycjat miejski Rusi i Prus. Trudno jednak oceniać świadomość historyczną chłopów.
Rzymianie żyli w kulcie przodków. W atrium rzymskiego domu znajdowały się maski ich antenatów, które sporządzano nie tyle ze względu na wiarę w życie pozagrobowe i konieczność zapewniania zmarłemu egzystencji na tamtym świecie, ile ze względu na chęć utrwalenia pamięci o wybitnych członkach rodu i zachowanie w ten sposób jego ciągłości. Portrety przodków potwierdzały stary rodowód, znakomite pochodzenie i zasługi rodu. Splendor rodu (łac. gloria maiorum) był niezwykle pomocny w karierze politycznej. Portrety upamiętniały nie tylko osoby, ale także czyny tych osób, stąd dążenie, by uwydatniały one najważniejsze cnoty prawdziwego Rzymianina: pietas i virtus – bogobojność i dzielność. Portrety te mały najpierw formę głów z wosku albo malowideł na tablicach. Z biegiem czasu ulegały one zniszczeniu i trzeba je było naprawiać albo wykonać na nowo. Wyspecjalizowane warsztaty, które się tym zajmowały, mogły także zrealizować zamówienie na maski fikcyjnych przodków: tych, o których wspominały rodowe legendy, i tych, którzy zginęli w czasie wojny. Podobizny przodków zawieszano na ścianach atrium i łączono wstążkami, tworząc drzewa genealogiczne.
To jeszcze nie dowodzi, że pamiętano o ich wielkich czynach i o tym, że próbowano je naśladować. Przypomnijmy sobie zatem Marka Brutusa, jednego z morderców Juliusza Cezara. Brutus przystąpił do spisku, pamiętając o swoim sławnym przodku, Lucjuszu Juniuszu Brutusie, pierwszym rzymskim konsulu po wypędzeniu Tarkwiniusza Pysznego w 510 r. p.n.e., o którym mawiano, że królów precz wygnał. Pod jego pomnikiem znajdowano napisy: Obyś żył teraz. Marek Brutus na swoim miejscu w kurii senackiej znajdował także anonimy, które wypominały mu bezczynność i przypominały o odwadze przodka. Sam Cezar, rozpoczynając karierę polityczną, wykorzystał okoliczność śmierci swojej ciotki, Julii oraz córki, także Julii (w rodzinach rzymskich zwyczajem było tworzenie imion córek od nazwisk rodowych), by przypomnieć o początkach rodu julijskiego. Nie mógł chwalić się znakomitymi urzędami pełnionymi przez przodków, bo nie było ich zbyt wiele. Jednak Juliusze szczycili się tym, że ich ród zaczął się od bogini Wenus, jej syna Eneasza, protoplasty Rzymian, i jego potomka Romulusa, założyciela Miasta. Cezar, wygłaszając na forum owe słynne mowy pogrzebowe, przypomniał Rzymianom o pochodzeniu ich samych.
Można zaryzykować stwierdzenie, że państwo polskie – tak jak rzymskie – wspierało się na starożytnych obyczajach i na cnotliwych mężach. I Rzymianie, i Polacy żywili przekonanie, że w mores maiorum – obyczajach przodków – tkwiła przyczyna zdrowia państwa, że były one źródłem tężyzny moralnej przodków. Jeśli jednak pominąć ich niewątpliwie dydaktyczny wpływ, legendy te są dowodem uszlachetniania teraźniejszości poprzez przypominanie przeszłości.