O koniach staropolskich czytamy najczęściej w źródłach w jednym kontekście: braku koni, utraty koni, poszukiwania nowych koni w miejsce tych, które się „zużyły“. Bo też tempo rotacji koni użytkowych w zdecydowanej większości ról, w których występowały – było podówczas ogromne!
Nie chodzi nawet tylko o straty wojenne (choć np. Jan Chryzostom Pasek szczególnie często narzeka na to, że mu znowu konia ubili – i też kończy się jego kariera wojskowa, gdy braknie już środków na zakup wciąż nowych…). Najwięcej problemów przysparzało wyżywienie koni i ekstremalne wysiłki, do których zmuszał je tryb prowadzenia kampanii wojennych czy odbywania podróży – stąd też konie częściej padały na skutek ochwatu, kolki lub innych chorób, niż ginęły bezpośrednio w walce. Groźne były także częste kulawizny, obtarcia grzbietu czy przemęczenie – co powodowało, że przed wodzem bardzo często stał wybór: albo toczyć kampanię w powolnym, solennym tempie (jak pisał do papieża z drogi pod Wiedeń Jan III: moja husaria i tabory nie mogą pokonywać więcej niż 4 mile dziennie…), dającym dość czasu na prawidłowe karmienie koni (szczególnie paszą objętościową, której brak na dłuższą metę prowadzi do chorób układu pokarmowego i kolek – ale taki wypas zajmuje dużo czasu…) i odpoczynek – albo ryzykować, że przyjdzie ją kończyć na piechotę…
Werdum, relacjonując kampanię ukrainną hetmana jeszcze, Jana Sobieskiego, w czasach gorących sporów „malkontentów“ z dworem Michała Korybuta Wiśniowieckiego twierdzi wręcz, że błyskawiczne marsze i ciągły stan alarmu w czasie tej ekspedycji – były spiskiem. Sobieski bowiem pragnął zbuntować powierzone sobie wojsko, a tym samym doprowadzić do antykrólewskiej konfederacji, pozbawiając towarzyszy koni, które są ich głównym majątkiem.
Zaopatrzeniu w konie służyły przede wszystkim liczne jarmarki – co najmniej jeden duży, najczęściej wielodniowy jarmark na konie odbywał się raz do roku (częściej – dwa, trzy, a nawet cztery razy do roku), w każdym z województw Rzeczypospolitej. Przytaczanie pełnej listy tych jarmarków byłoby dość monotonne. Warto wiedzieć o najsłynniejszych: w Białej Cerkwi i w Berdyczowie w województwie kijowskim, w Buczaczu, Jarmolińcach i w Barze w województwie podolskim, w Jarosławiu w województwie ruskim (tamże odbywały się co roku 3 jarmarki, a każdy trwał po 4 tygodnie i gromadził do 20 tysięcy koni), w Łęcznej w województwie lubelskim (3 jarmarki w roku), w Łowiczu w województwie rawskim (6 jarmarków w roku), na Litwie zaś: w Ejszyszkach (woj. wileńskie) i w Mirze (woj. nowogrodzkie). Zarówno w Ejszyszkach, jak i w Mirze, handlem końmi trudnili się miejscowi Cyganie, nad którymi władzę sprawowali ich „królowie“. „Króla Cyganów“ w Mirze mianowali Radziwiłłowi – i był to znaczny dla ich szkatuły przychód!
Konie na jarmarkach były najrozmaitsze – sprowadzano je dość masowo z Węgier, z hospodarstw naddunajskich i z Turcji, a nawet, za pośrednictwem Moskwy – z Persji i z Azji Środkowej. Siłą rzeczy jednak – najważniejsza była hodowla krajowa. Skoncentrowana przede wszystkim na obszarze Podola, Wołynia i „Pobereża“, czyli Ukrainy Naddnieprzańskiej. Nie zachowały się do naszych czasów nazbyt liczne, ani dokładne informacje o tych stadach. Stąd też, z imienia tylko wiemy, że słynna była hodowla Buczackich, że królewicz Jakub Sobieski podarował 24 klacze z ojcowskiego stada w Żółkwi Padlewskim, a oni oparli na tym hodowlę słynną jeszcze w końcu XVIII wieku, że skutkiem ugody kończącej spór między Radziwiłłami a Hohenzollernami o spadek po Ludwice Karolinie (niedoszłej narzeczonej tegoż królewicza Jakuba…), było przekazanie stad radziwiłłowskich pruskiej, królewskiej stadninie w Trakenach itd. W końcu XVIII wieku w stadach tych poczęto coraz konsekwentniej używać głównie arabskich koni, sprowadzanych wprost z Bliskiego Wschodu – i wraz z tym wydarzeniem, skończył się mityczny okres w polskiej historii hodowli koni – a zaczęła jej historia spisana. Choćby w znakomitej książce prof. Witolda Pruskiego „Dwa wieki polskiej hodowli koni arabskich i jej znaczenie w świecie“.
Jakie konie hodowali Sarmaci – próżno teraz dochodzić. Wiadomo tylko, że robili to z upodobaniem, albowiem: Lach bez konia jako ciało bez duszy, jak chłop bez świni, Żyd bez kozy, diak bez psałterki a gospodarstwo bez kota na zapiecku.