Pierwsze łaźnie miejskie wzniesiono w I w. p.n.e., wtedy, gdy edylem – urzędnikiem odpowiedzialnym za porządek w Rzymie – był Marek Agryppa. Wygody i przyjemności, których można było zażyć na terenie term, przyciągały tłumy mieszkańców Rzymu; z czasem łaźnie stały się miejscem spotkań eleganckiego rzymskiego świata.
Urządzenia kąpielowe były na pierwszym planie. Ten, kto przychodził do term, codziennie wykonywał te same czynności. Po wejściu do kompleksu trafiał do przedsionka, w którym zostawiał pieniądze, kosztowności i różne drobiazgi. Potem udawał się do szatni, a następnie do sali z basenami wypełnionymi ciepłą wodą (łac. tepidarium). Zażywanie kąpieli w takiej temperaturze miało przygotować organizm do kąpieli w caldarium (sala, w której znajdowały się baseny z gorącą wodą). Potem udawano się do frigidarium, by kąpać się w zimnej wodzie (łac. frigidus – zimny). Miłośnicy kąpieli parowych mogli skorzystać z sauny (łac. laconicum). W termach można było zadbać o higienę i wygląd całego ciała: powierzyć je dłoniom sprawnego masażysty, usunąć zbędne owłosienie (biada tym, którzy mieszkali w pobliżu term!) lub udać się na boisko i poprzez ćwiczenia doskonalić ciało. Łaźnie zatrzymywały na dłużej także miłośników rozrywek intelektualnych. Można było oddawać się im w samotności, w bibliotece (w termach Karakalli, niemal największych spośród łaźni rzymskich, znajdowały się dwie sale biblioteczne), lub stojąc w tłumie Rzymian, którzy przysłuchiwali się popisom poety lub muzyka. Artyści uważali taki sposób promocji za niezwykle skuteczny.
Wbrew pozorom i w termach można było zażyć ciszy, w salach do odpoczynku i salach bibliotecznych. Na zewnątrz zaś panował nieopisany gwar: rozlegały się krzyki sportowców, klientów epilatorów – niewolników usuwających owłosienie, kłócących się ludzi, sprzedawców jedzenia, przyłapanych na gorącym uczynku złodziei.
Rzymianie szybko polubili łaźnie zarówno z powodu ich wygód, jak i dla architektonicznej urody tych kompleksów. Każdy kolejny po Oktawianie Auguście cesarz wznosił nowe termy lub przeprowadzał renowację już istniejących. W dodatku fundatorzy stawiali sobie coraz większe wymagania: każde nowe termy były większe i piękniejsze. Zdobiono je malowidłami, rzeźbami, marmurami, mozaikami, szlachetnymi kamieniami, inkrustacjami. Niektóre z nich były naprawdę ogromne: w pozostałościach term Dioklecjana w Rzymie mieści się dziś m.in. reprezentacyjny kościół Najświętszej Marii Panny od Aniołów. Zachowane do dziś rzeźby – spośród tych, które niegdyś zdobiły termy – jako arcydzieła sztuki starożytnej wielokrotnie kopiowano, próbując zgłębić tajniki geniuszu starożytnych artystów. Bo też nie byle jakie były to dzieła: Tors Belwederski, Grupa Laokoona, Byk Farnezyjski, Herkules Belwederski, Apoksyomenos.
Termy dostarczały Rzymianom rozrywek – stosownie do ich upodobań. Z biegiem czasu okazało się jednak, że bywanie w nich należało do dobrego tonu. Światowy i dbający o swą popularność obywatel spotykał się tam z innymi przedstawicielami eleganckiego świata. Z term można było przynieść najświeższe plotki, np. polityczne, bo tematów tych nie unikano w czasie rozmów prowadzonych w kąpieliskach. Rzymianki wracały z pomysłem na nową fryzurę lub ubiór, ktoś inny znowu po wysłuchaniu inspirującej dyskusji literackiej szedł do domu pobudzony do własnej twórczości.