Patrząc z perspektywy stuleci, można stwierdzić, że najtrwalszą pamiątką po Stuartach okazała się legenda „pięknego księcia Karolka”. „Bonnie Prince Charlie” pozostaje jedną z najbardziej popularnych postaci nie tylko w historii Szkocji ale i Wielkiej Brytanii. Pisali o nim szkocki poeta narodowy Robert Burnes, Sir Walter Scott czy Robert Louis Stevenson. Z powstaniem jakobickim z lat 1745-46, na czele którego stał książę Karol, związana jest jedna z najpiękniejszych pieśni szkockich, „The Bonnie Banks o’ Loch Lomond’.
Skąd wzięła się legenda „pięknego księcia Karolka”? A skąd w ogóle biorą się legendy? Czy wystarczył jego urok osobisty? Wielu ludzi posiada urok osobisty, ale nie trafiło i nigdy nie trafi do żadnej legendy. A może potrzebna była wielka i przegrana sprawa, której bohater bronił do samego końca? Mamy skądś wyobrażenie, że tylko my czcimy przegranych bohaterów. Inni mają zwycięskich bohaterów. Nieprawda. Inni także mają przegranych bohaterów. Amerykanie obrońców misji Alamo, Brytyjczycy uczestników wyprawy arktycznej Johna Franklina podczas której zginęli wszyscy, czy kapitana Roberta Scotta, który przegrał wyścig do Bieguna Południowego a w drodze powrotnej umarł ze swymi towarzyszami, kilkanaście kilometrów od bazy z zaopatrzeniem. Nawet zwycięstwo największego z największych, admirała Nelsona, miało posmak klęski. Wygrał decydującą bitwę pod Trafalgarem, ale sam poległ.
Książę Karol był przegranym bohaterem przegranej od początku sprawy. Jednak to on jest postacią z legend, nie jego przeciwnicy. Wygrali na polu bitwy i przegrali w ludzkiej pamięci. Może legenda księcia Karola była po prostu potrzebna Szkotom? Stał się symbolem ich walki o niepodległość, symbolem Arkadii, która odeszła w przeszłość i nigdy nie powróci. A jednak wróciła. W 1999 r., po ponad 300 latach, Szkoci odzyskali swój parlament i swój rząd. Legendy mogą być nie tylko piękne, ale i potrzebne. Dla nas szczególnie miłe jest, że bohaterem tej legendy był syn wnuczki króla polskiego, Klementyny Sobieskiej.