Lisowczycy do dziś pozostają w dziejach wojskowości doby staropolskiej formacją niemalże legendarną. Co ciekawe, było tak niemalże od początku ich istnienia. Już współcześni podkreślali wyjątkowe walory bojowe i zaangażowanie w słuszną (co zawsze subiektywne) sprawę. Historycy dodali do tego wyjątkową mobilność, rozstrzygającą o losach niejednej kampanii, podając za przykład choćby bitwę pod Humiennem (1619) czy ich wypadem w głąb Rosji w czasie kampanii królewicza Władysława (1617–1618). Nieśmiertelności tej sławie dodał zaś słynny, przypisywany Rembrandtowi obraz Lisowczyk, bez trudu identyfikowany chyba przez każdego początkującego nawet badacza historii wojskowości polskiej.
Z innej strony – lisowczycy dla wielu sobie współczesnych pozostawali głównie niekarnym, zawsze skorym do bezwzględnych rabunków zbiorowiskiem, skupiającym społecznych wyrzutków i plebejuszy. Opinie te wzmacniały relacje mieszkańców Rzeszy czy Czech, cytowane potem w wielu pracach przez zachodnich badaczy piszących w XIX w. z pozycji konfesyjnych.
Zamiast jednak orzekać z góry o racjach stron czy ograniczyć się do trywialnego stwierdzenia, że prawda jak zwykle leży pośrodku, warto poznać argumenty obu stron. Zacznijmy więc od tej czarnej strony legendy. Lisowczycy byli lekką jazdą, stworzoną przez pułkownika Aleksandra Józefa Lisowskiego. Zapłatą za ich służbę miały być przede wszystkim łupy. W czasie dymitriad ich głębokie zagony w głąb państwa moskiewskiego istotnie przyczyniły się do sukcesów Rzeczypospolitej, jednak natychmiast po zakończeniu wyprawy zaczęły się problemy. Ludzie, którzy byli zawodowymi żołnierzami, utrzymującymi się wyłącznie z wojny, często nie mieli dokąd wrócić. Brak działań wojennych stawiał ich zatem w krytycznej sytuacji i pozbawiał środków do życia. System organizacji siły zbrojnej ówczesnej Rzeczypospolitej w zasadzie nie przewidywał możliwości utrzymania stałego wojska innego niż kwarciane. Zaczęły się więc rabunki dokonywane przez lisowczyków na Wołyniu, zakończone ich wyekspediowaniem do Siedmiogrodu jesienią 1619 r. Tam odnieśli kolejny sukces pod wspomnianym Humiennem, wkrótce musieli jednak wracać do kraju. Tu miast sławy czekała na nich polityczna burza wywołana przez szlachtę niezadowoloną z obcej interwencji. Lisowczyków okrzyknięto pieniaczami narażającymi pokój z sąsiadami w imię niejasnych interesów Zygmunta III Wazy. Ostatecznie hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski dowodzący wojskami kwarcianymi rozbił ich w bitwie pod Miechowem na przełomie 1619 i 1620 r. Tak rozpoczął się powszechnie znany tułaczy los lisowczyków. Ich udział w szemranych interesach politycznych w imię pomocy nielubianym Habsburgom w połączeniu z powszechnie doznawanymi rabunkami stał się kanwą czarnej legendy tworzonej przez wielu autorów.
Z całą bezwzględnością i przy każdej okazji potępiał ich Walerian Nekanda Trepka w Liber chamorum. Wymienia on z nazwiska aż 93 lisowczyków, a wszystkich w duchu, który dobrze oddaje zawarty we Wstępie, zapewne autorski wiersz Trepki:
Teraz tacy żołnierze występni nastali,
Więc przezwiska ekscesom swym gładząc nadali.
Nazwali stragamenta – rozbój, a bezpieczny
Co znajdzie i złupi czatownik serdeczny
Ukraść to żart, wydrzeć- kunszt i zdobyczą mienić,
Oszukać mądrość, naukę w szalbierstwo odmienić.
Jeszcze bardziej napastliwy charakter ma krążący w rękopisach, ale dość popularny utwór O żołnierzach lisowczykach sine lege (ok. 1620). Jest on o tyle istotny, że został potraktowany przez badaczy jako tekst poważnie i rzeczowo opisujący wszystkie chorągwie lisowczyków. Dotyczy on tymczasem głównie tych najsłabszych jednostek złożonych z ciur obozowych i różnego rodzaju wagabundów, którzy do lisowczyków chętnie się przyłączali. Zaczyna się ten opis od strojów, a właściwie ich braku. Żołnierze opisani są jako służący niemal bez uzbrojenia ochronnego. Niektórzy z nich, wyruszając na wyprawę, nie mieli ponoć nawet koszul, jedynie liche portki i byle jakie buty. Oczywiście konie też miały pochodzić z rabunku. Uzbrojenie zaczepne również było słabej jakości i przypadkowo kompletowane. Przeto gdzie tylko mogli, lisowczycy „zaopatrywali się” w dobytek. Dobitnie ilustruje to cytat: Tam było wszędy wolno, do komory, do obory, do kieszeni, do mieszka... Do potrzeby wsiadali na konie w kolibach [kulbakach], niemal goło, bez zbroje, bez armaty wielkiej: tylko szabla z rusznicą, z półhakiem, a miał też drugi parę pistoletów albo krótkich rusznic, a który miał kaftanik albo misiurkę, kołpak, dobrze się ubrał.
Przejawem niechęci szlacheckiego społeczeństwa do lisowczyków były wreszcie surowe konstytucje sejmowe z lat 1623–1624, które za sam fakt bycia lisowczykiem skazywały na banicję i infamię. To wywołało kolejną falę nienawiści. Uważna lektura pism Trepki wskazuje jednak, że lisowczyków także ścigano i wydawano, by przejąć potem nagromadzony przez nich majątek. Tak oto narodziła się czarna legenda.