Nie miała Rzeczpospolita tak energicznej i ambitnej królowej, a zarazem tak znienawidzonej przez szlachtę jak Ludwika Maria Gonzaga. Zyskując ogromny wpływ na Jana Kazimierza, dążyła do reformy państwa, którą błędnie łączyła z wyniesieniem Francuza na polski tron.
Przyszła królowa Polski przyszła na świat 18 sierpnia 1611 roku. Była córką księcia Mantui Karola Gonzagi i Katarzyny de Guise. Przewidywano ją jako żonę Gastona Orleańskiego. Wobec sprzeciwu króla Ludwika XIII, zamiast na ślubny kobierzec trafiła do klasztoru. Opuściła go w 1633 roku i prawie natychmiast została zaproponowana jako kandydatka na żonę króla Polski – Władysława IV. I tym razem nie doszło jednak do mariażu. Pomimo że odznaczała się urodą, pochodzeniem i majątkiem, przez następne kilka lat nikt nie starał się o rękę Mantuanki. Prowadziła za to salon i przeżyła dwa romanse. Pierwszy z tajemniczym Panem X, drugi z Henrykiem d’Effiat markizem Cinq-Mars.
Zmiana w życiu Marii Gonzagi nastąpiła po śmierci Cecylii Renaty, żony Władysława IV. Wskutek zabiegów kardynała Mazzariniego, chcącego odciągnąć polskiego Wazę od Habsburgów, zaproponowano mu małżeństwo z Francuzką. Mantuanka zadbała, by to ona była jedyną kandydatką. Po ślubie per procura 5 listopada 1645 roku w Wersalu już jako Ludwika, Maria udała się w drogę do Polski. Spotkanie małżonków nastąpiło jednak dopiero 10 marca roku następnego. Francuzka nie wzbudziła zachwytów polskiego władcy, a pożycie pary królewskiej nie układało się najlepiej. Z czasem jednak królowa zaczęła zdobywać coraz większy wpływ na męża. Wobec jego ciągłego niedomagania, zerkała na królewskiego brata Jana Kazimierza, którego typowała na władcę Rzeczpospolitej. Wykazała dużo energii, by po śmierci Władysława IV to właśnie on został nowym królem, a zarazem jej mężem. 30 maja 1649 roku ponownie stanęła więc na ślubnym kobiercu. Od razu też zdobyła nad mężem duży wpływ. Inteligentna, nieustępliwa, poparta silną osobowością, wielokrotnie nie tylko wspierała Jana Kazimierza, ale, co dostrzegali już współcześni, kierowała nim. Monarcha ustępował jej w wielu sprawach. Swój cel wykorzystywała, jak zauważył poseł brandenburski Hoverberk, „przez nieustanne nalegania, naprzykrzanie się, skargi i inne sztuczki”. W odróżnieniu od męża nie popadała jak on w apatię, tylko uparcie dążyła do wyznaczonego celu. Co więcej, piętrzące się trudności wyzwalały u niej niespożyte wprost pokłady energii.
Nie miała skrupułów, by osiągnąć wyznaczony cel. Zręcznie posługiwała się przekupstwem, obietnicą, perspektywą korzyści, a także swym fraucymerem. Przybrane z francuska dwórki tworzyły niezwykle niebezpieczną broń polityczną, bowiem władczyni wydając je za senatorów, kaptowała oddanych sobie „zięciów”. W walce politycznej posługiwała się francuskimi wzorcami kulturalnymi. Nie chodzi tu wyłącznie o francuskie suknie i głębokie dekolty, ale także język czy założony z jej inspiracji „Merkuriusz Polski” – pierwszą polską gazetę. To ona także sprowadziła trzy zgromadzenia zakonne: księży misjonarzy, szarytki i wizytki.
Wszystkie cechy władczyni szczególnie uwypukliły się jeszcze podczas szwedzkiego najazdu. Upór, zawziętość i determinację łączyła z wielką pracowitością i odwagą. Wielokrotnie z narażeniem życia przebywała na pierwszej linii frontu, a brawura ta nie była tylko wyreżyserowanym teatralnym gestem. Zmuszona opuścić stolicę, nie upadła na duchu, ale udała się na Śląsk, by stamtąd kierować walką z najeźdźcą. Na wojsko nie szczędziła własnego majątku i nawiązywała kontakty z wszystkimi, którzy stawiali opór Szwedom. Rozwinęła także szeroką akcję dyplomatyczną, mającą na celu uzyskanie pomocy od europejskich władców. By tylko pozyskać Habsburgów, nie wahała się nawet ofiarować im polskiego tronu po śmierci Jana Kazimierza. Miała udział w pozyskaniu elektora brandenburskiego, z którym prowadziła osobiste pertraktacje, a także pracowała nad ustalaniem warunków pokoju oliwskiego ze Szwecją.
Podczas „potopu” królowa osiągnęła szczyt popularności, która szybko jednak minęła po przedstawieniu projektu reform: wzmocnienia władzy królewskiej i elekcji vivente rege (za życia króla). Najpierw różnymi metodami budowała stronnictwo skupione wokół dworu i rozpoczęła akcję propagandową, która miała na celu akceptację reform przez społeczeństwo szlacheckie. Jednocześnie realizowała plan, by małżonką przyszłego króla została jej siostrzenica – palatynówna Anna Henryka Julia, której mężem miał zostać Henryk Juliusz de Burbon książę d’Enghien.
Początkowo wydawało się, że wszystko się uda, ponieważ większość senatorów sprzyjała planom dworu. Sprzeciwiał się im jednak Lubomirski i szerokie masy szlacheckie. Rozpoczęta wówczas walka na paszkwile przedstawiała królową jako mieszającą się w nie swoje sprawy intrygantkę. Krytykowano ją za propagowanie cudzoziemszczyzny i kaptowanie stronników. „Królowa niemal co dzień Kondeuszów rodzi” – pisano. Ale pojawiały się także sformułowanie nad wyraz obraźliwie. Nazywano ją „bezecną Jezabel”, „francuską megierą” czy „przeklętą Harpią”. Zaczęto krytykować to, co cudzoziemskie, to co francuskie, a stronnicy królowej czy przebywający w Polsce Francuzi czuli się coraz mniej bezpiecznie. Takie właśnie nastawienie dużej części społeczeństwa znalazło wyraz w powiedzeniu „Bij Francuzów bij, wziąwszy dobry kij, wal Francuzów wal, wbijaj ich na pal!”.
Do rozstrzygnięcia pomiędzy dworem i opozycją doszło jednak nie w walce na wierszyki, ale na polu bitwy. Sąd sejmowy skazał Lubomirskiego na śmierć i utratę dóbr. Dumny magnat, w którego głowie rodziła się myśl o koronie dla siebie, odrzucił propozycję pojednania i jawnie rzucił wyzwanie królowi. Na nieszczęście dla państwa okazał się lepszym w starciu pod Mątwami (13 lipca 1666 roku). Para królewska próbowała jeszcze bezskutecznie porozumieć się z magnatem, a nawet groziła abdykacją, gdyby nie doszło do reform. Nic z tego nie wyszło. Szlachta odrzuciła plany reform i elekcji.
Wielki wysiłek i klęska polityczna odbiły się na zdrowiu monarchini. Zmarła w sposób świadczący o tym, że do końca miała nadzieję na zrealizowanie przynajmniej części swoich planów. Leżąc na łożu śmierci, zabroniła wzywać męża, który brał właśnie udział w obradach sejmu. „A więc trzeba umierać”, to były jej ostatnie słowa. Zmarła 10 maja 1667 roku. Pochowano ją na Wawelu, a serce złożono w warszawskim kościele wizytek.
Ludwika Maria nie pozostawiła po sobie potomków. Jej dzieci z Janem Kazimierzem − Maria Anna Teresa i Jan Zygmunt − zmarły w niemowlęctwie. Plotki głosiły, że owocem romansu z Cinq-Marsem była dziewczynka, którą miała być Maria Kazimiera d’Arquien.
Ludwika Maria pozostawiła za to po sobie pamięć przebiegłej Francuzki, surowo ocenianej przez współczesnych, a dużo lepiej przez historyków. Obok Bony Sforzy była bez wątpienia najbardziej energiczną i najwięcej znaczącą polską królową epoki nowożytnej. Jej plany reform nie zostały zrealizowane, nie tylko z powodu sprzeciwu mas szlacheckich. Zdecydowało także ich powiązanie z konsekwentnie lansowanym pomysłem elekcji vivente rege. Osamotniony Jan Kazimierz nie był w stanie samodzielnie kontynuować tych planów i wkrótce zrezygnował z tronu.