W okresie baroku młodzi szlachcice i magnaci po ukończeniu edukacji w krajowych szkołach i kolegiach wyruszali w grand tour, edukacyjny wojaż po Europie. Celem owej wielkiej podróży stawały się nie tyle gruntowne studia zakończone uniwersytecką promocją, ale zdobycie wiedzy i doświadczenia, ogląd świata i nabycie towarzyskiej ogłady przynależnej przyszłym politykom aktywnie działających na królewskim dworze lub statystom na forach szlacheckich sejmików. Młodzi przedstawiciele elit Rzeczypospolitej podczas edukacyjnego pobytu w Paryżu, Rzymie, Pradze lub Turynie uczęszczali do renomowanych akademii i kolegiów lub pobierali prywatne lekcje u wynajętych profesorów. Zwykle podejmowano studia z zakresu historii, matematyki, architektury, prawa czy matematyki, a tradycyjnym dopełnieniem tego kanonu stawały się zazwyczaj lekcje szermierki, tańca oraz muzyki.
Lekcje muzyki pobierane często u najlepszych nauczycieli w XVII i XVIII wieku trwale zagościły w programach szlacheckich i magnackich studiów zagranicznych, a zjawisko to doskonale ilustruje plan dnia braci Zamoyskich z okresu ich edukacyjnego wojażu po Europie, w którym znalazł się także czas na wspólne muzykowanie. Trzej synowie Anny Franciszki i podskarbiego koronnego Marcina Zamoyskiego: Tomasz Józef (1679–1725), Michał Zdzisław (1680–1735) i Marcin Leopold (1681–1718) rozpoczynali naukę o 6 rano od języka francuskiego oraz niemieckiego, później przychodził czas na retorykę. Po południu pojawiali się u nich nauczyciele tańca i arytmetyki, młodzi Zamoyscy przeznaczali także godzinę na naukę fechtunku, tuż przed samą wieczerzą pobierali zaś lekcje muzyki. Młodzieńcy uczestniczyli w nich najwyraźniej z ochotą i wyraźną przyjemnością, a ich guwerner Jan Kamocki pisał, iż „Dla rozrywki uczą się na wioli i bardzo pojmują”.
Zagadnienia związane z nauką muzyki podczas edukacyjnych podróży po Europie regulowano jeszcze zwykle przed wyjazdem synów z rodzinnego dworu, spisując odpowiednie zalecenia lub wskazówki w specjalnie w tym celu sporządzanych instrukcjach. Tak postąpił choćby wojewoda ruski Jakub Sobieski (1591–1646) redagując w 1646 r. instrukcję dla wyruszających w podróż edukacyjną synów Jana i Marka. Ojciec przyszłego króla zezwolił w niej wprawdzie na naukę gry na lutni lub innym wybranym instrumencie, nie był jednak całkowicie przekonany do tej formy edukacji zakładając, że odpowiedniejsza dla statusu magnata jest muzyka wykonywana przez dworską kapelę niż samodzielne muzykowanie. Pisał do synów: „Światu się akomodując, i to nie wadzi umieć także jeśli-by który z Was chciał się na lutni uczyć grać, albo na jakimś instrumencie, i to na wolą Waszą puszczam, jeśli który z Was będzie miał do tego ingenium, ale ja się przyznam, żebym żałował tego czasu, co byście na tym błazeństwie strawili. Będziecie da-li Bóg, mieli sto substancjej swojej, że możecie muzykę chować, lepiej, że oni sami Wam będą grać, niż Wy sobie”. Wzmianki o lekcjach muzyki pojawiają się również w podobnych dokumentach związanych z przebiegiem i organizacją wyprawy edukacyjnej. Niejednokrotnie rodzice pozostawiali synom dowolność w kwestii nauki muzyki i doboru instrumentu, uzależniając lekcje jedynie od chęci i wolnego czasu potomków. Tak było w przypadku instrukcji pisanej w 1699 r. przez marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego (1642–1702) dla synów Teodora i Franciszka.
Wielu młodych szlachciców podczas pobytu w Paryżu zatrudniało nauczycieli muzyki i gry na wybranym instrumencie, a niezwykle popularna była zwłaszcza lutnia, na której ćwiczyli grę liczni bywalcy paryskich akademii. Instrument Bakfarka często towarzyszył młodym polskim szlachcicom i magnatom już w trakcie krajowych nauk, a następnie na trasach ich wypraw „do cudzych krajów”, czego przykładem mogą być choćby edukacyjne doświadczenia jednego z młodych Zamoyskich. Przyszły kanclerz wielki koronny Tomasz Zamoyski (1594–1638) po zakończeniu edukacji w rodzimej Akademii Zamoyskiej wyruszył w 1615 r. w podróż edukacyjną po Europie, w czasie której odwiedził ziemie niemieckie, Niderlandy, Anglię, Francję i Półwysep Apeniński. Ważnym etapem jego peregrynacji był pobyt w Paryżu w 1616 r., podczas którego pobierał lekcje języka francuskiego, szermierki, jazdy konnej oraz uczył się gry na lutni. Młody magnat najwyraźniej pasjonował się muzyką od najmłodszych lat, czego świadectwem jest urzekający portret chłopca przechowywany dziś w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Konterfekt przedstawia skupionego, poważnego Tomasza Zamoyskiego odzianego w czarne, lśniące szaty o rękawach wykwitnie haftowanych złotą nicią z białym, wykładanym kołnierzem i mankietami zdobionymi misternym haftem. Dziecięcy model pozuje na tle półek z licznymi księgami, potężnych woluminów opatrzonych na grzbietach w stosowne tytuły lub nazwiska autorów, a rękę trzyma na leżącej na stole lutni, najwyraźniej ulubionym instrumencie, symbolizującym zarazem jego predylekcję do muzyki.
Gdy wiosną 1678 r. litewski podróżnik Teodor Billewicz przybył do Paryża, zaraz po znalezieniu odpowiedniej gospody zatrudnił lutnistę do nauki. Kilka lat później paryskie nauki pobierał młody starosta lwowski Adam Mikołaj Sieniawski (1666–1726), syn hetmana polnego koronnego i wojewody wołyńskiego Mikołaja Hieronima i Cecylii Marii z Radziwiłłów. Jeszcze w Rzeczypospolitej młodzieniec uczył się w szkołach we Lwowie, a następnie uczęszczał do Szkół Nowodworskich w Krakowie. Kontynuując rodzinne tradycje Sieniawski w 1684 r. udał się w grand tour, w czasie której odwiedził ziemie czeskie, niemieckie, Niderlandy, Anglię i Włochy, ale głównym celem tego wojażu był Paryż. Przyszły hetman wielki koronny i kasztelan krakowski podczas pobytu w stolicy Francji w styczniu 1685 r. uczył się języka francuskiego, tańca i fechtunku, a dopełnienie programu stanowiła gra na flecie. Młody Sieniawski musiał najwyraźniej okazywać zainteresowanie i pewien talent podczas paryskich lekcji, skoro w korespondencji kierowanej do rodzinnego domu wspominał o dalszych planach muzycznej edukacji, tym razem chcąc podjąć lekcje gry na lutni.
Wiadomo również o innych instrumentach cieszących się popularnością wśród podróżników z ziem Rzeczypospolitej Obojga Narodów odbywających edukacyjne wojaże. Młody Jan Tuczyński grywał na cytrze i klawikordzie, książę Michał Antoni Radziwiłł na wioli, a lekcje gry na flecie pobierał przyrodni brat Elżbiety Sieniawskiej Józef Lubomirski. W Paryżu na lekcje muzyki uczęszczał również krewny Sieniawskich, młody Franciszek Hieronim Granowski, który połączył zagraniczną edukację ze służbą w szeregach pierwszej kompanii muszkieterów Ludwika XIV. Z prawdziwym entuzjazmem grywał na flecie podczas edukacyjnych wojaży Wacław Rzewuski, a jego brat, Seweryn nad Sekwaną muzykował i uczył się gry na cytarze.
Nie zawsze jednak młodzieńcze pasje spotykały się z pełną aprobatą finansujących całe przedsięwzięcie i wielomiesięczne lekcje u paryskich wirtuozów rodziców. Przyszły wojewoda krakowski i hetman wielki koronny Wacław Rzewuski (1706–1779) przebywający w Paryżu pod opieką doświadczonego preceptora Marcina Kawieckiego spotkał się nawet z wymówkami ojca, hetmana Stanisława Mateusza Rzewuskiego, który pouczał go: „Tak z listu Twego, jako też z dawniejszego zalecenia i informacyi Jm Pana Kawieckiego niezmierniem się cieszył i cieszę, że omni nisu starałeś się i starasz profiscere w naukach stanowi Twemu przyzwoitych dalszemu wiekowi potrzebnych, ale że między niemi osobliwszą masz chęć et praedominantem passionem do muzyki, a najbardziey do fletu nie mogę aprobować excessum unius cum detrimento alterius, zwłaszcza, że ta zbytnia pasyja bardziej zdrowiu twemu szkodliwa niżeli pożytek albo honor jaki przynosząca”.
Dopełnieniem lekcji muzyki pobieranych w największych ośrodkach barokowej Europy były zazwyczaj lekcje tańca. Gdy jesienią 1686 r. bracia Jan Stanisław i Aleksander Jan Jabłonowscy zakończyli naukę w prestiżowym paryskim kolegium jezuitów, natychmiast zaczęli uczęszczać do znanej akademii na lekcje fechtunku i właśnie tańca. Była to umiejętność bardzo ceniona i niezbędna na gruncie towarzyskim. Zwykle wkrótce po powrocie do Rzeczypospolitej nadarzała się okazja albo wręcz konieczność zaprezentowania nowo nabytych umiejętności na dworze Jana III Sobieskiego. Kazimierz Sarnecki w swoich pamiętnikach zarysował taki właśnie obraz z dworu królewskiego: „Z wieczora zaraz tany zaczęły się, na które comparuit jmp. Szembek młody, co z cudzych krajów teraz świeżo przyjachał, jmp. starosta szczurowiecki Cetner, jmp. Denhoff grał, tańcowali aż do dwunastej w noc”. Z wymogów dworskich doskonale zdawał sobie sprawę choćby hetman Stanisław Mateusz Rzewuski, który zalecając synowi ograniczenie lekcji muzyki jednocześnie akcentował konieczność nauki modnych tańców. W liście uzasadniał wyraźnie taką potrzebę: „gdyż tu każdego stamtąd powracającego kawalera stąd zaraz w najpierwszej próbują i cenzorują kompanii”.
Dzięki zagranicznym podróżom edukacyjnym rodzima kultura muzyczna bez wątpienia zyskiwała, a młodzieńcy poznający w Paryżu lub Rzymie rudymenta gry na lutni lub flecie niejednokrotnie w dojrzałym życiu utrzymywali dworskie kapele. Funkcjonowały one później na dworach Rzewuskich, Sieniawskich czy Radziwiłłów, a muzyków do zespołów sprowadzano zwykle z Francji lub Włoch korzystając z faktu pobytu na zachodzie Europy młodych kawalerów. W takim właśnie celu Stanisław Mateusz Rzewuski pisał do guwernera swojego syna zalecając: „Ja zaś życząc sobie mieć kapelę coraz lepszą i doskonalszą o to proszę WM Pana, ażebyś o sposobnym ad eum finem człowieku pamiętać raczył, starając się w tamtym kraju o wokalistę jakiego dobrego, albo tenorzystę, tudzież o skrzypka przedniego […]”.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.