Stefan Batory dobrym był generałem, czy zaś dobrym królem? To sprawa dyskusyjna.
Stefan Batory nieczęsto gości pod tą koszulką, a w zasadzie powinien, albowiem był to pierwszy polski monarcha epoki baroku. Ale jakoś go nie lubię, w czym przypominam wielu jego współczesnych, a niewielu moich, bo jestem przekonany, że tzw. człek statystyczny, zapytany o Batorego, odpowie, że był to król wyśmienity. Pewnie dlatego, że statystycznemu majaczy się po łbie, iż dotkliwie pobił ruskich.
Że pobił, to pobił; sztuką było ich nie pobić, skoro nie bardzo wiedzieli, jak się z armat strzela. Jednakże poczepiam się trochę jego zdolności militarnych. W istocie był to monarcha wielce wojowniczy i słusznie pisze nieśmiertelny Boy:
"Kiedy Kara Mustafa, wielki mistrz Krzyżaków,
Szedł wielkimi marszami przez Alpy na Kraków,
Do obrony swych posad zawsze będąc skory,
Pobił go pod Grunwaldem król Stefan Batory."
Co prawda, to prawda, jakkolwiek można z utworu Boya wyrobić sobie przekonanie, że król Stefan był jakimś wielkim wygrywaczem bitew. Tere fere – bitwę to on wygrał jedną (słownie: jedną) i to w walce o mitrę hospodarską z niejakim Kasprem Bekieszem. Zdumiewające, że po strasznej rzezi nad Marosem przyjął był Batory tego Bekiesza na służbę – ba, był z nim bardzo blisko, niektórzy powiadają nawet, że za blisko… No cóż, dobrze wiadomo, że za kobietami nie przepadał, tzn. nie ma za uszami (o ile to uszami można nazwać) żadnego dowiedzionego aktu płciowego i to w żadnej pozycji. Z drugiej strony – trudno było takowy uskutecznić z jego jagiellońską żoną mimo jej najszczerszych chęci.
Ale rzecz taka to nie była jego – że się tak wyrażę – broszka. Batory był przede wszystkim generałem, tyle że jego niemal wyłączną specjalnością była sztuka oblężnicza – słusznie więc można nazwać go polskim Poliorketesem.
Jakby ktoś nie wiedział, poliorketes znaczy po grecku tyle, co «oblegacz». Określenie to przylgnęło do króla Demetriusza, syna Antygona Jednookiego, największego z następców Aleksandra, który to Demetriusz z wielkim zapałem, nakładem środków i pomysłowością oblegał był długo twierdzę Rodos.
Batory spał krótko, jadał mało, pił dużo. Specjalnie nie celował w higienie osobistej – zdarzało się mu publicznie zdejmować buty i prezentować światu niezbyt czystą „ciżmę spodnią”, to jest protoskarpetę. Z usposobienia dość okrutny, co można uznać za cechę rodzinną bądź narodową. Ta jego cecha wyszła na jaw w ohydnej sprawie Samuela Zborowskiego, skądinąd odziedziczonej po poprzednim panowaniu. Całkiem nieźle wykształcony, celował w dowcipnych powiedzonkach typu „ucz się chłopcze łaciny, a ja cię uczynię szlachcicem”(disce puer latine etc., etc.). Polskiego jednak nie znał, a Polaków w zasadzie nie lubił i twierdził, że nic nie da się z tym narodem zrobić. Nic jak nic, ale tego, o czym marzył, w istocie zrobić się nie dało – mianowicie zdobyć Stambułu. Notabene nie ostatni to nasz monarcha, który żywił się taką nadzieją, bo podobne rojenia miewał też inny utalentowany oficer na tronie – Władysław IV. A Batory narzekał: „w Polsce ciężko królować, bo naród nasz jest chciwy, niestały […] Wszedłem sam do najnieszczęśliwszego czyśćca, by nie o sławę szło, puściłbym to królestwo…”.
Że chciwy nasz naród jest i niestały, trudno wątpić, bo to się i dzisiaj potwierdza. Wszelako wolno wątpić, czy król mógłby zleźć z krakowskiego tronu, bo niby gdzie by wlazł? Na swe hospodarstwo, czyli na wysokie stanowisko sułtańskiego lennika? Wcale nie miał w tej sprawie ani woli, ani ochoty, bo był to człek niezmiernie ambitny. Twierdził przecież, że nie chce być królem malowanym, choć na portretach wypadał bardzo królewsko.
W sumie jednak może nie było tak źle, ale z pewnością byłoby o wiele lepiej, gdyby król Stefan nie chciał wziąć za mordę wszystkiego, co pod ręką. Nie zawsze i nie wszędzie jest to dobra metoda, a w Polsce w ogóle nie daje rady. Co niech będzie wszystkim wiadome.