W roku 1655 w cerkwi w Czehryniu hetman kozacki Bohdan Chmielnicki wyprawił spóźniony pogrzeb swojemu szwagrowi i zarazem atamanowi nakaźnemu, Iwanowi Zołotareńce. Wszakże okoliczności, towarzyszące temu smutnemu obrzędowi, okazały się tak niezwykłe i makabryczne, że najpierw znalazły się w Klimakterach Wespazjana Kochowskiego, a potem – w niemieckim przekładzie – w dziele słynnego niemieckiego orientalisty, Joba (Hioba) Ludolfa Allgemeine Schau – Bühne oder Welt (w tomie 3, wyd. 1713), ilustrowanym miedziorytami. Odnośny tekst brzmiał następująco: „Wystawił [Chmielnicki] w Czehrynie nową drewnianą cerkiew, w której umyślił pogrzeb odprawić zabitemu pod Szkłowem [tzn. w roku 1654, z rąk oddziałów rosyjskich] w Litwie półkownikowi, Złotareńko nazwanemu; na pogrzeb przybyli duchowni Moskale i starszyzna kozacka od Chmielnickiego zaproszona. Gdy się zaczął pogrzeb, trup zaczął się ruszać, powstawać, jęczyć i straszyć (...); wielu temu nie wierzyło; lecz na katafalku leżący, podniósł ręce z trumny, krew się z nich lać poczęła, już się wszyscy poklękali, aliści począł wołać trup: utykajte, utykajte, wszyscy w nogi ruszyli się tłumem i od ołtarzy zakonnicy, siła ludzi zagnietli, a świecy zapalone lampy porzucili; zatem ogień wszczął się, którym cerkiew i z trupem i ze wszystkim splendorem zgorzała”. Kochowski miał tę relację usłyszeć w Warszawie w 1661 r., z ust naocznego świadka, Daniela Wyhowskiego, który utrzymywał, iż Chmielnicki wówczas rozchorował się na skutek doznanego wstrząsu.
Zamieszczony w dziele Ludolfa anonimowy miedzioryt jest wierną ilustracją opisanych wyżej zdarzeń: z ust zmarłego wychodzi napis fugite fugite fugite, a z obu rąk tryska krew. Obok z przewróconych świeczników rozprzestrzeniają się jęzory ognia, ogarniając kolumny i ołtarz, od którego ucieka przerażony kapłan. W otwartych drzwiach tratuje się spanikowany tłum.
Nie można dziś zweryfikować przedstawionych przez Kochowskiego zdarzeń, nie można również odpowiedzieć na pytanie, co tu jest prawdą, a co nią nie jest. Sprawa wygląda zagadkowo, ale jej nie wyjaśnimy, podobnie jak wielu innych irracjonalnych zdarzeń. W tym miejscu wypada dodać, iż wspomniany Zołotareńko wyjątkowo nienawidził Polaków, zwłaszcza od bitwy beresteckiej. Podczas straszliwego pogromu pod Batohem (1652) nawet Tatarów przeraził swym okrucieństwem, skłaniając ich wszelkimi sposobami do rzezi ośmiu tysięcy żołnierzy polskich, wziętych do niewoli. Ów haniebny czyn skwitował słowami „zdechły pies nie kąsa”, potem niesłusznie przypisywanymi hetmanowi Chmielnickiemu.