Kiedy dwórka królowej, Maria Kazimiera, wychodziła za mąż po raz pierwszy, miała zaledwie 16 lat. Dwa lata wcześniej 14-letnia Marysieńka wpadła w oko Janowi Sobieskiemu. I choć o łączącym ich prawdziwym uczuciu miłosnym można mówić dopiero kilka lat później, to o przelotnym pożądaniu już wówczas. Jako 13-latka razem z innymi pannami fraucymeru królowej wystąpiła Marysieńka w Balecie królewskim. Jak wtedy wyglądała i jakie wrażenie robiła na mężczyznach, można się dowiedzieć od wytrawnego konesera płci niewieściej, Jana Andrzeja Morsztyna:
Ta pierwsza twarzą, choć ostatnia laty,
Zrodzona między grzecznymi Francuzy,
Zdolna jest spalić w popiół oba światy,
Od wschodu słońca, aż gdzie się zanurzy.
Nie żałuj serca w takie ręce straty.
Jeśli jej niebo żywota przedłuży,
Jej zbytnia gładkość, co dopiero świta,
Przed swym południem i króle pochwyta.
Z dzisiejszej perspektywy te erotyczne zachwyty nad urodą 13-letniej dziewczynki zakrawają na pedofilię. Jednak w XVII w. obowiązywały w tym względzie odmiennie standardy.
Polskie mieszczanki w niewielkich ośrodkach miejskich wychodziły za mąż w wieku 20–22 lat. Zapewne podobnie było w dużych miastach. Oznacza to, że średnia wieku wstępującej w związek małżeński panny i tak była o jakieś 4 lat niższa niż w miastach na zachodzie Europy. Inne możliwości prawne miała w tym zakresie szlachta. Jan Andrzej Morsztyn jest autorem Nagrobka młodej paniej, w którym bohaterka wyznaje, że choć zmarła młodo, zdążyła już pełnić wszystkie najważniejsze role społeczne przypisane jej płci: była panną, małżonką i matką (śmierć nastąpiła w połogu): Baba tu leży życiem, chociaż dziewczę laty. Ze wstępu do wiersza dowiadujemy się, że chodzi o 12-latkę. I jeśli Morsztyna (przerabiającego w tym przypadku epigramat Auzoniusza poświęcony 16-latce) można posądzać o efekciarstwo, to Dominika Morolskiego, który w 1628 r. wydał Pamiątkę śmierci małżonki, opiewającą przedwcześnie zmarłą 14-letnią żonę, już nie. Podobnie kiedy czytamy w Roksolankach Szymona Zimorowica wyznanie panny, która poczuła się dorosła i z braku kandydata na małżonka dopada ją panika matrymonialna: Jużem z pieluch wyrosła / i lat panieńskich doszła, możemy podejrzewać, że odstawione pieluchy są tylko poetycką licencją. Możliwości takiej nie daje anonimowy padwan z tomu Nowe pieśni dworskie:
Lubom w lata już zaszła, trzynasty nadchodzi
Rok, jednakże, matusiu, Jaś mi w tym dogodzi.
Za którego przyrzekam i zań iść ślubuję,
A przed rokiem pociechą miłą-ć obiecuję.
13-latka, która obiecuje w ciągu roku uczynić matkę babcią, choć dziś cokolwiek szokuje, pozostaje w zgodzie z obowiązującą literą prawa. Do szlachty stosowano przepis wywodzący się jeszcze z rzymskiego prawa kanonicznego, zezwalający na zamążpójście od 13. roku życia. Rzadko korzystali z niego szaraczkowie. Wacław Potocki uważał za wiek dogodny do zamążpójścia 18 lat, a inni nie polecali ślubów z małoletnimi pannami. Ale wśród magnaterii, gdzie w grę wchodziły wysokie posagi i pociągające koligacje (te same czynniki, które decydowały o jeszcze wcześniejszych małżeństwach dynastycznych), wydanie za mąż dziewczęcia mającego 13, 14 czy 15 wiosen nie należało do rzadkości. Jako 15-latka szła za mąż np. autorka rymowanej autobiografii, Anna Stanisławska, jako 14-latka Gryzelda Batorówna została trzecią żoną Jana Zamoyskiego, zaś 13 lat miała Ludwika Karolina Radziwiłłówna (która później brana była pod uwagę jako partia dla syna Jana III, Jakuba Ludwika), gdy wychodziła za Ludwika Leopolda Hohenzollerna. Chorąży i podkomorzy wschowski Józef Radoliński (zm. 1781) pojął Katarzynę Raczyńską, gdy miała 12 lat i 15 dni, a więc, gdy tylko weszła w 13. rok życia. Pamiętajmy, że w Panu Tadeuszu Mickiewicza rezolutna Zosia liczy sobie zaledwie 14 lat. Jej matrymonialne zapędy nie dziwią, skoro podstarzała panna w XVII-wiecznym Wierszu o fortelach i obyczajach białogłowskich wyrzucała sobie: insze w czternastu lat młodzieńcy pobrali, ona zaś przegapiła swoją okazję.
Tak wyznaczone biologiczne granice panieńskiej dorosłości nie zostawiały dziewczynie żadnego marginesu na okres pomiędzy dzieciństwem a dojrzałością (rozumianą tu jako dorosłość). Ów stan prawny odbija ówczesna mentalność, a w każdym razie ówczesna polszczyzna. Nie można było nazwać tego, co pomiędzy, bo brak było na to stosownego słowa. W języku Kochanowskiego wiek kobiety stopniował się jedynie wedle trójtaktu: dziewka lub dziewczyna, niewiasta lub białagłowa oraz stara lub baba. W naszym postrzeganiu świata pomiędzy dziecięctwem a dorosłością rozlokowała się szeroko pojęta młodość, która chciałaby już cieszyć się przywilejami życia dorosłego, uchylając się zarazem od obowiązków z nim związanych. Zasypanie tej przepaści (często w XVII w. dostrzeganej, ale nigdy ważniejszej od skoligacenia z jakimś wysokim rodem) nie pozostawało bez wpływu na wychowanie. Krzysztof Opaliński w satyrze Na zepsowanie stanu białogłowskiego obyczaje pomstuje: Ledwie dziewczynie siedm lat, już jej wspominają / młodzianów różnych, gachów. Zgodnie z literą prawa i magnackim uzusem w XVI–XVIII stuleciu w świat poślubnych obowiązków wprowadzane były często dziewczynki, które wchodząc w małżeńską łożnicę, musiały odstawić lalki, którymi dotąd się bawiły.