29 czerwca 1708 roku do Torunia dotarły dramatyczne wiadomości pocztowe z Mazowsza. Gońcy pocztowi donosili, że w Warszawie szaleje wielka epidemia dżumy, która nadeszła z Krakowa; pozamykano wszystkie kościoły i szkoły, umiera wielu ludzi i mimo tego, że w mieście funkcjonują specjalne władze powietrzne, to i tak dochodzi tam do okrutnych i zbrodniczych czynów. W Warszawie mieli bowiem – co wyraźnie zaznaczano – działać tak zwani mazacze powietrzni, którzy umyślnie szerzą chorobę, aby... zapewnić sobie stały zarobek. „Kopaczów dwóch dziś Imć. Pan Commendant obwiesić kazał, iż ich postrzeżono dobywających się po kamienicach zapowietrzonych y inne czyniących netanda, jakoby trupom rozcinać głowy dla większej zarazy dobywali, co na Confessatach zeznali”.
Nie wiadomo, kim byli owi grabarze powietrzni, których kazał powiesić komendant Warszawy. Najprawdopodobniej dwaj anonimowi mężczyźni zatrudnieni w służbach przeciwepidemicznych, którzy z pewnością pochodzili z plebsu, stali się ofiarami psychozy strachu, panujących wśród mieszkańców zadżumionej stolicy.
Sprawa kopaczy warszawskich nie była jednak przypadkiem odosobnionym. Na progu XVIII stulecia podobne oskarżenia wobec grabarzy morowych rzucano także w zapowietrzonym Lublinie i Poznaniu. I także tam oskarżanych ukarano śmiercią.
Najszerzej znana była sprawa lubelska z 1711 roku, która odbiła się szerokim echem w niemieckojęzycznych krajach europejskich. Proces lubelskich grabarzy powietrznych omawiano między innymi na łamach „Europaeische Fama”. I tak, jeden z korespondentów tej czytanej w Wiedniu, Berlinie, Hamburgu i Dreźnie gazety napisał: „Niedawno w Lublinie powieszono trzech grabarzy, ponieważ wyjmowali mózgi ze zwłok osób zmarłych na skutek moru, [przygotowywali z nich trujące maści] i próbowali w ten sposób powiększyć zarazę. To nieludzkie zło, jakie wyrządzali, może dać nowy materiał [do rozważań] tym wszystkim, którzy opisują wielkie barbarzyństwo naszej epoki”.
Oskarżeni o przygotowywanie maści z mózgów i jelit osób zmarłych na dżumę oraz rozmyślne szerzenie zarazy przez rozsmarowanie wspomnianej maści na klamkach, drzwiach, okiennicach i ścianach lubelskich kamienic, trzej grabarze morowi – Marcin Morawski, Jakub Szumilas i Stanisław Kromczak – zostali po przesłuchaniu i torturach skazani przez sędziów miejskich na karę śmierci. Sentencja wydanego w marcu 1711 roku wyroku brzmiała następująco: „Chociaż przestępcy za tyle dokonanych zbrodni powinni być rozpalonymi kleszczami przez kilka dni przypalani i rozrywani, na kole rozpostarci i w to koło wpleceni albo jeszcze żywi wspólnie w ziemi zagrzebani lub ogniem spaleni, to jednak z bardzo wielu względów, ażeby uwięzieni, jeszcze niezupełnie zabezpieczeni przez kata, nie mogli jakimkolwiek sposobem szkodzić albo jemu samemu, albo obywatelom, sąd po dokładnej rozwadze, zastosowując mniejszą karę, postanowił: wszystkim uwięzionym każdemu z osobna – (a do wykonania wyroku powinno się dodać katowi grabarzy miejskich) – po uprzednim odcięciu przez kata obydwóch rąk, tak prawej, jak i lewej, uciąć następnie głowę, pochować na miejscu kaźni, a głowy ich, wbite na pal, razem z obciętymi rękami wystawić na drogach publicznych, zwanych rozstajnemi”.
Również oskarżonych w 1709 roku o przygotowywanie maści z mózgów pomorków w celu szerzenia zarazy sześciu grabarzy poznańskich ukarano w sposób okrutny. Jednakże tym razem uzasadnienie wyroku było o wiele bardziej rozbudowane. Okazało się bowiem, że rzekomi mazacze powietrzni z poznańskich służb przeciwmorowych nie tylko szerzyli pestilecję, lecz także bezcześcili zwłoki, oddawali się pijaństwu, kradzieżom i... rozpuście.
Oskarżeni „rzetelniej i wyraźniej wyznali na się grzechy, jako to Jędrzej Barcikowski bez bojaźni Bożej i miłości bliźniego złością i zawziętością, nie pamiętając na karę za tym idącą, głowy trupów rozcinał, kamienice w mieście mózgiem człowieczym smarował, grobów z trupami nie dosypywał, aż psy ciała ludzkie z nich wywłóczyli i żarli. I trupów przez trzy dni nie zagrzebywał, na rozszerzenie zarazy i korrupcyi [tj. zepsucia] powietrza. Trupów po schodach zwłóczył, że im się głowy tłukły. Gdzie nikogo w kamienicy nie zastał, z drugimi [kopaczami] ze skrzynek pieniądze, srebro i inne rzeczy brał i wyłupował. Chwalił się przed drugimi, że w mieście sześciu gospodarzów miało zastać, a na Waliszewie dwóch. Głowę rozciął białogłowie zmarłej pod Naramowicami.
Drugi Jan Rynsztokowy alias Szpaniel, takowej niezborności używając nad bliźnimi, gdy ze złości wywoływał, aby całe miasto wyzdychało, i z tym się przed drugimi wyjawił, że tylko sześć gospodarzów w mieście zostać miało, a dwóch na Waliszewie; że smarował kamienice mózgiem człowieczym, grobów nie dosypywał i drugich od tego odciągał, że psy ciała ludzkie żarli i wywłóczyli. Trupów przez trzy dni nie chował dla większej zarazy powietrza. Trupy nienależycie ze schodów znosił, ale tak, aż im się głowy tłukły. Gdzie nikogo nie zastał, z drugimi w kamienicach ze Skrzynek brał [kosztowności] i je wyłupował.
Jakub Stajkiewicz z Gniezna, trzeci obwiniony, takowymi powołany uczynkami, że brał mózg z trupa pod Naramowicami, którego mózgu dał Jędrzejowi Barcikowskiemu do smarowania Kamienic. Grobów nie dosypywał, [acz] byli powodem do tego starsi wyżej mianowani. Że psi ciała ludzkie żarli, z tego się drudzy Kolegowie jego wyśmiewali; że trupów przez trzy dni nie chował, bo się z drugimi pijaństwem bawił; że tylko Sześć gospodarzów zostać miało w Mieście, a dwóch na Waliszewie; [...] i Kamienice z drugimi mózgiem człowieczym Smarował; że trupów ze Schodów zwłóczył, tak aż im się głowy tłukły; gdzie nikogo nie zastał, z drugimi w Kamienicach brał ze Skrzynek [liczne dobra] i one wyłupował.
Czwarty Jan Jarosiński alias Kaydanek, powtórnie upadający [recydywista], zawiniony przeszłą Kradzieżą, nie poprawił się, ale owszem do gorszego złego nakłonił się, gdy w Kompanii z drugimi wyżej pomienionymi Kolegami Kamienice Smarował mózgiem człowieczym na Grabarach i na Wielkiej ulicy [...], który wyznał [...] że w nocy [wszyscy chodzili] przez Szaniec wrocławski i Garbarską bramę do Miasta przez zły uczynek, i do tego jeszcze na to smarowali Kamienice, aby w nich ludzie wymierali.
Piąty Grzegorz Kulawy [...] wybrał mózg Człowieczy z głowy trupowi swymi rękami pod Naramowicami, i wszystek w chustce za pazuchę schował, jako mu w oczy po dwa razy wymawiali Sądownie [świadkowie], to jest Jakub z Gniezna i Jędrzej Barcikowski, biorąc to na Sumienie i duszę swoją, że nie z żadnej złości ani zawziętości to na niego zeznali. I że też głowę pod Naramowicami trupowi rozciął i mózg wybrał swymi rękami, i on Schował za pazuchę ergo [był on głównym prowodyrem zbrodni]. A jako Prawo uczy, [dwóch świadków wystarczy, aby uznać to, co powiedzieli, za autentyczne].
Sławetny Zacny Sąd Kryminalny [miasta Poznania] uważając tak wielkie Zbrodnie tych wzwyż mianowanych i obwinionych, na fundamencie Praw tutejszych [stwierdza, że] lubo zasłużyli [oni na najcięższą karę] [...]. I tak w piątek najbliższy die scilicet Trigesima Augusti (tj. 30 sierpnia) o godzinie ósmej z rana przed Ratuszem wzwyż mianowani kopacze [zostaną zgładzeni poprzez ścięcie mieczem] [...].
Szóstego zaś Macieja Izbickiego alias Kaczałę, pomocnika obwinionych Kopaczów, że się na niego więcej nie pokazało [dowodów], [...] tylko że w nocy przez Szaniec Wrocławski przechodził do Miasta raz, a przez tydzień Garbarską bramą w nocy, i że nie sypiał u żony, tylko u cudzej wdowy [...] Rada dekretuje [...] ad palum”.
Wszystkie przytoczone oskarżenia wypływały z panujących w I Rzeczypospolitej u progu oświecenia przesądów. Jak bowiem powszechnie sądzono, „wielu dzięki zarazie chce albo przejąć spadek, albo się wzbogacić, i pragnie, aby wszyscy wokół wyzdychali”. Najprawdopodobniej jedenastu wymienionych grabarzy z Warszawy, Poznania i Lublina było niewinnych, ale ze względu na swoją „brudną profesję” stało się ofiarami niemocy swych bliźnich wobec nieustającej epidemii.