Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska żyła w czasach, kiedy w medycynie europejskiej dokonywały się głębokie przemiany. Rozwój badań anatomicznych, chemiatrycznych i przyrodniczych, wprowadzenie nowych, egzotycznych simpliciów (leków prostych), takich jak kawa, herbata, rabarbar, kora chinowca czy ipekakuana, tworzenie nowych instrumentów zabiegowych i laboratoryjnych, na przykład strzykawek transfuzyjnych, powstawanie kolejnych teorii filozoficznych tłumaczących funkcjonowanie ludzkiego ciała – wszystko to sprawiało, że ars medica zyskiwała na Zachodzie nowe oblicze. W Rzeczypospolitej polsko-litewskiej medycyna była natomiast, zgodnie z opiniami ówczesnych medyków, dalece niedoskonała, kwitnąc tylko w wielkich miastach Prus Królewskich, na dworze królewskim i dworach magnackich. W 1698 roku informował o tym z żalem były lekarz Jana III Bernard O’Connor, opisując stan sztuki leczenia w kraju nad Wisłą:
„[tutejsi] doktorzy nie wiedzą nic o współczesnych odkryciach w dziedzinie anatomii i chemii, co więcej, materia medica [a więc nauka o leku] jest im prawie zupełnie obca […] Szkoły medyczne, do których się odwołują, są tylko i wyłącznie Galenowe, i to zawsze najgorszego rodzaju. Słabo znają [oni ponadto] autorów współczesnych.” (O’Connor 2012, s. 575)
O’Connor, co ważne, utyskiwał również na niewystarczającą liczbę lekarzy polskojęzycznych praktykujących w Koronie, upatrując przyczyny tego zjawiska w kilku czynnikach:
„Co do medyków w Polsce, to nie ma ich zbyt wielu, a ci, którzy są, to w większości Francuzi, Niemcy lub Włosi, natomiast prawie nikt z miejscowych nie garnie się do tej profesji, mają oni bowiem niewielką możliwość przysposobienia się do niej w kraju. Z kolei bogatsza szlachta, która mogłaby sobie pozwolić na naukę za granicą i ma w zwyczaju podróżować, jest zwykle albo zbyt leniwa, albo zbyt dumna na to, by przyłożyć się do czegoś, co wymaga tak wyczerpujących studiów oraz takiej wnikliwości w praktyce. Oto […] przyczyna, dla której wśród Polaków nie ma prawie nikogo, kto byłby wykształcony w tej profesji.” (O’Connor 2012, s. 569)
I rzeczywiście, opinia O’Connora nie była ani trochę przesadzona; także lekarzami Elżbiety Sieniawskiej byli – jak świadczą nazwiska – głównie Francuzi i Niemcy, między innymi Boudet, Chevalier, de la Garnier i Geyer, najmniejszy dystans kulturowy istniał przy tym między „rządzichą oleszycką” a jej lekarzem przybocznym, pochodzącym najprawdopodobniej z Saksonii, Jakubem Thwilem, oraz Mojżeszem Fortisem, faktorem magnatki i jednocześnie jej wiernym medykiem, gdyż właśnie z porad dwóch ostatnich praktyków korzystała ona najchętniej. Sieniawska, tak jak inni przedstawiciele polskiej bogatej szlachty oraz dworacy, korzystała także z usług chirurgów cechowych, aptekarzy (zwłaszcza królewskich), akuszerek i – być może – szarlatanów oraz zielarek, niemniej do zleceń wszystkich wymienionych praktyków podchodziła zawsze z niekrytą rezerwą, nie wierzyła bowiem w ich umiejętności i potęgę ars medici; nie była także hipochondryczką, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.
Tak czy inaczej, druga połowa XVII i pierwsze dekady XVIII wieku to czas, w którym w Rzeczypospolitej polsko-litewskiej sztuka leczenia przypominała misterny witraż mieniący się bogactwem kolorów. Obok siebie, na równych prawach, funkcjonowały różne standardy terapeutyczne i teorie medyczne oraz działali rozmaici – autoryzowani i nieautoryzowani – uzdrowiciele. Z jednej strony wciąż obowiązywała teoria humoralna, wywodząca swoje korzenie z dzieł Hipokratesa i Galena. W myśl jej założeń ciało ludzkie wypełniały cztery humory – krew, flegma, cholera (żółć żółta) i mela cholera (żółć czarna) – a ich nierównowaga i gnicie powodowały choroby. Z drugiej strony triumfy święciła jatrochemia zwana chymiatrią, mająca swe źródła w dziełach Paracelsusa oraz uczonych niderlandzkich, przede wszystkim Johanna van Helmonta i Franciscusa Sylviusa. Ta z kolei utrzymywała, że wszelka materia żywa składa się nie z wilgotności, tylko z trzech pierwiastków – siarki, soli oraz rtęci – podlegających spalaniu i ciągłej przemianie. Leczenie specyfikami jatrochemicznymi – antymonem czy preparatami rtęci, żelaza i złota – spędzało sen z powiek neohipokratykom, którzy preferowali leki roślinne oraz różne, przede wszystkim mechaniczne, formy oczyszczania ciała z zepsutych soków: począwszy do krwioupustów, przez wywoływanie wymiotów i potów, skończywszy zaś na lewatywach, czyli purgacjach „od dołu”.
W rezultacie, pragnąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom swoich pacjentów i zarazem patronów, którym humoralizm był szczególnie bliski, praktykujący w Koronie i na Litwie medycy, wykształceni na uniwersytetach niderlandzkich, niemieckich, francuskich czy włoskich, obok arsenału leków z jatrochemicznej farmakopei Johanna Schrödera, chętnie sięgali także po leki wywodzące się z trzech królestw natury. Uczeni lekarze nie pomijali przy tym także leków należących do repertuaru medycyny ludowej, które opisywano w tak zwanych Dreckapotheken, lecząc obrzydliwościami, jeśli tego oczekiwali od nich ich klienci. Wreszcie sięgali po lokalne simplicia, cieszące się wśród mieszkańców Rzeczypospolitej polsko-litewskiej dużym uznaniem, na przykład po „wiedźmie łajno”, czyli trzęsidło (nostoc), widłak goździsty, gniazda remizów, jagody jałowca oraz wiele innych surowców pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Oznacza to, że codzienna praktyka doktorów filozofii i medycyny działających w Koronie i na Litwie mogła różnić się znacznie od tego, czego uczyli się oni na uniwersytetach zagranicznych i w trakcie swej peregrinatio medica, a więc podróży edukacyjnej od miasta do miasta i od nauczyciela do nauczyciela.
Pomoc medyczną w miastach Rzeczypospolitej polsko-litewskiej świadczyli także skupieni w cechach chirurdzy-balwierze, z którymi konkurowali różni przeszkodnicy: wędrowni okuliści, operatorzy kamieni i przepuklin, rwacze zębów, łaziebnicy oraz kaci. Do najczęściej wykonywanych przez koncesjonowanych chirurgów rękoczynów leczniczych należały nie tylko krwioupusty, stawianie baniek (ciętych i suchych), amputacje, trepanacje czaszki oraz usuwanie zaćmy, lecz także golenie i ścinanie włosów. W 1698 roku pewien chirurg za poruczeniem królowej Marii Kazimiery opiekował się ciężarną Elżbietą Sieniawską, której przy porodzie pomagały autoryzowane akuszerki. Te ostatnie po zdaniu odpowiednich egzaminów były aprobowane przez uczonych medyków, niemniej pomocą okołoporodową zajmowały się także tak zwane mądre babki, w których umiejętności wątpili chirurdzy.
W dawnej Polsce sporządzaniem leków zajmowali się aptekarze, zarówno świeccy, jak i zakonni. W aptekach miejskich na podstawie zindywidualizowanych recept opracowywanych przez doktorów filozofii i medycyny wykonywano liczne medykamenty, w tym rozmaite panacea, między innymi słynną na całą Polskę driakiew toruńską – lek złożony (compositum) składający się między innymi z opium, korali i kamieni szlachetnych. W takich miastach, jak Gdańsk czy Toruń, władze miejskie wydawały ponadto specjalne ordynacje, którymi regulowano obrót lekami i kwestie funkcjonowania lokalnego aptekarstwa. Niemniej nie można zapomnieć, że leki sprzedawali także korzennicy, materialiści (osoby oferujące surowce lecznicze pochodzenia zarówno roślinnego, jak i zwierzęcego i mineralnego), zielarki oraz rozmaici wędrowni uzdrowiciele. Na dworze królewskim działały natomiast odrębne apteki, gdzie obowiązywały specjalne lekospisy. W farmakopeach królewskich zapisywano bowiem także receptury leków sporządzanych wyłącznie dla króla, członków jego rodziny i wybranych dworzan.
Na przełomie XVII i XVIII wieku jako najczęściej występujące wśród mieszkańców Rzeczypospolitej choroby praktykujący w Koronie medycy, zwłaszcza niemieckojęzyczni, wymieniali przymiot, a więc syfilis (lues), różę, złośliwe gorączki, podagrę, reumatyzm, paraliż, puchlinę wodną, rozmaite przypadłości jelit i żołądka, kamice (calculi) oraz kołtun, nomen omen polski (plica polonica). Ostatnie z wymienionych schorzeń, charakteryzujące się plątaniem włosów i wnikaniem doń „soku nerwowego”, w którym rezydował tak zwany duch animalny odpowiedzialny za percepcję oraz rozumienie, miało być endemiczne dla mieszkańców Korony i Litwy bez względu na ich status materialny i pochodzenie społeczne. Na kołtun chorowali prości chłopi, cierpiała nań także niejaka pani Tarłowa i kilku biskupów. Nie dziwi zatem, że kołtun rozpalał wyobraźnię lekarzy z Zachodu aż po wiek XIX i doczekał się niejednej monografii.
Osobną kategorię chorób stanowiły choroby niewieście i choroby dzieci. Mieszkanki Rzeczypospolitej polsko-litewskiej cierpiały na zatrzymywanie miesiączki – przypadłość tę leczono zwyczajowo babimorem – rozmaite guzy i polipy usuwane chirurgicznie, duszność maciczną, czyli histerię. Ba! Nierzadko doświadczały także ciąży urojonej wskutek działania światła Księżyca, rodząc niekiedy „cielce miesięczne”, które dzisiejsi patolodzy utożsamiają z zaśniadem. Z kolei dzieci męczyła czarna ospa, przeciwko której już w latach siedemdziesiątych XVII wieku wariolizował najmłodszych mieszkańców Torunia Simon Schulz, tamtejszy medyk. Dzieci cierpiały też z powodu robaków i kolek, niekiedy zarażały się w trakcie karmienia chorobami swoich mamek.
Jeśli wierzyć świadkom z epoki, Polacy znali także różne morbi daemoniaci, a więc choroby i niedyspozycje spowodowane z jednej strony przez rzucane na nich uroki i czary, z drugiej - wywoływane przez upiory i strzyże. O przypadłościach demonicznych pisał pochodzący z Drezna i praktykujący w Warszawie w pierwszych dekadach XVIII stulecia Christian Heinrich Erndtel, lekarz Augusta II Mocnego. Nie dziwi zatem, że raz po raz sięgano po medyczne amulety, a w trakcie leczenia uciekano się do egzorcyzmów i praktyk magicznych.
W drugiej połowie XVII i pierwszych dekadach XVIII wieku ziemie Rzeczypospolitej nawiedzały również liczne epidemie chorób zakaźnych: dżumy, czarnej ospy, dyzenterii czy tyfusu. Największa epidemia czarnej śmierci szalała między rokiem 1706 a 1712 i zebrała straszliwe żniwo. W trakcie pochodu dżumy, która nadeszła ze Wschodu, sięgano po uznane panacea: driakiew wenecką, teriak czy proszek serdeczny św. Benedykta. Żarliwie modlono się wtedy do świętych uzdrowicieli – Rocha i Rozalii – oraz noszono na sercu różne talizmany. Raz po raz starano się także organizować służby przeciwepidemiczne, co z dzisiejszego punktu widzenia można uznać za zręby medycyny ratunkowej i społecznej. Niemniej najpewniejszym środkiem prewencyjnym przed zachwyceniem powietrza morowego była ucieczka w zdrowe miejsca.
Jaka zatem była medycyna w Koronie za czasów Elżbiety Sieniawskiej? Na pewno niejednorodna i „heroiczna”, daleka i bliska, a także bezsilna wobec większości wyzwań, jakie przed nią stały.
Bibliografia:
Stanisław Sokół, Historia chirurgii w Polsce. Cz. I. Chirurgia okresu cechowego, Wrocław–Warszawa–Kraków 1967.
Agnieszka Słaby, Rządzicha oleszycka. Dwór Elżbiety z Lubomirskich Sieniawskiej jako przykład patronatu kobiecego w czasach saskich, Kraków 2014, s. 237–250.
Jakub Węglorz, Zdrowie, choroba i lecznictwo w społeczeństwie Rzeczypospolitej XVI–XVIII wieku, Toruń 2015.
Janusz Skalski, Medycyna w Polsce od czasów najdawniejszych do upadku I Rzeczpospolitej, Warszawa 2016.
Katarzyna Pękacka-Falkowska, Geneza medycyny. Nowożytność, publikacja internetowa, <http://www.medycynapolska.eu/default_003.html> [dostęp: 2.05.2019].
Źródła:
Johannis Schröderi Pharmacopoeia medico-chymica sive thesaurus pharmacologicus: quo composite quaeque celebriora, hinc mineralia, vegetabilia & Animalia chymico-medice describuntur, atque insuper principia physicae hermetico-hippocraticae candide exhibentur; opus, non minus utile physicis quam medicis, Ulmae 1644.
Miscellanea curiosa sive ephemeridum medico-physicarum Germanicarum Academiae Caesareo-Leopoldinae Naturae Curiosorum (Decuria I: 1670–1679; Decuria II: 1682–1691; Decuria III: 1694–1706).
Academiae Caesareo-Leopoldinae Naturae Curiosorum ephemerides, sive, Observationum Medico-Physicarum à Celeberrimis Viris tum Medicis, tum Aliis Eruditis in Germania & extra eam communicatarum (1712–1722).
Christian Heinrich Erndtel, Warsavia Physice Illustrata, Sive De Aere, Aquis, Locis Et Incolis Warsaviae, Eorundem que Moribus Et Morbis Tractatus; Cui Annexum Est Viridarium, Vel Catalogus Plantarum Circa Warsaviam Nascentium, Dresden 1730.
Excerpta ex litteris Joannis Bernardi Sthaar, Ph. & med. Doct. Ad Illustrematq. Excellentissimum Henricum L. Bar. De Huyssen S. Czarae Maj. Consil. Bell. Etc. Cracovia missis, de Peste Polonica, „Acta Eruditorum” 1710, s. 217–220.
Bernard O’Connor, Historia Polski, oprac. Paweł Hanczewski, tłum. Wiesława Duży et al., Warszawa 2012. Dziennik podróży uczonej Christiana Erndtela, lekarza przybocznego Augusta II, tłum. i oprac. Katarzyna Pękacka-Falkowska, Halina Bogusz, Warszawa 2018.
Biblioteka badawcza Gotha (Forschungsbibliothek Gotha), Nachlass des Danziger Kaufmanns und Botanikers Jacob Breyne und Johann Philipp Breyne, korespondencja.
Artykuł pochodzi z katalogu „Elżbieta Sieniawska. Królowa bez korony”, red. Konrad Morawski, Konrad Pyzel, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2020.
Katalog powstał jako zapowiedź wystawy upamiętniającej 300. rocznicę zakupu dóbr wilanowskich przez Elżbietę Sieniawską.