Staropolski pisarz Stanisław Orzechowski nazwał Mikołaja Firleja polskim Fabiuszem Kunktatorem. Firlej był absolutnym przeciwieństwem swego poprzednika na urzędzie hetmańskim. Ostrożny i rozważny, nie znosił podejmowania ryzyka. Walczył tylko wtedy, gdy był pewien sukcesu. Nie dziwne więc, że w związku z tym wypada blado w porównaniu ze swym poprzednikiem. Odznaczał się za to zamiłowaniem do dyplomacji i używany był wielokrotnie w trudnych misjach do Turcji, Węgier i Mołdawii. Jako wojskowy z upodobaniem wprowadzał zachodnioeuropejskie metody prowadzenia wojen. Umiejętnie stosował zapożyczony już wcześniej czeski tabor, ale – w przeciwieństwie do Czechów – ten szyk stosował jedynie do związania walką przeciwnika, decydujący atak zaś przeprowadzała kawaleria. Taką właśnie taktykę zastosował podczas zwycięskiej bitwy z Rosjanami pod Orszą w 1508 r. Zupełnie za to nie radził sobie z Tatarami, ponosząc klęskę 2 sierpnia 1519 r. pod Sokalem. Król Zygmunt Stary nie rezygnował z usług Firleja i wysłał go na kolejną wojnę. Tym razem hetman wielki koronny mógł pokazać, na co go stać. W wojnie przeciwko Krzyżakom zademonstrował swój kunszt w zdobywaniu zamków i miast warownych. W polu pokonał samego wielkiego mistrza Albrechta Hohenzollerna w bitwie pod Pasłękiem (18 stycznia 1520 r.) i zagroził Królewcowi. Siejąc pożogę i zniszczenie, pustoszył tereny państwa zakonnego. Zdawał sobie sprawę, że w zurbanizowanym terenie rola rozstrzygająca przypadnie nie kawalerii, ale piechocie i artylerii. Dzięki umiejętnemu stosowaniu tych rodzajów broni zdobywał po kolei krzyżackie umocnienia. Po wojnie schorowany hetman nie utracił swej godności, ale w zasadzie już jej nie pełnił. Czynili to za niego przydani mu przez króla pomocnicy.