Wśród wierszy wczesnobarokowego poety Hieronima Morsztyna znajdujemy fraszkę o trzpiotce, której gest okazał się mieć poważne następstwa:
Pomarańczą cisnęła Katarzyna na mię,
Więc nie wiem, czy to łaski, czy-li gniewu znamię.
Nie gniewu, boby była kamieniem wolała,
Nie łaski, boby ją też z ręki swojej dała.
Jakoż takoż, gdy od niej było odbierane,
Nie mogłoby być u mnie, jedno ukochane.
Gniewa-li się, bodaj się niedługo gniewała;
Kocha-li się, bodaj się do stu lat kochała.
Prosty gest, niejasne intencje – i burza sprzecznych emocji oraz domysłów. Uwarunkowania płci sprawiają, że każdy dar ofiarowany młodzieńcowi przez dziewczynę jest jakoś zapowiedzią i prefiguracją ofiarowania. Ale w epigramacie nawet ta dwuznaczna sytuacja staje się niejasna, gdyż nie wiadomo, czy rzucenie w kogoś owocem to jego ofiarowanie. Jednoznaczna chęć zwrócenia uwagi (zakładam, że Kasia rzucała na tyle celnie, że trafiła nieprzypadkowo) i niejednoznaczna intencja, która za tym stała (któż zrozumie dziewczęta?), sprawiają, że pocisk staje się zarzewiem miłosnego uczucia, a dokładniej – miłosnej niepewności.
U Morsztyna epigramat o pomarańczy był wierszem wariacyjnym, który dopełnia podobną fraszkę, zaczynającą się od słów:
Jabłkiem pieszczona dziewczyna rzuciła
I prawie w samo serce ugodziła.
Jej tytuł, Male me Galatea petiit lasciva, zdradza antyczne źródło – tak samej zabawy, jak i jej literackiej tradycji. Jest to bowiem cytat z Wergiliańskiej eklogi, a dystych, który otwiera, w XVIII-wiecznym przekładzie brzmi: „Jabłkiem na mnie swawolna Galatea ciska / i ucieka w chrost, i chce bym ją widział z bliska”. Motyw ma korzenie bizantyjskie. W Antologii palatyńskiej znajdujemy taki epigramat Pawła Silencjariusza: „dziewczyna czerwone jabłka dwa wsunęła mi w ręce. Dwa zwykłe jabłka. Ale chyba ogień zaklęty potajemnie wsączyła w szkarłatne owoce. Niosę je, ogarnia mnie żar”.
W polskiej poezji Hieronim Morsztyn rozwiązał worek z miłosnymi pociskami (jego tryptyk uzupełnia jeszcze epigramat o ciśniętym wianku: „Śliczne dziewczę wianeczkiem głowę mi przebiło. / Narzekałbym zraniony, ale mi to miło”). Za antycznym źródłem powtarza koncept Szymon Szymonowic w Sielankach (1614):
Zufała Eryfila, mijając mnie wczora,
Cisnęła na mię jabłkiem, skąd mi głowa chora.
Teksnica na mię bije, szum przeplata uszy,
Spać nie mogę, lice mi blednie, a mdło duszy.
Za przykładem Morsztyna poszedł też autor Roksolanek (1629), który tak rozpoczął pieśń Hipolita:
Rożyna mi w taneczku pomarańczę dała,
A potym i wianeczek dać przyobiecała.
Ale gdym jej pomagał wesołego tańca,
W ogień się obróciła ona pomarańcza.
Nie próżnowali także poeci neołacińscy. Wśród epigramatów Andrzeja Krzyckiego zapisano utwór o dziewczynie, która analogiczny efekt uzyskała, ciskając śnieżką. Krzycki nie był jego autorem. Epigram był popularny w XVI w. (m.in. przypisywano go wówczas Petroniuszowi) i jako taki podlegał dalszym przeróbkom. Anonimowy przekład z XVII w. łacińskiej wersji Girolamo Angeriano (1470–1535) zaczyna się tak:
Szedłem w ziąb, gdy Kostusia mnie zoczyła
I bryłą śniegu, igrając, rzuciła.
Lecz to nie śnieg był, nie śnieg, na mą wiarę,
Ale zdradliwy ogień, bo nad miarę
Serce mi zagrzał. Przebóg, jakie dziwy!
Kto kiedy widział w śniegu ogień żywy!
Własnej przeróbki wiersza Pseudo-Petroniusza dokonał również inny popularny poeta neołaciński, Janus Secundus (1511–1536), którego wersję spolszczyło z kolei dwóch poetów. Jan Andrzej Morsztyn swą parafrazę włączył do Lutni (Na toż [tj. Na śniegową grę]). Tu wewnętrzny ogień wywołany uderzeniem śnieżki nie może być gaszony śniegiem, skoro ów pożar wywołał, ale ogniem samej Jagi. Ten sam epigram adaptował wcześniej Jan Smolik, dokonując jednak mało szczęśliwej zamiany śnieżki na... portret Anny Habsburżanki, pierwszej małżonki Zygmunta III (Na obraz królowej polskiej, Zygmunta III pierwszej małżonki). Dopiero druga część Smolikowej fraszki wiernie powtarza pomysły Secundusa:
A przecię ten śnieg grzeje Zygmunta Trzeciego,
Który czymże sie potym tak zimnym ochłodzi?
Ponieważ i śnieg jeszcze więtszy ogień rodzi,
Pewnie nie śniegiem żadnym ani lodem zimnym,
Lecz ogień ogniem, da Bóg, zgasi, nie czym innym.
Niezbadane bywają drogi miłosnych pocisków...