Karol Ludwik Monteskiusz (1689–1755) był jednym z najwybitniejszych myślicieli politycznych XVIII w., a jego koncepcja trójpodziału władzy zachowuje aktualność do dzisiaj, stanowiąc między innymi podstawę systemu politycznego Stanów Zjednoczonych.
Jak większość polityków i publicystów swojej epoki poświęcał Rzeczypospolitej mało miejsca, a jeśli już, to nie szczędził krytycznych uwag. Listy perskie z 1721 r., książka, dzięki której Monteskiusz zyskał międzynarodową sławę (cztery legalne i cztery nielegalne wydania francuskie w ciągu roku), zawierały dwie wzmianki o państwie polsko-litewskim. W rozważaniach na temat zaludnienia świata stwierdził: „Polska i Turcja europejska są już prawie wyludnione”. Marną pociechą jest to, że Monteskiusz wymienił ją obok innych państw, także Francji, których populacja, jego zdaniem (mylił się), zmalała w porównaniu z wcześniejszymi epokami. Tym bardziej że kolejna i ostatnia uwaga w gruncie rzeczy wychodziła nawet poza zwyczajowe narzekania na temat „polskiej anarchii”. Przedstawiając dzieje głównych państw europejskich, napisał: „Oto historie Północy, między innymi Polski, która tak zły czyni użytek ze swej wolności i z prawa obioru królów: rzekłbyś, iż chce pocieszyć sąsiadujące z nią ludy, które straciły i jedno, i drugie”. Wniosek był prosty: nawet jeśli w ustroju Rzeczypospolitej znajdowały się elementy godne uznania, to sposób korzystania z wolności był taki, że lepsza okazywała się tyrania w państwach sąsiednich. Niestety, ten sposób myślenia zdobył szerokie uznanie nie tylko w państwach sąsiednich, ale także na Zachodzie.
Jest on również widoczny w najważniejszym dziele Monteskiusza, wydanej w 1748 r. książce O duchu praw. Najczęściej kojarzona jest ona z zasadą trójpodziału władzy, jednak z szerszej perspektywy stanowi pochwałę republikańskiej koncepcji państwa, której najważniejszymi elementami były istnienie rządu mieszanego zachowującego równowagę między interesami członków społeczeństwa oraz bezpośredni udział obywateli (części, nie wszystkich!) w sprawowaniu władzy. Ustrój Rzeczypospolitej i przywiązanie szlachty do wolności wydawały się jej sprzyjać, ale Monteskiusz miał całkowicie odmienne zdanie na ten temat. System polityczny Rzeczypospolitej określił jako arystokratyczny. Niestety, była to najbardziej wynaturzona postać takich rządów: „Im bardziej arystokracja zbliża się do demokracji, tym jest doskonalsza; coraz mniej doskonała zaś, w miarę jak zbliża się do monarchii. Najmniej doskonała arystokracja jest ta, gdzie część ludu, która słucha, znajduje się w niewoli cywilnej u tej, która rozkazuje, jak w arystokracji polskiej, gdzie chłopi są niewolnikami szlachty”. Ale najgorszą rzeczą było to, że nawet w przeciwieństwie do „dzikich” i „państw despotycznych” w Polsce nie umiano określić, jaki jest cel państwa. Założenie, że jest nim obrona wolności obywateli, ze względu na sposób realizacji zmieniło się w ponurą farsę: „Przedmiotem praw w Polsce jest niezawisłość każdego obywatela, i co z tego wynika, ucisk wszystkich”. Rzeczpospolita była monstrum, w którym najbardziej szczytne ideały stały się własnym zaprzeczeniem. Stąd negatywne oceny wystawiane przez Monteskiusza – zła będącego skutkiem tyranii nie można było uniknąć, bo wynikało z jej istoty, zło będące skutkiem rządów arystokratycznych i przywiązania do wolności było nie do zniesienia.
To nie koniec krytycznych uwag. W części dzieła poświęconej handlowi (w połowie XVIII w. był to jeden z ulubionych tematów rozważań w całej Europie) Rzeczpospolita została przedstawiona w wyjątkowo niekorzystnym świetle. Była biednym państwem, w którym ze względu na powszechne ubóstwo nawet największe fortuny przedstawiały się bardzo skromnie. Polityka handlowa, która miała ograniczać się do sprzedaży zboża kupcom gdańskim, była charakterystyczna dla najsłabiej rozwiniętych państw, „których niewola polega na wyrzeczeniu się użytku rzeczy, jakie dała im natura, lub na handlowaniu tymi rzeczami ze stratą”. Ogólna sytuacja gospodarcza wyglądała tak źle, że jedynym rozwiązaniem było wycofanie się Rzeczypospolitej z handlu międzynarodowego: „Kilku magnatów posiada całe prowincje; cisną chłopa, aby mieć więcej zboża do wysłania za granicę i kupić za nie rzeczy, których wymaga ich zbytek. Gdyby Polska nie handlowała z żadnym narodem, mieszkańcy byliby szczęśliwsi. Magnaci, którzy mieliby tylko swoje zboże, dawaliby je chłopom, aby mogli wyżyć; zbyt wielkie posiadłości byłyby im ciężarem, podzieliliby je między chłopów”.
Z punktu widzenia ekonomii wartość tego typu rad była równa zeru – co to znaczy, że „magnaci dawaliby zboże chłopom” albo że „podzieliliby swoje posiadłości między chłopów”? Z szerszej perspektywy wskazują one, podobnie jak uwagi na temat ustroju Rzeczypospolitej, na nieznajomość jej praw i sytuacji. Potwierdzają to kolejne prace Monteskiusza. W Myślach (Pensées) pisał, że w każdej wiosce istnieją takie same urzędy jak na poziomie centralnym, a o ich obsadzie decyduje osobiście król, oraz że roczne dochody monarchy polskiego nie sięgają nawet 600 tys. dukatów – w rzeczywistości były dwukrotnie wyższe. W Zbiorze (Spicilége) zawierającym luźne notatki na różne tematy interesowały go takie sprawy, jak zabiegi księcia Conti o koronę polską pod koniec XVII w., obecność oddziałów złożonych z Kozaków i Kałmuków na Pomorzu w 1734 r. czy pijaństwo i wybuchy gniewu cara Piotra I podczas jego pobytu w Warszawie. Warto przytoczyć fragment ostatniej wiadomości: „Mienszykow [Aleksander, bliski współpracownik cara] pokłócił się z patriarchą, który oskarżył go o sprzeniewierzenie, car wysłuchał ich obu poczem zwrócił się do Mienszykowa ty masz rację daj mu w pysk. Mienszykow dał w pysk patriarsze i poszedł sobie”. Jeszcze gorzej było na dworze polskim. Monteskiusz własnoręcznie zapisał (w pozostałych wypadkach robili to jego sekretarze) wstrząsającą relację ze zgonu Jana III Sobieskiego: „Kardynał de Polignac powiedział, że gdy wielki Sobieski umierał, on był przy jego łóżku, królowa z jednej strony a ksiądz de Polignac z drugiej; on [król] spadł [rażony] apopleksją i potoczył się po podłodze, że królowa nie mogąc znieść tego widoku odeszła; że on [Polignac] zaczął wołać ludzi; że nagle wszedł jałmużnik, który był pijany… wszedł jezuita zwący się O. Rota, który widząc złoty krzyżyk zawieszony na szyi Króla… odciął wstążeczkę i schował krzyżyk do swej kieszeni…”.
Monteskiusz byłby pewnie zaskoczony, że w tak strasznym kraju jego prace cieszyły się dużą, oczywiście jak na epokę, popularnością, a jego opinie powtarzali najwybitniejsi politycy i publicyści, na czele ze Stanisławem Staszicem i Hugonem Kołłątajem. Przyjęto między innymi republikańskie, nie liberalne rozumienie pojęcia „wolność”; zasadę trójpodziału władzy, choć ze słabszą, niż przewidywał Monteskiusz, pozycją króla jako szefa egzekutywy; opinię o równości wobec prawa i praw politycznych dla szlachty, obejmującej także równe posłuszeństwo jego nakazom; koncepcję, że posłowie na sejm nie są reprezentantami sejmików, ale całej Rzeczypospolitej; wreszcie pogląd, że w dużych pod względem terytorialnych państwach niezbędne jest istnienie władzy monarszej.
Jednak te głosy rzadko tylko przekraczały granice Rzeczypospolitej. W Europie dominowały poglądy takie, jak te formułowane przez Monteskiusza, utrwalały one negatywny wizerunek państwa polsko-litewskiego. Nie dość, że jego ustrój polityczny był karykaturą systemu republikańskiego, to jego mieszkańcy – wyzyskiwani przez grupkę magnatów – żyli w nędzy. Jakoś trzeba było rozwiązać „problem Rzeczypospolitej”, tylko kto miał to zrobić, skoro sami Polacy zafundowali sobie takie państwo?