W XVII wieku na europejskich dworach królewskich pojawił się nowy przysmak o amerykańskim pochodzeniu. Modny wówczas napój kakaowy w niewielkim stopniu przypominał współczesną pitną czekoladę – gęstą, słodką i łagodną w smaku.
Podstawowy surowiec pozostaje niezmienny – są nim nasiona kakaowca właściwego Theobroma cacao.
Drzewo to pochodzi prawdopodobnie z dorzecza górnej Amazonki i jest znane jako roślina użytkowa od co najmniej 2 tysięcy lat. Nazwa kakaowca pochodzi z języka Azteków (cacahuacuauhitl oznacza „drzewo kakaowe” od cacahuatl – „kakao” i cuauhitl – „drzewo”), a uprawiali go Aztekowie, Toltekowie, Majowie i Olmekowie. Indianie przygotowywali czekoladę, prażąc i ucierając nasiona na podgrzewanych kamiennych żarnach, mieszali powstałą w ten sposób miazgę z chłodną wodą oraz przyprawiali ją miodem, wanilią i... ostrymi papryczkami chili. Szczególnie ceniono piankę powstającą podczas mieszania napoju. Aby uzyskać jak największą ilość smakowitej piany, kobiety przelewały płyn z dużej wysokości z jednego naczynia do drugiego. Tak powstawała gorzka, tłusta i zimna zawiesina, zwana przez Azteków tchocolatl.
Pierwszy kontakt Europejczyków z kakaowcem nastąpił w 1502 roku, gdy na wyspie Guanaja (leżącej u wybrzeży dzisiejszego Hondurasu) Krzysztof Kolumb otrzymał ziarna kakao od Indian. Aztekowie wykorzystywali nasiona kakaowca na trzy sposoby: przyrządzali z nich luksusowy napój wzmacniający, składali je w ofierze bogom i używali jako środka płatniczego – odpowiednika monet. Gorzko-ostro-słodki smak czekolady nie przypadł do gustu białym przybyszom. W 1575 roku botanik Girolamo Benzoni wyrażał się o nim bardzo niepochlebnie: Wydawała mi się napojem bardziej zdatnym dla świń niż dla ludzi. Natomiast jezuita Jose de Acosta w 1590 roku podkreślał zróżnicowanie opinii na temat tego napitku: Budzi wstręt tych, którzy do niego nie nawykli, bo ma na wierzchu pianę albo pęcherzyki podobne do szumowiny [...] Jest to cenny napój, który Indianie ofiarowują swym panom [...]. I Hiszpanie, a jeszcze bardziej Hiszpanki, ulegają nałogowi picia czarnej czekolady.
Na nasz kontynent czekolada trafiła w 1544 roku wraz z delegacją wysoko urodzonych Majów, przybyłą do hiszpańskiego króla Filipa II. Wkrótce wśród europejskich elit pojawiła się moda na towarzyskie przyrządzanie i spożywanie tego rarytasu. Zaczęto pić go na gorąco, dodawać przypraw pochodzących ze Starego Świata (m.in. cukier trzcinowy, cynamon, anyż i pieprz) oraz ubijać piankę za pomocą drewnianego mieszadełka molinillo. Skonstruowane w XVII wieku metalowe naczynie do przyrządzania czekolady (dzbanek z przykrywką, przez którą przechodził trzonek mieszadełka) nazwano z francuska chocolatière.
Na polski dwór królewski czekolada trafiła około połowy XVII wieku. Świadczy o tym treść listu Jana III Sobieskiego z 1665 roku, w którym król prosi Marysieńkę o przysłanie „ciokolaty” (porównaj artykuł Beaty Dziedzic pt. Ogród fruktyfikujący króla Jana i królowej Marysieńki). Wymieniając w piśmie „drewno do kłócenia albo zamieszania”, nasz monarcha miał prawdopodobnie na myśli molinillo, królewskie instrukcje dotyczące „garnuszka” odnosiły się zaś zapewne do chocolatière. Mamy zatem pisemny dowód na to, że polski król poznał i docenił smak czekolady dużo wcześniej, niż uczynili to Szwajcarzy – późniejsi czekoladowi potentaci.