Sarmacki mit genetyczny, przyjmowany przez większość szlachty od drugiej połowy XVI w. jako pewna oczywistość, nie był akceptowany przez wszystkich. Już w słynnej mowie Jana Ostroroga, wygłoszonej w roku 1467 podczas audiencji u papieża Pawła II, w roli protoplastów narodu polskiego pojawiają się również Scytowie, Wandalowie i Getowie, choć z czasem Scytów zaczęto identyfikować przede wszystkim z nacją tatarską, traktując ich jako synonim współczesnego barbarzyństwa. Jednak w XVI stuleciu, mimo zastrzeżeń bardziej krytycznych dziejopisów (np. Maciej z Miechowa identyfikował Polaków z Wandalami), za sprawą twierdzeń historyków (Marcina i Joachima Bielskich, Marcina Kromera, Macieja Stryjkowskiego, Aleksandra Gwagnina), sarmacki mit szczepowy utrwalił się w świadomości szlachty, która w drugiej połowie stulecia zaczyna wyraźnie odnosić go do siebie samej, mimo że podejmujący temat autorzy nie byli tu jakoś szczególnie konsekwentni. W zależności od celów wypowiedzi Sarmaci bywają przodkami bądź wszystkich Słowian, bądź Polaków w ogóle, bądź szlachty polskiej, bądź zarówno koronnej, jak i litewskiej; czasami też nazwa lub jej pochodne używane są wyłącznie w celach stylistycznych, innym razem wyraźnie w powiązaniu z treściami ideologicznymi.
Nie oznaczało to jednak powszechnej zgody. Całkiem popularna była także koncepcja panońsko-iliryjskiego pochodzenia Polaków, za którą opowiadali się np. Łukasz Górnicki, Bartosz Paprocki czy Jan Jurkowski. Duże znaczenie miał zwłaszcza Paprocki jako autor dzieł genealogicznych fundujących świadomość stanową szlachty, który w swym Gnieździe cnoty z 1578 r. abstrahował od mitu sarmackiego. Z kolei Stanisław Orzechowski, wielbiciel kultury helleńskiej, skłonny był wywodzić Polaków od Greków.
Zdarzały się jednak koncepcje bardziej fantastyczne, szukające rodowodu w czasach mitycznych. Przykładowo Jan Kochanowski w swym Proporcu albo Hołdzie pruskim, nawiązując do koncepcji jeszcze średniowiecznych, wywodził pochodzenie plemion słowiańskich od Amazonek oraz ludów scytyjskich. Waleczne niewiasty – twierdzi poeta – przybyły najpierw w pobliże siedzib scytyjskich, a następnie razem ze Scytami powędrowały na północ, osiedlając się nad Donem, skąd następowała ich dalsza ekspansja, dająca początek szczepom słowiańskim.
Jeszcze inny wariant mitu etnogenetycznego postanowił opracować Jan Skorski w łacińskim eposie Lechus, carmen heroicum z 1745 r. (szybko przetłumaczonym przez Benedykta Kotfickiego – cytowany poniżej przekład ukazał się w 1751 r. pt. Lech polski). Dziełu Skorskiego patronował zamiar polemiczny. Otóż autor zamierzał przeciwstawić się niechlubnej genealogii wskazującej na barbarzyńskich Sarmatów jako protoplastów narodu polskiego. W końcowych partiach inwokacji czytamy:
Niech cała ziemia będzie stąd informowana,
Że nie z prostej krwie światu jest Polska wydana
I że nie z Sarmatów, jak insi więc mniemają,
Polacy genetlijak swój wyprowadzają.
Wtórował mu tłumacz poematu, który w Przedmowie do łaskawego Czytelnika, dodanej do spolszczenia, nadmieniał:
Choć słaba Muza, dokończona przecie,
Będzie-ć do gustu, gdy w niej jak w portrecie
Zacność ojczyzny będzie wystawiona
I że nie z prostej krwie Polska zrodzona
Ani z Sarmatów, jak się wielu zdaje,
Z złotą wolnością nasza Polska wstaje.
Obaj zatem brali pod uwagę nobilitację pochodzenia własnej nacji, uznając sarmacki rodowód za uwłaczający.
By ziścić postawiony sobie cel, Skorski postanowił opracować mniej znany mit stanowy, który szlachtę wywodził od mieszkańców Kolchidy, czyniąc ich spadkobiercami złotego runa. Poeta podążał ewidentnie za wyłożoną w Annales Polonorum (1587) przez Stanisława Sarnickiego legendą o pochodzeniu przodków Lecha z Kolchidy (autor z czasów saskich wskazał zresztą swe źródło bezpośrednio). By powiązać podanie o Lechu z mitem o Argonautach, Skorski opowiada o wyprawie Lecha do Grecji mającej na celu odzyskanie dziedzictwa swego rodu – złotego runa, które staje się niejako symbolicznym godłem założonego przezeń nowego państwa: „złotego królestwa”, i jego największego skarbu „złotej wolności”. Ważną część jego pomysłu stanowi także ukazanie przyszłych losów Lechitów poprzez przepowiednie.
Cel, jaki sobie postawił Skorski zarówno w wymiarze artystycznym, jak i ideologicznym, do pewnego stopnia uznać można za niewczesny, za relikt mijającej epoki. Nic więc dziwnego, że Ignacy Krasicki w jednym z listów poetyckich w słowach skierowanych do Adama Naruszewicza kpił sobie z „Lecha zawołanego”, który prześcignął Argonautów, czyniąc aluzję właśnie do eposu Skorskiego. Na anachronizm z pewnością zakrawała warstwa ideologiczna dzieła oparta na micie rycerskich przodków, która podtrzymywana była przy życiu w sposób już chyba nieco sztuczny, służąc zapewne stanowemu konserwatyzmowi.