© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   05.01.2021

Niemiec, Francuz czy Piast? Walka o tron podczas bezkrólewia 1673/1674 r.

Nagła śmierć Michała Korybuta Wiśniowieckiego w listopadzie 1673 roku wywołała wielkie poruszenie w Rzeczypospolitej, która prowadziła wówczas wojnę z Turcją, a dodatkowo była rozdarta wewnętrznymi konfliktami. W tej sytuacji należało jak najszybciej wybrać nowego władcę, który zaprowadziłby upragniony przez wszystkich pokój.

Do walki o polski tron zgłosiło się aż dziewięciu kandydatów z zagranicy, a wśród nich carewicz Fiodor, Karol Emil Hohenzollern, a nawet Rinaldo d’Este, książę Modeny. W rzeczywistości jednak liczyli się kandydaci popierani przez dwie ówczesne potęgi, Cesarstwo i Francję, które rywalizowały o wpływy w Europie. Kandydatem Leopolda I był książę Karol Lotaryński (1643-1690), Ludwik XIV natomiast zwlekał z wyborem swego kandydata. Początkowo wydawało się, że udzieli poparcia Ludwikowi II Burbonowi, księciu Condé, nazywanemu „Wielkim Kondeuszem” (1621-1686), ale ostatecznie zdecydował się na księcia neuburskiego Jana Wilhelma Wittelsbacha (1658-1716). Jednak wszystkich intrygowała nieobecność Jana Sobieskiego, który oficjalnie popierał Kondeusza. Podejrzewano, że gra na zwłokę i prędzej czy później zgłosi swoją kandydaturę, tym bardziej że właśnie święcił triumfy jako zwycięzca spod Chocimia.

Tymczasem rozpoczynała się kampania propagandowa. Jeszcze przed sejmikami konwokacyjnymi, zwołanymi pod koniec grudnia 1673 roku, pojawiły się pierwsze pisma polityczne, zapowiadające walkę między Wielkim Kondeuszem i Karolem Lotaryńskim. Ich autorami byli rzekomo szlachcice, którzy występowali jako „prawdziwy boni publici zelant” lub „pewien ziemianin”, a w rzeczywistości pisma wychodziły spod pióra mistrzów propagandy, reprezentujących interesy francuskie lub cesarskie. Jakich argumentów używali, aby przekonać do wyboru kandydata swojego stronnictwa i jednocześnie zniechęcić do jego rywala?

W przypadku Karola Lotaryńskiego było to zadanie trudne. Książę nie cieszył się popularnością wśród szlachty, o czym świadczyła jego przegrana podczas elekcji 1669 roku. Wątpliwości budziły przede wszystkim jego zbyt ścisłe związki z cesarzem, wskazujące że najprawdopodobniej przyjmie linię polityczną Michała Korybuta Wiśniowieckiego. To zaś oznaczało, że nie ma co liczyć na szybki pokój z Turcją. Podkreślali to przeciwnicy Karola i dodawali, że ma on słabą pozycję, gdyż jest tylko „pułkownikiem cesarza”. Rzeczywiście, książę od 1663 roku robił karierę wojskową w cesarskiej armii. Już w 1664 roku brał udział w bitwie pod Szengotthard jako pułkownik, a potem walczył w wojnie Francji z koalicją hiszpańsko-austriacko-lotaryńską. Na stałe Karol przebywał na dworze wiedeńskim, gdyż księstwo Lotaryngii od 1670 roku było okupowane przez Francję.

Jak się można domyślać, zwolennicy księcia lotaryńskiego pomijali milczeniem jego relacje z cesarzem. Atut czynili z jego stanu cywilnego, który umożliwiał mu małżeństwo z wdową po królu Michale. Doskonale wiedzieli, że szlachta darzy królową Eleonorę wielką sympatią, gdyż w przeciwieństwie do Ludwiki Marii trzymała się z dala od polityki. I właśnie ten kobiecy wątek nadspodziewanie wywołał żywą dyskusję między stronnictwami, które prześcigały się w przedstawianiu argumentów pro et contra.

Stronnicy Karola Lotaryńskiego przedstawiali Eleonorę jako doskonałą władczynię – dobrotliwą, oddaną drugiej ojczyźnie i niemieszającą się do rządów. Ostrzegali, że inna królowa może próbować sięgnąć po władzę, jak uczyniła to żona Mieszka II, Rycheza. Straszyli, że jeśli tak się stanie, będzie to kara boska za odesłanie Eleonory do Wiednia. Ponadto podnosili argument natury finansowej, szczególnie chwytliwy w sytuacji, gdy skarb państwa był pusty. Twierdzili, że ślub Karola Lotaryńskiego z królową Eleonorą pozwoliłby zaoszczędzić państwu na wdowiej oprawie. Dodatkowo pozostawienie jej na tronie umożliwiłoby utrzymanie dobrych relacji Rzeczypospolitej z Cesarstwem, które do tej pory były gwarantowane ślubami polskich monarchów z arcyksiężniczkami habsburskimi, na przykład Kazimierza Jagiellończyka z Elżbietą Rakuszanką, Zygmunta III Wazy z Anną, a potem Konstancją i Władysława IV z Cecylią Renatą. Odesłanie królowej wdowy na dwór wiedeński mogłoby te stosunki zepsuć, gdyż byłby to ogromny „contempt” [obraza] dla Leopolda I.

Przeciwnicy Karola, czyli zwolennicy kandydata francuskiego, utrzymywali natomiast, że przyszły król Polski powinien uwolnić się od wyniszczającej kraj zależności od Habsburgów, odrzucając propozycję małżeństwa z królową Eleonorą. Nie chodziło przy tym jedynie o wrogość wobec Cesarstwa, ale także o to, że ich kandydat – Kondeusz nie był wolnego stanu, bowiem w młodym wieku ożenił się z siostrzenicą kardynała Richelieu, Claire Clémence de Maillé Brézé. Co prawda małżonkowie nie prowadzili wspólnego życia, ale nie zdecydowali się na rozwód. Zwolennicy Francji robili jednak ferment i zapewniali, że od dawna żyje on w celibacie, fałszywie sugerując, że będzie mógł ożenić się z wybraną dla niego kandydatką, czytaj Eleonorą.

W stronnictwie francuskim jednocześnie zdawano sobie sprawę, że część opinii szlacheckiej może obawiać się odesłania Eleonory jako wrogiego gestu, który sprowokuje Leopolda I do reakcji zbrojnej. Zapewniano więc, że podobne przypadki miały już miejsce w przeszłości – Zygmunt August odesłał Katarzynę Habsburżankę, a książę siedmiogrodzki Zygmunt Batory Marię Christinę – i że nie wywołali tym konfliktu z Cesarstwem. Dodawano, że Leopold I jest pochłonięty wojną koalicji z Francją i nie będzie tracił czasu na mało istotne kwestie.

Przekonywano także, że wdowa po Michale Korybucie panowała za krótko, aby mieć pewność co do jej rzeczywistych intencji i zwracano uwagę, że jej rządy nie przyniosły Rzeczypospolitej żadnej „ulgi”. Przytaczano przykłady monarchiń, które w stosownym momencie usunęły się ze sceny politycznej, na przykład Anna Jagiellonka po śmierci Stefana Batorego czy Eleonora Gonzaga (matka Eleonory) - cesarza Ferdynanda III. Wspomniano nawet o królowej szwedzkiej Krystynie, która abdykowała na rzecz swego niedoszłego męża, Karola Gustawa. Jednocześnie uspokajano wyborców, że żadna kara boska nie spadnie na Rzeczpospolitą, gdyż wdowa po królu Michale została dobrze potraktowana, łącznie z tym, że uchwalono dla niej reformację, czyli wdowią oprawę. Zaznaczano zresztą, że o wyborze króla Polski nie powinno decydować dobro Eleonory, lecz Rzeczypospolitej, która teraz potrzebuje przede wszystkim znakomitego wodza.

Taką osobą był właśnie, zdaniem francuskich stronników, Wielki Kondeusz, który cieszył się sławą jednego z najwybitniejszych wodzów w Europie. Z tego powodu popierał go zresztą oficjalnie Sobieski. Kondeusz miał ogromne doświadczenie wojskowe, którego nabył podczas wojny trzydziestoletniej. Odniósł głośne zwycięstwa pod Rocroi (1643), Fryburgiem (1644), Nördlingen (1645), Dunkierką (1646) i Lens (1648).

Jednak przeciwnicy Kondeusza uważali, że jego doświadczenia militarne nie przydadzą się w walkach z Turcją i Tatarami, którzy stosują odmienną od zachodnioeuropejskiej taktykę walki. W odpowiedzi dowiedzieli się, że polska armia pod wodzą królów takich jak Jan Kazimierz, czy wielkich dowódców, jak Stefan Czarniecki, od dawna łączy wschodni i zachodnioeuropejski sposób walki, co przynosi jej sukcesy militarne.

W dalszej części kampanii elekcyjnej, czyli na wiosnę 1674 roku Wielki Kondeusz wycofał swoją kandydaturę, gdyż Ludwik XIV poparł księcia neuburskiego. Jego protegowany Jan Wilhelm Wittelsbach był ledwie znany w Rzeczypospolitej, jednak szlachta wiedziała, że był synem Filipa Wilhelma, który brał udział w elekcji 1669 roku. Książę miał zaledwie 16 lat, brakowało mu więc doświadczenia zarówno wojskowego, jak i politycznego. W związku z tym trudno było go promować. W pismach politycznych polecających go do tronu podkreślano doskonałe wykształcenie i wychowanie oraz cechy charakteru odziedziczone po ojcu, takie jak rozwaga i sprawiedliwość. Tych jednak wyborcy nie mogli zweryfikować. Podkreślano, że jest bogatszy od Karola Lotaryńskiego, pozbawionego nawet własnego księstwa, po to, aby szlachta wierzyła, że w razie potrzeby wyłoży pieniądze na wojnę z Turcją. Od razu też uprzedzano zarzuty, które najprawdopodobniej zdążyły już pojawić się w obiegu ustnym, że Jan Wilhelm potraktuje Rzeczpospolitą jako źródło dochodów dla licznego rodzeństwa. Autorzy broszury politycznej wychwalającej księcia zapewniali, że kwestia ta zostanie uregulowana w paktach konwentach.

Równocześnie odnieśli się do kwestii niezależności kandydata, co okazało się mieć duże znaczenie w czasie tej kampanii. Otóż twierdzili, że Neuburczyk nie będzie chciał podporządkować polityki Rzeczypospolitej Cesarstwu, gdyż niemieccy książęta zachowują dużą swobodę polityczną. Co więcej, nawiąże dobre relacje z Leopoldem I, gdyż ożeni się z królową Eleonorą. Był to dość karkołomny argument w kontekście toczącej się właśnie wojny Francji z Cesarstwem. Jednak stronnicy Jana Wilhelma byli nadzwyczaj optymistyczni. Ich zdaniem Jan Wilhelm będzie mógł dodatkowo liczyć na poparcie elektora brandenburskiego i króla francuskiego, którzy podczas elekcji 1669 roku byli przychylni jego ojcu.

Przeciwnicy francuskiego kandydata starannie przygotowali odpowiedź. Była ona napisana w tonie bardziej agresywnym od poprzednich, co wynikało z faktu, że termin elekcji był blisko. Mowa w niej była o ślubie królowej Eleonory z dzieckiem, to jest z Janem Wilhelmem, któremu „ledwie nie mamkę chować potrzeba”. Ostrzegano, że takie małżeństwo na pewno skończy się rządami białogłowy, choć jeszcze nie tak dawno wychwalano królową wdowę za „niemieszanie się” do polityki. Wytykano księciu, tym razem słusznie, brak doświadczenia politycznego i wiedzy prawniczej, które były pożądane ze względu na wyjątkowy ustrój Rzeczypospolitej. Pytano także o jego zasługi wojenne, podając jako przykład królów, którzy byli doskonałymi wodzami oraz wybitnych hetmanów. Jasno stwierdzano, co być może było przygotowaniem gruntu pod kandydaturę Sobieskiego, że krajowi potrzeba „Pana wojennego” i „najwyższego rycerza”, doświadczonego w walce z Turcją. Ostrzegano wreszcie, że wybór Jana Wilhelma to prosta droga do uzależnienia Rzeczypospolitej od obcych interesów i wciągnięcia jej w europejskie konflikty, a także do wzmocnienia władzy królewskiej kosztem szlacheckiej. Zdaniem autorów pisma Jan Wilhelm nie będzie mógł liczyć na pieniądze ani od politycznych protektorów, zaangażowanych w europejską rywalizację, ani od własnej rodziny, która znacznie zubożała po elekcji 1669 roku oraz po zniszczeniach dokonanych w palatynacie reńskim przez wojska francuskie i cesarskie. Uważano więc, że ponad wszelką wątpliwość Jan Wilhelm będzie chciał uzyskać beneficja dla swojego licznego rodzeństwa.

W istocie był to dopiero początek perypetii związanych z wyborem nowego króla Polski. Oto swoją kandydaturę zgłosił Jan Sobieski, który musiał poczuć się dotknięty decyzją Ludwika XIV. Jako doświadczony mąż stanu i uwielbiany wódz nie mógł dopuścić, aby na tronie zasiadł młodzieniec, który miał najwyżej mgliste pojęcie o rządzeniu i wojowaniu. Na miesiąc przed wyborem króla pojawiła się broszura polityczna, która nie była bezpośrednio wymierzona w Karola Lotaryńskiego ani w Jana Wilhelma, lecz odnosiła się do kwestii cudzoziemskich wpływów w Rzeczypospolitej. Było to nawiązanie do idei wyboru króla Piasta, czyli rodaka, czemu sprzeciwiała się część magnaterii, a zwłaszcza Pacowie na Litwie, gdyż nie chcieli dopuścić do wyboru Sobieskiego. Stąd też wątek ten został wprowadzony tuż przed elekcją, kiedy dwaj najpoważniejsi kandydaci byli pochłonięci i skompromitowani wzajemną rywalizacją.

Wspomniane pismo było napisane w formie poruszającej supliki ojczyzny, zwracającej się do szlachty zebranej na polu elekcyjnym. Znalazły się w nim argumenty odwołujące się do szlacheckiej ksenofobii i megalomanii narodowej, które prawie zawsze zyskiwały na sile w warunkach zagrożenia państwa. Autor zdecydowanie opowiadał się za wyborem króla Piasta i wykluczeniem cudzoziemców, z których „nie ma pożytku”, gdyż strzegą wyłącznie swoich interesów. Przekonywał, że Niemcy wybierają Niemca, Anglicy Anglika, a Francuzi Francuza, i tak samo Rzeczpospolita jako wolne państwo i antemurale chrześcijaństwa powinna zagłosować na „brata naszego”. Następnie autor przechodził do krytyki, a właściwie ośmieszania cudzoziemców, których przedstawiał jako zniewieściałych mężczyzn w perukach, jedwabnych pończochach i białych trzewikach, zajmujących się baletami, podczas gdy Polacy na koniu i z szablą w dłoni dzielnie toczą „marsowe tańce krwawe” z Tatarami. Przestrzegał szlachtę, by nie wierzyła gładkim mowom cudzoziemskich kandydatów, którzy nie mogą się równać z Polakami w sztuce wojennej, a zwłaszcza w prowadzeniu wojen z Turcją i Tatarami. Nawiązywał też do obietnic finansowych i rzekomych bogactw kandydatów, którzy odbywali olśniewające przepychem poselstwa, ale nic z nich nie wynikało.

Zwolennik króla rodzimego podsumowywał, że w obecnej sytuacji bogactwo kandydata ma mniejsze znaczenie od jego charakteru, bowiem Rzeczpospolita potrzebuje władcy wychowanego w polskich obyczajach, cnotliwego, walecznego i mężnego. Jedynie król-rodak będzie jej oddany w stopniu nieporównanie większym niż jakikolwiek kandydat z zagranicy.

Autor pisma nie wskazywał wprost, kto spełnia określone przez niego warunki, ale było oczywiste, że tylko Jan Sobieski, urodzony w Olesku, wychowany w polskiej tradycji i obyczaju, zaprawiony w bojach z Tatarami i Turkami, nie tak zamożny jak książęta krwi i niektórzy wielcy magnaci, ale cnotliwy i kochający Rzeczpospolitą, zasługiwał na to, aby zostać królem Polski. I tak też się stało 21 maja 1674 roku. O wyborze „Marsa sarmackiego” zadecydowała nie tylko propaganda.


Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo