Ważną cechą pałacu wilanowskiego jest jego symetryczny układ. Części północna i południowa zawierają podobnie rozplanowane pomieszczenia spełniające podobne funkcje, przy czym część południowa przeznaczona była dla króla, cześć północna zaś – dla królowej. Podział ten zauważalny jest również w dekoracji fasady.
Sypialnia królowej znajdowała się w północnej części pałacu. Nad drzwiami w lewym skrzydle pałacu widoczny jest medalion z popiersiem urodziwej i pełnej wdzięku damy. Przypomina ona słynną z urody władczynię Kartaginy Dydonę, która ugościła wędrującego w poszukiwaniu ojczyzny Trojańczyka Eneasza. Znajdujące się nad drzwiami trzy łuki wypełnione są płaskorzeźbami. Po środku umieszczono wizerunek otoczonej przez putta rzymskiej bogini Flory – całej w kwiatach. Flora była wiosenną boginią zieleni i kwiatów. Unosząca się w górze postać Zefira odsyła nas do opowieści przekazanej przez Owidiusza w Kalendarzu poetyckim. Owidiusz powiada, że Flora, utożsamiana z grecką nimfą Chloris, pewnego wiosennego dnia przechadzała się po polach, gdy nagle spostrzegł ją Zefir, który uosabiał łagodny wiatr wiosenny. Młodzieniec zakochał się bez pamięci w pięknej nimfie. Flora usiłowała uciec przed natarczywością Zefira, ale ten okazał się silniejszy, zwłaszcza że wspierał go brat Boreasz – silny wiatr północny. Dziewczyna w końcu uległa i została żoną zakochanego w niej młodzieńca. Według rzymskich wierzeń szczęśliwa Flora obdarowała ludzkość nasionami kwiatów i miodem.
Byłam Chloris, a teraz nazywam się Flora. W języku łacińskim zmieniona została bowiem grecka litera w moim imieniu. Byłam Chloris, nimfą szczęśliwych pól, które, jak słuch niesie, posiadali dawni zadowoleni z losu mężowie. Trudno jest mi skromnej opowiadać o swej urodzie, ale to właśnie dzięki niej moja matka ma boskiego zięcia. Była wiosna, wyszłam na spacer. Zefir mnie dostrzegł. Oddaliłam się. Nastaje ponownie. Uciekam. Był silniejszy. (...) Rozkwitam zawsze wiosną, gdy wszystko rozwija się, drzewu wyrastają liście a ziemi pastwisko. Mam ogród na polach, które są moim posagiem. Pogoda sprzyja, wszystko obmywa czysta woda. Mąż mój napełnił ogród szlachetnym kwiatem i rzekł: „Ty jako bogini miej moc nad kwiatem”. Często chciałam zliczyć ich różne kolory, ale nie mogłam. Zbyt wiele ich było. Skoro tylko znika opadająca rosa z liści i różnorodne trawy rozgrzewają się od promieni słońca, przybywają w orszaku odziane w pstre szaty Hory i zbierają moje dary do lekkich koszyczków. Następnie przychodzą Charyty, wiją girlandy, a wieńce wplatają w niebiańskie włosy.
Owidiusz, Kalendarz poetycki
Wypełnione zabawą, tańcem i śpiewem święta Floraliów obchodzono w Rzymie na przełomie kwietnia i maja. Wprawdzie swawole związane z obchodami tego starorzymskiego święta nie w smak były surowym moralistom republikańskim, takim jak Katon Starszy, to jednak nie zaprzestano obyczajów i długo kultywowano tradycję Floraliów.
Sile i męstwu Herkulesa przeciwstawione są wdzięki niewieście, a wraz z nimi kwiaty i śpiewy, hory i charyty – nazywane też gracjami. Opiekowały się one wszystkimi cudami przyrody i patronowały odradzającej się co roku wegetacji. Gdy przyjrzymy się uważniej płaskorzeźbie znajdującej się na lewym łuku północnej strony fasady, możemy ulec złudzeniu, że to towarzyszki Flory zasiadły na polanie i wypatrują jej nadejścia.
Urzekająca swym pięknem i prostotą historia Flory i Zefira była tylko jedną z licznych opowieści, które towarzyszyły parze królewskiej. Jan i Marysieńka utrwalali własne wzajemne uczucia także innymi wspólnymi lekturami. Języka miłości uczyli się z popularnego w XVII w. romansu Astrea. W swej korespondencji posługiwali się szyfrem miłosnym zaczerpniętym z ulubionej książki. Marysieńka była więc nazywana Astreą, Jutrzenką, Różą, Bukietem, a król mienił się Celadonem, Sylwandrem lub Jesienią. Nie należy więc dziwić się, że Wenus wraz z towarzyszącym jej orszakiem często wygrywała z Herkulesem.
Sile fizycznej przeciwstawia się też potęgę ducha tkwiącą w muzyce i poezji. Ową moc sztuki potwierdzają losy dwóch boskich śpiewaków – Orfeusza i Ariona. Obydwaj potrafili dokonywać cudów. Orfeusz – syn muzy Kalliope – towarzyszył bohaterskim Argonautom w wyprawie po złote runo. Gdy statek przepływał obok wyspy syren, które urzekały żeglarzy śpiewem i skazywały ich na zgubę, Orfeusz rozpoczął czarującą pieśń. Zasłuchani w słodko brzmiący śpiew Argonauci nawet nie zwrócili uwagi, że pół kobiety, pół ptaki starają się ich uwieść. W sztuce Orfeusza tkwiła prawdziwa moc poruszania. Boski śpiewak gromadził wokół siebie nie tylko żywe istoty, lecz także drzewa i skały. Muzyką oczarował nawet królewską parę władającą w Hadesie. Orfeusz wyruszył w zaświaty, aby odzyskać swą zmarłą małżonkę Eurydykę. Może gdyby ją mniej kochał, nie obejrzałby się nieszczęśnik w drodze powrotnej i nie utracił tym samym ukochanej na zawsze? Rozpacz Orfeusza po śmierci żony sprowadziła na niego tragiczną śmierć. Poniósł ją z rąk trackich kobiet, które czuły się przez niego wzgardzone. Ale zbrodnia nie mogła ujść płazem. Aby uratować swoje tancerki od zemsty bogów, Bachus sam przykuł kobiety do ziemi, a ich ciała zamienił w dęby.
Innym sławnym poetą i śpiewakiem dobrze widocznym na płaskorzeźbie znajdującej się w prawym łuku był Arion. Grecki historyk Herodot w pierwszej księdze swych Dziejów powiada, że Arion udał się na Sycylię, gdzie bawił swą grą i śpiewem tamtejszych mieszkańców. Dzięki swym występom pieśniarz zgromadził znaczny majątek. W drodze powrotnej do Koryntu zorientował się, że marynarze czyhają na jego dobra i chcą go zabić. Zdołał uprosić napastników, aby po raz ostatni pozwolili mu zaśpiewać. Gdy skończył pieśń, skoczył w otchłań morską. Ale nie utopił się. Uratowały go delfiny. Na grzbiecie jednego z nich Arion dotarł bezpiecznie do lądu. Aby upamiętnić to niezwykłe wydarzenie, władca Olimpu, jak zapewnia poeta Owidiusz w swym Kalendarzu poetyckim, zamienił delfina w konstelację niebieską: „Bogowie widzą zbożne czyny: Jowisz uniósł delfina na niebo i dał mu dziewięć Gwiazd”. W dobie nowożytnej Arion stał się postacią alegoryczną. Symbolizował cnotę, która częściej ujawnia się wśród obcych niż we własnej ojczyźnie. Postać śpiewaka mogła być więc aluzją do urodzonej we Francji żony Jana III.
Opowieści o sławnych śpiewakach przekonują, że nic tak jak sztuka nie sprawia przyjemności, nie budzi wzruszenia i nie uczy. W ten sposób odkryta została kolejna karta, która ułatwia wyjaśnienie tajemniczej siły tkwiącej w wilanowskich murach.