© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   17.11.2017

Nowa strategia w wojnie z Turcją – o polskich twierdzach w północnej Mołdawii

Fragment artykułu Marcina Markowicza Rola polskich załóg w twierdzach północnej Mołdawii w systemie obrony pogranicza Rzeczypospolitej w latach 1692–1696  (z monografii naukowej wydanej przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, pt. Jarzmo Ligi Świętej? Jan III Sobieski i Rzeczpospolita w latach 1684–1696, red. Dariusz Milewski, Warszawa 2017, s. 220–227).


Od 1692 r. widzimy zmieniającą się taktykę prowa­dzenia wojny z Turcją. Zdaniem jej autora – Stanisława Jabłonowskiego – najważniejszym zadaniem dla Rzeczypospolitej było teraz skupienie głównej uwagi na ochronie pogranicza i próbach odzyskania Kamieńca Podolskiego. Było to zadanie o tyle trudne, że zdobycie tej potężnej twierdzy szturmem lub w efekcie regularnego oblężenia przerastało ówczesne możliwości wojska. Armia po 1691 r. praktycznie wymagała odbudowy, natomiast postępujące rozprężenie wewnętrzne państwa i jego wyczerpanie trwającą już dość długo wojną nie pozwalały na zebranie odpowiedniej ilości środków, by zmobi­lizować większe siły zarówno w Koronie, jak i na Litwie. W takiej sytuacji hetmanowi wielkiemu koronnemu pozostawała tylko blokada Kamieńca polegająca na próbach powstrzymania dostaw żywności i żołdu dla załogi twierdzy oraz niszczeniu zasiewów zbóż w jej okolicy. Przechodząc zatem do defensywnej koncepcji prowadzenia wojny z Turcją, ważną rolę w systemie obrony pogranicza wyznaczał Jabłonowski nie tylko powstałym w latach 1692–1693 Okopom Świętej Trójcy i Szańcowi Panny Marii, ale również pozo­stającym w ręku polskim twierdzom mołdawskim, których posiadanie dawało stronie polskiej pewną swobodę działania wzdłuż Dniestru, aż po Sorokę. […]

Stworzony na pograniczu cały system forteczek i garnizonów rozciągających się pół­kolem od Pokucia aż po Wołyń nigdy nie był szczelny. Świadczą o tym corocznie wprowadzane do Kamieńca konwoje zachary, ale również zasięg najazdów tatarskich na Wołyń i Podole.

Powstaje zatem pytanie, czy polskie garnizony w północnej Mołdawii faktycznie odegrały istotną rolę w obronie pogranicza Rzeczpospolitej? Czy ich obecność w tej części hospodarstwa spełniła swoje zadanie w bloka­dzie twierdzy kamienieckiej? Pod względem militarnym żaden z garnizonów ani samodzielnie, ani we współpracy z innymi nie zatrzymał na kontrolo­wanym obszarze konwojów z zaopatrzeniem dla Kamieńca Podolskiego. Nie oznacza to jednak, że nie wpłynęły one na działania Tatarów, którzy to przede wszystkim odpowiadali za konwojowanie transportów zachary. Jak było wspomniane, po 1692 r. musieli oni szukać alternatywnych szlaków transportowych, by omijać nie tylko „trójkąt defensywny” na Bukowinie, ale też nie przechodzić zbyt blisko Okopów Świętej Trójcy. Mogli pokusić się o przekraczanie Dniestru w rejonie Soroki, ale tam też pozostawała polska załoga. Dodatkowo to właśnie od wywiadu działającego w ramach polskich garnizonów docierały do Polski wiadomości o ruchach wojsk nieprzyjacielskich, a także o planowanych kierunkach i terminach prowa­dzenia zachary. Można zatem uznać, że stacjonujące w Mołdawii jednostki polskie utrudniały siłom tatarskim wykonywanie ich podstawowego zadania, jakim było dostarczanie zachary do Kamieńca Podolskiego. Czyniły to zarówno poprzez zmuszanie Tatarów do większej ostrożności w porusza­niu się po północnej części tego hospodarstwa, jak i informując hetmana o ich ruchach, dzięki czemu zyskiwał on czas na zorganizowanie jednostek do walki z nieprzyjacielem.

O znaczeniu garnizonów polskich może świadczyć też fakt, że ich stałe pozostawanie w twierdzach i forteczkach północnej Mołdawii było niczym zadra w boku tureckiego organizmu państwowego. Zarówno kolejni hospo­darowie, jak i sami Turcy dążyli do odzyskania tych umocnionych punktów różnymi sposobami.