© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   31.05.2015

O ischurii, kamieniu nerkowym i smutnej historii Johanna Hentschela

W XVII wieku na łamach czasopisma „Miscellanea Curiosa” pojawiały się liczne raporty medyczne nadsyłane przez lekarzy z wielkich miast Prus Królewskich. W tego typu doniesieniach przedstawiano między innymi intrygujące przypadki chorób oraz wyniki sekcji zwłok osób, które zmarły wskutek jakiejś frapującej morbi. W 1671 roku jedna z opublikowanych obserwacji dotyczyła powikłań kamicy nerkowej – ówczesnej choroby cywilizacyjnej. Autorem raportu był toruński lekarz miejski Georg Seger, bohaterem – lokalny muzyk Johann Hentschel, natomiast schorzeniem, które zasłużyło na opisanie – ischuria, czyli zatrzymanie moczu. Czego można było dowiedzieć się z case study doktora?

***

Pięćdziesięcioośmioletni Johann Hentschel był utalentowanym muzykiem toruńskim; człowiekiem o mocnej budowie ciała i – co nie bez znaczenia u ludzi sztuki – temperamencie sangwiniczno-melancholicznym, z przewagą tego pierwszego. Ożenił się w 1642 roku z Anną Mechelt, która dała mu kilkoro dzieci.

Od czasu do czasu Hentschel skarżył się na bóle nerek i ataki podagryczne. Pod koniec grudnia 1670 roku przez cały dzień nie mógł oddać moczu, czego przyczyną, jak zauważył Doktor Seger, był kamień nerkowy, który dzięki podaniu „pewnego” lekarstwa udało się wraz z piaskiem szczęśliwie usunąć. Z dnia na dzień chory czuł się coraz lepiej, nabierał sił i wracał do zdrowia.

Jednak na początku nowego roku (16 stycznia) Hentschel w trakcie odwiedzin u brata, kiedy ledwie zaczerpnął łyk wody, poczuł nagle wielki ból w trzewiach, „jakby uwierała go od wewnątrz pestka oliwki”. Dzień później doświadczył po raz pierwszy całkowitego zatrzymania moczu w pęcherzu, co nie stanowiło podówczas problemu, jak stwierdziła tydzień później jego ukochana żona. 18 stycznia muzyk poczuł jednak silny ucisk w lędźwiach, stracił apetyt i zaczęła męczyć go silna biegunka, tak że trzykrotnie oddał bardzo rzadki stolec.

Ponieważ w kolejnych dniach sytuacja nie uległa poprawie i chory nadal nie oddawał moczu, pani Hentschelowa zdecydowała się na podanie „sprawdzonych środków” z apteczki domowej. W XVII wieku wiedziano bowiem, że kamienie nerkowe można skruszyć właściwymi lekami. Czy był to w tym przypadku świeżo ściągnięty sok z brzozy, czy może wyciąg mchu widłaka, nie wiadomo. W każdym razie jezuita Wojciech Tylkowski tłumaczył mechanizm działania tego typu lekarstw następująco: „kamień ma w sobie nieznaczne dziurki, które po łacinie zowią się poros, te w to lekarstwo subtelnością swoją zachodzi, i klejowatość, którą trzyma w gromadzie kamień, suszy, i niszczy; zaczym się kamień w piasek rozsypuje”. Stąd też gdy leki domowe nie pomogły, Hentschelowa poprosiła szwagra, by bezzwłocznie posłał po lekarza. I tak do pana Hentschela trafił Doktor Seger.

Podczas przeprowadzanego przez Segera wywiadu pacjent uskarżał się na wymioty i rwanie w lędźwiach, w szczególności w okolicach nerek. Ponadto, jak mówił, ból odczuwał w pobliżu lewego jądra i takiegoż moczowodu. Natomiast w okolicach łona nie czuł ani parcia, ani rwania. Seger obmacał ciało mężczyzny, żeby zlokalizować „miejsce choroby”. Niestety, nie wyczuł nic nadto, że podbrzusze muzyka było wiotkie, okolica pęcherza zaś miękka i nieopuchnięta. Stąd też lekarz uznał, że przyczyna schorzenia leży albo w nerkach, albo w cewce moczowej, albo w obu wymienionych organach wewnętrznych jednocześnie.

Ponieważ stan pacjenta zaczął znowu się poprawiać, medyk poprosił jednego z czeladników chirurga miejskiego Antona Statlendera, aby przy pomocy najpierw świecowania, później zaś cewnikowania spróbował wywołać wypływ uryny z pęcherza i nerek. Jednakże mimo podjętych starań oba zabiegi nie przyniosły oczekiwanego skutku i Hentschel nadal nie oddał ani jednej kropelki uryny.

Stąd też Doktor Seger zdecydował się zastosować inną metodę terapii. Medyk rozpoczął podawanie specjalnego „klistra rozmiękczającego kamienie nerkowe”, jaki z dobrym skutkiem stosował, jak twierdził, cztery lata wcześniej u żony pewnego mosiężnika z Toruniu, która po pięciu dniach od podania lewatywy poszła do toalety. Niestety, w przypadku Hentschel także tym razem rezultat był niepomyślny. Mężczyzna trzykrotnie oddał stolec, ale ani razu nie poszedł sikać.

I chociaż także kolejne środki terapeutyczne zawiodły oczekiwania medyka, to przez cały czas pacjent zapewniał, że nie czuje bólu, choć, jak koniec końców przyznał, powoli tracił siły i coraz silniej bolała go głowa. Rozumiejąc powagę sytuacji, doktor Seger poprosił innego lekarza prowadzącego praktykę w Toruniu, doktora Simona Schulza, aby i on skonsultował przypadek Hentschela, który wydawał się nie tyle trudny, co wręcz… beznadziejny.

Doktor Schulz szybko przystał na prośbę kolegi i już 29 stycznia – w trzynastym dniu niedomogi muzyka – odwiedził chorego. Po konsultacji obaj lekarze podali Hentschelowi nowe leki, ale i one nie doprowadziły do wydalenia z ciała zastałego moczu. I tak, piętnastego dnia choroby, czyli 31 stycznia, muzyk udał się wieczorem do łóżka na spoczynek, położył się na lewym boku i… zasnął na wieki. Jego pogrzeb odbył się 2 lutego 1671 roku w staromiejskim kościele pw. Najświętszej Marii Panny.

Wcześniej jednak doktor Seger uzyskał od pani Hentschelowej i najbliższych zmarłego pozwolenie na przeprowadzenie autopsji. W sekcji zwłok muzyka uczestniczyli także doktor Schulz i chirurg Statlender, którzy na prośbę fizyka zajmowali się pacjentem w ostatnich dniach jego życia.

Jak donosił w opublikowanym na łamach „Miscellaneów” raporcie Seger, po otwarciu podbrzusza Hentschela wypłynęło z niego trochę moczu i, o dziwo!, mnóstwo tłuszczu. Pod skórą znajdowało się miękkie, biało-żółte sadło grube na trzy palce. Zalana tłuszczem była także krezka, trzewia i wszystkie narządy wewnętrzne. Stąd przez chwilę wątpiono, czy aby na pewno uda się odnaleźć materialną przyczynę zgonu mężczyzny.

Szczęśliwie preparatorowi udało się oczyścić zwłoki: zarówno z sadła, jak i z nagromadzonych w jelitach nieczystości – twardych, czarnych i cuchnących, jak stwierdzono. Wówczas ukazała się doktorom prawa nerka wraz ze znajdującym się na niej nabrzmiałym pęcherzem przepełniony uryną.

Pęcherz, jak pisano, tworzyła zewnętrzna powłoka narządu, która została uniesiona przez zalegające w tym miejscu płyny. Nie dziwi zatem, ze pęcherz znikł, gdy zaczęto krajać nerkę, z której wylał się od razu nadmiar zastałej uryny. (Doktor Seger stwierdził zresztą, że mocz, który wydostał się z ciała zaraz po rozcięciu podbrzusza, był tym, który musiał wcześniej wysączyć się z rzeczonego pęcherza na nerce, gdyż ten miał, jego zdaniem, ograniczoną pojemność.)

W rozciętych nerkach znajdowało się także sporo czerwonego piasku, natomiast tuż przy lewym moczowodzie zalegał kamień w kształcie serca i wielkości orzecha laskowego. Jego wagę oszacowano na mniej więcej 11 granów. I to właśnie on blokował wypływ moczu do vesicae urinariae.

Następnie preparator zabrał się za usuwanie tłuszczu z nerki lewej. Ta, jak donosił doktor Seger, była gęsto pokryta czarnymi plami – nie tworzyły ich jednak pęcherze, tylko drobne wynaczynienia zważonej krwi, która gniła.

W przypadku lewej nerki okazało się niebawem, że także tu przy ujściu moczowodu zgromadziło się mnóstwo drobnych kamieni, spośród których największy ważył niemal 10 granów. Sama nerka była zaś napełniona czystą uryną w kolorze blado-słomkowym. W pęcherzu moczowym Hentschel nie było natomiast ni kropli płynu!

Niczego „przeciwnego naturze” nie znaleziono w wątrobie i śledzionie. Pęcherzyk żółciowy  był natomiast powiększony i przepełniony żółtą materią. Pozostałych części ciała nie badano, jak stwierdzono w case study

Co interesujące, do raportu dołączono również ładną rycinę wraz z legendą. Literą „A” oznaczono prawą nerkę; literą „B” – przepełniony moczem pęcherz, który na niej urósł. Litery „C” i „D” odnosiły się odpowiednio do żył (vena emulgens) i tętnic (arteria emulgens), natomiast literą „E” zaznaczono moczowód. Cyfry „1” i „2” obrazowały kamienie, które znaleziono w nerce prawej. Literami „a/a” oznaczono znajdujące się w nich wgłębienia, a literą „b/b” – ostre końce złogów. Wreszcie cyfrą „3” oznaczono największy z kamieni znaleziony w nerce lewej.

I tak oto muzyk Johann Hentschel stał się sławny na pół Europy nie jako wykonawca albo kompozytor, tylko jako ofiara kamicy nerkowej.