„W Gdańsku od towaru kładzenia” – taki zapis figuruje wśród spisu wydatków sternika prowadzącego statek, należący do imć pana Noske z Torunia, w 1766 roku. Ów jegomość był kupcem i armatorem, czyli właścicielem statków, które wynajmował do przewozu towarów. Do Gdańska wieziono nimi głównie zboże, w drodze powrotnej zaś produkty kupowane w Gdańsku, np. przyprawy, tytoń, wino, oliwę, żelazo, bursztyny. Do tego celu używano statków mniejszych (dubasy, lichtany i tzw. kozy) i większych (szkuty). Ich załogę stanowili marynarze najmowania do każdego z rejsów. Byli to: sternik – zajmujący się nawigacją, kucharz i jego pomocnik (żywiący załogę), sztabnik (czyli bosman, stojący na przedzie statku) i podsztabniczy (zastępca bosmana), oraz szeregowi flisowie, którymi byli na ogół chłopi pańszczyźniani. Wynagrodzenie marynarzy było rozmaite, w zależności od rejsu.
Organizacją spławu towarów do Gdańska zajmował się szyper (również wynajmowany) lub (jak w Toruniu) sternik. Na nim spoczywała odpowiedzialność za całość wyprawy i za rachunki, które prowadził i z których był rozliczany.
Podróż z Torunia do Gdańska i z powrotem trwała około 3-4 tygodni. Było to krótko w porównaniu z okresem żeglugi z odległych portów, np. położonych nad Bugiem i Sanem, która zajmowała w przybliżeniu od czterech do sześciu razy dłużej. Na ogólne, niemałe koszty transportu, składało się wiele wydatków. Wiązały się one zarówno z samym statkiem, jego przygotowaniem do podróży (budową, naprawą i wyposażeniem), zatrudnieniem załogi (płacami i wyżywieniem dla marynarzy), przywozem produktów do przystani i ich załadunkiem, oraz rozmaitymi wydatkami podczas rejsu. Ponoszono bowiem opłaty na komorach celnych, za rożne niezbędne usługi oraz za dokonywane w drodze większe i mniejsze zakupy. Kupowano np. żywność dla załogi, w tym chleb, groch, kaszę, ser, słoninę, mięso, ryby, napoje (piwo i cieńkusz, czyli słaby napój piwny), oraz inne niezbędne rzeczy, jak choćby świece, płótno, igły, mydło i miotły.