Przyjęło się, całkowicie bezpodstawnie, uważać Julesa Verne’a za kogoś, kto wyprorokował pojawienie się okrętu podwodnego. W rzeczywistości pierwsza łódź podwodna, napędzana sześcioma parami wioseł uszczelnionych skórzanymi rękawami, przepłynęła Tamizę w Londynie z Westminsteru do Greenwich już w 1624 r., na co są liczne świadectwa wiarygodnych autorów, m.in. uczonych – Roberta Boyle’a i Marina Mersenne’a. Twórcą tej łodzi był Holender Cornelis Jacobszoon Drebbel (1572-1633), inżynier w służbie króla Jakuba I, wszechstronny wynalazca. W 1598 r. opatentował on „wiecznie chodzący” zegar, który – skonstruowany po 1605 r. przez niego w Eltham – funkcjonował samoczynnie przez wiele lat i był powszechnie wówczas uznawany za udaną realizację perpetuum mobile. Jak się wydaje, energii napędowej dostarczały mu zmiany ciśnienia atmosferycznego, czyli zjawisko które nie było jeszcze odkryte. Drebbel skonstruował też inkubator dla kurcząt z termostatem, żelazny przenośny piecyk wojskowy, produkował materiały wybuchowe, opracował metody otrzymywania kwasu siarkowego i barwnika szkarłatnopurpurowego, projektował system wodnego centralnego ogrzewania domów, jest uważany za jednego z wynalazców termometru.
We wspomnianej łodzi podwodnej odświeżał powietrze ogrzewając saletrę potasową, czyli wytwarzając tlen metodą zastosowaną dopiero w 1774 r. przez jego odkrywcę Josepha Priestleya. Wedle świadectw ówczesnych angielskich uczonych, m.in. Boyle’a, Drebbel odkrył, że saletra skruszona mocą ognia, przemienia się w kwintesencję mającą naturę powietrza i że nie całe powietrze, a tylko pewna kwintesencja jest zdatna do oddychania, więc od czasu do czasu, kiedy spostrzegł, że lepsza i czystsza część powietrza została zużyta, wypuszczał z naczynia nieco tej kwintesencji, szybko przywracając zepsutemu powietrzu taką porcję części niezbędnej dla życia, żeby znowu na pewien czas nadawało się do oddychania.
Wiele jednak wskazuje na to, że Drebbel zapożyczył stosowaną przez siebie metodę od najsławniejszego polskiego alchemika, Michała Sędziwoja (1566-1636), z którym zetknął się na dworze cesarskim w Pradze, gdzie przez jakiś czas przebywał. Bowiem to, co wydaje się nam obecnie najcenniejsze w dorobku Sędziwoja dotyczy właśnie owej życiodajnej części powietrza, które wówczas wszyscy uważali za jednorodny element. Zdawał on sobie też sprawę z przechodzenia substancji zawierających azot i tlen z powietrza do gleby. Taką hipotezę, upatrującą iż źródłem inspiracji Drebbela była alchemia Sędziwoja, stawia Polak urodzony i mieszkający w Londynie, Zbigniew Szydło, w książce Woda, która nie moczy rąk. Alchemia Michała Sędziwoja, wydanej przez Instytut Historii Nauki PAN w Warszawie w 1997 r.