Na mapach staropolskich podróżników niezwykle ważne miejsce zajmował Półwysep Apeniński z Rzymem. Wieczne Miasto nieprzerwanie przyciągało pielgrzymów nawiedzających miejsca święte, przybywali tam zakonnicy udający się na kapituły swoich zgromadzeń, dyplomaci prowadzący poufne misje, artyści otrzymujący stypendia w prestiżowej Akademii św. Łukasza, tam wreszcie po śmierci Jana III osiadła na dłużej królowa Maria Kazimiera Sobieska. W XVII i XVIII stuleciu do Rzymu niezmiennie przybywali również młodzi szlachcice i magnaci z ziem Rzeczypospolitej Obojga Narodów odbywający zagraniczne podróże edukacyjne – grand tour. Głównym celem młodych galantów całej Europy był zwykle Paryż, ale do kanonu ówczesnego wykształcenia należał również pobyt w Rzymie, w czasie którego kawalerowie nie tylko pobierali lekcje języka włoskiego, muzyki czy tańca u najlepszych włoskich nauczycieli, ale intensywnie zwiedzali miasto i jego okolice. Rzym fascynował podróżnych, którzy często w poszukiwaniu starożytności wyruszali jeszcze bardziej na południe, do słonecznej Kampanii, jak zapisał młody wojewodzic ruski Aleksander Jan Jabłonowski: „ad videndas antiquitates, quae sunt extra Neapolim”. W programie włoskich podróży Polaków znajdowała się bowiem zazwyczaj krótka, kilkunastodniowa wycieczka do znajdującego się w rękach hiszpańskich Neapolu, który od czasów Bony Sforzy już na stałe zagościł w świadomości i na szlakach peregrynacji mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej.
Zalecenia odnoszące się do wyjazdu do Neapolu młodych szlachciców precyzowano zazwyczaj jeszcze w zaciszu rodzinnego dworu, konstruując proponowaną trasę podróży i zwracając uwagę na korzyści płynące z odwiedzin Królestwa Neapolu. Znakomity staropolski moralista i pedagog Andrzej Maksymilian Fredro (1620–1679) redagując w latach 70. XVII w. wskazówki zatytułowane wymownie jako „Peregrynacja dwuletnia każdemu Polakowi potrzebna” omawiając włoski etap planowanych wojaży i pobyt w Rzymie wskazał w nich na dogodną sposobność odbycia edukacyjnej tygodniowej wycieczki nad Zatokę Neapolitańską. Wyprawa taka miała się odbyć, jak sam pisał „nie opuszczając po drodze curiosa videnda”, czyli miejsc godnych widzenia, do których zaliczał choćby położone kilkanaście kilometrów od samego Neapolu starożytne Baje z okazałymi pozostałościami rzymskich term, willi i świątyń. Podobnie w 1728 r. wojewoda ruski Jan Stanisław Jabłonowski (1669–1731) formułując podróżne wskazówki dla swego bratanka Józefa Aleksandra zarysował również jego przyszłe itinerarium, typowe dla ówczesnych podróżników. Młodzieniec po opuszczeniu Francji miał przez Turyn, Genuę, Mediolan, Parmę i Florencję udać się do Rzymu, a stamtąd w wolnym czasie wyruszyć na południe i w samym Neapolu przeznaczyć „10 dni na lustrowanie nie widzianych rzeczy”. Józefowi Aleksandrowi Jabłonowskiemu odwiedziny w grodzie Partenopy życzliwie doradzał także jego kuzyn, Stanisław Wincenty Jabłonowski (1694–1754) pisząc: „Z Paryża po skończonych exercitiach do Włoch, na Milan, Florencję, aż do Rzymu, i lubo to trochę z traktu dziwnie potrzebna rzecz i ciekawa być w Neapolim i Wenecjej i w Lorecie, to bagatela ale potrzebne bardzo do widzenia”.
Młodzi podróżni zwykle ochoczo stosowali się do wskazówek rodziców i opiekunów odwiedzając barwny Neapol podczas dłuższego pobytu w Rzymie. Peregrynanci z ziem polsko-litewskich, nieprzyzwyczajeni do włoskiego klimatu, starali się dotrzeć na upalne południe Europy zwykle wczesną wiosną. Zazwyczaj więc po Wielkanocy, celebrowanej w najwspanialszych rzymskich bazylikach, wyruszali do Neapolu, by nawiedzić tam chrześcijańskie relikwie, podziwiać relikty rzymskich budowli i wspiąć się na krater gorejącego ogniem Wezuwiusza.
Kierując się z Rzymu do Neapolu podróżni korzystali z dawnej rzymskiej Via Appia, ale sama podróż przez urokliwą Kampanię nie należała do najbardziej komfortowych i bezpiecznych. Preceptor księcia Aleksandra Janusza Zasławskiego, ksiądz Kazimierz Jan Woysznarowicz, obrazowo nakreślił na kartach swego diariusza niedogodności drogi wiodącej z ludnego Wiecznego Miasta na południe. Relacjonując wyprawę pisał: „Na noc do Fundi miasta, gdzie różne pomijaliśmy miasteczka, ale in Statu Papali droga jak deserta Arabia, pustki, ni wsi ni austerie nie masz”. Tereny położone na południe od Rzymu i same okolice Neapolu nie cieszyły się wówczas dobrą opinią jeśli chodzi o bezpieczeństwo turystów. Trafiających tam podróżnych powszechnie przestrzegano przed rozbojami i zalecano im odbywanie podróży w większej grupie. Elokwentny i doświadczony podróżnik jakim był ksiądz Woysznarowicz dostrzegał również inne niedogodności podróży dawną drogą Appijską i dodawał dalej, niemal równie zasmucony zuchwałością rabusiów i oberżystów: „Przez góry kędy latrocinia różne bywają od bandytów, przejechaliśmy do Moli miasteczka na morzem mil 10, z którego widzieć miasto Gaeta. Tam nic dobrego, austeriarze ladajako traktują, obiad parę jajec i gołąbek, a dać za to złoty jeden”. Litewski szlachcic Teodor Billewicz ze względu na grasujących rozbójników wybrał się z Rzymu do Neapolu drogą wodną i jak zadowolony pisał w swoim dzienniku podróży: „puściłem się wodą do Neapolim na faluce, kędy, favente vento, die 26 na noc stanąłem, lubo z Rzymu do Neapolim stapięćdziesiąt mil włoskich rachują. Dokąd inaczej jechać niepodobna (dla bandytów, którzy rozbójstwem się bawią, nie zabijając przecie, jeno obierając cale ze wszystkiego, samego żywcem puszczają), jeno albo wodą, albo też z prokacym ordynaryjnym kursorem w kompaniej kilkunastu kawalerów; nic z sobą nie biorąc penitus, jeno owemu prokacemu i za stół, i za pojazd, to jest za konia i za jedzenie – już on powinien wszędzie w austeriach za każdego płacić. A strony bezpieczeństwa już się bać nie trzeba, bo ten prokacy ma swoje z tymi bandytami korespondencje”. Podobnymi doświadczeniami dzielili się i inni podróżnicy odwiedzający w XVII wieku Neapol, wszyscy zgodnie zwracali jednak uwagę na sprzyjający klimat ciepłej Kampanii, jej żyzne ziemie i piękne krajobrazy pełne egzotycznych dla przybyszów z północy winnic, gajów oliwnych oraz drzewek pomarańczowych.
Sam pobyt w Neapolu wynagradzał zazwyczaj z nawiązką podróżne trudy i kłopoty, a wzmianki o odwiedzinach w hiszpańskich włościach pojawiają się na kartach licznych staropolskich relacji podróżniczych. Opis wrażeń z takiej wycieczki zamieścił w swoim dzienniku przyszły wojewoda ruski Jakub Sobieski (1591–1646), który nawiedzając w czasie młodzieńczego wojażu Rzym wiosną 1612 roku udał się także do Neapolu. Ojciec przyszłego króla Jana III zwiedził tamtejsze świątynie oraz katedrę z relikwiami św. Januarego, gdzie corocznie napływali pobożni pielgrzymi, by w dzień męczeńskiej śmierci świętego stać się świadkami cudu przemiany skrzepniętej krwi przechowywanej w ampułce w postać płynną. Niezwykle ciekawy świata Sobieski nie poprzestał na samym mieście i udał się poza Neapol do położonego nad Zatoką Neapolitańską Pozzuoli, podziwiając tam „rudera wiele ogrodów i pałaców rzymskich” oraz grotę na zboczu wzgórza Posilippo, legendarne miejsce spoczynku wielkiego Wergiliusza. Już w 1625 roku do Neapolu dotarł w czasie peregrynacji po Europie królewicz Władysław Zygmunt Waza (1595–1648). Przyjęty godnie przez wicekróla hiszpańskiego Antonio Alvareza de Toledo młody następca polskiego tronu znalazł czas nie tylko na zobaczenie największych atrakcji samego miasta i nawiedzenie relikwii w katedrze, ale udał się poza Neapol, aby w Pozzuoli podziwiać antyczne zabytki. Wiosną 1663 roku na podobną wycieczkę do Neapolu udali się odbywający podróż edukacyjną po kontynencie bracia Wojciech i Andrzej Radolińscy. Podróżujący pod opieką preceptora Jana Nyczkowicza młodzieńcy odwiedzili liczne miejscowe świątynie, ratusz i stajnie, a następnie objechali okolice podziwiając między innymi groźnego Wezuwiusza, siedzibę Sybilli Kumańskiej nad Lago di Averno, słynącą przez stulecia z okrutnych atrakcji Psią Grotę oraz pozostałości po dawnych rzymskich termach w Bajach i Cumae uważane tradycyjnie za antyczne świątynie Diany i Apollina. Już w XVII wieku wśród podróżnych odbywających edukacyjne wojaże budziło się zainteresowanie rzymskimi starożytnościami, tak ożywione wśród XVIII-wiecznych oświeceniowych elit, toteż i bracia Radolińscy ze sporym zaangażowaniem podziwiali w okolicach Neapolu „antiquitates, sepulturas vetustate collapsas”. Refleksy owych zainteresowań możemy zaobserwować dziś choćby na barokowych płótnach Holendrów – Philipsa Wouwermana czy Carela Cornelisza de Hooch – przedstawiających podróżnych ze skupieniem podziwiających w grotach antyczne relikty. Tak właśnie zwiedzali Neapol i liczni polscy podróżnicy. Byli wśród nich również synowie hetmana Stanisława Jabłonowskiego, Jan Stanisław i Aleksander Jan, którzy na początku kwietnia 1687 roku wraz ze swoimi oddanymi guwernerami – Janem Michałem Kossowiczem i Szymonem Ignacym Gutowskim udali się na tydzień do Neapolu, podziwiając tam zarówno chrześcijańskie świątynie miasta, jak i liczne antyczne budowle położone malowniczo nad Zatoką Neapolitańską. W czasie wycieczki podróżni nie tylko korzystali z usług miejscowych cicerone, ale z chęcią wnikali w zawiłe dzieje miasta i regionu nabywając popularne wydawnictwa. Miecznik czernihowski Jan Michał Kossowicz podczas wyprawy z zapałem zagłębiał się w lekturze niedawno (1685) wydanego przewodnika po tym mieście autorstwa Pompeo Sarnelliego: Guida de’ forestieri curiosi di vedere, e d’intendere le cose più notabili della Regal Città di Napoli, pozostawiając liczne wypisy z tego dzieła w swoim dzienniku podróży.
Warto na zakończenie przytoczyć poetycki opis Neapolu zawarty na kartach diariusza Jana Michała Kossowicza: „Jako ziemię włoską pospolicie nazywają wszystkiego świata wirydarzem, tak i ten nie odstąpi od rzeczy, który Neapolim miasto ziemie włoskiej i całej Europy delikatnem nazwie giardinem, jakoż ze wszytkich miar przymiotów i okoliczności, słusznie to mu należy encomium, osobliwie od przepysznych i bogatych kościołów, wspaniałych klasztorów, od pałacu królewskiego i różnych książąt i panów, od mocnej obrony, od mocnej miasta całego obrony, od sławnym i niedobytych cytadel, od misternych fontann i bogatych handlów, rozmaitych rzemieślników, wyśmienitych ogrodów, długich i przestronnych ulic, od rezydencjej wielu książąt i różnych panów, którzy zwykle tu mieszkają”.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.