Organizacja łowów w dobrach Wilanów należała do leśniczych, którzy doskonale znali podległe im lasy i miejsca przebywania zwierzyny. Przed polowaniem zlecali oni gajowym objazdy rewirów, z których otrzymywali raporty dotyczące liczby oraz gatunku obtropionej zwierzyny. Posiadając te informacje, leśniczy obmyślał plan rozpoczęcia oraz kierunku polowania w taki sposób, by jak najbardziej skrócić długość marszu, zarówno myśliwym, jak i nagance, w drodze do kolejnego miotu, czyli terenu łowiska. Dzięki temu możliwe było opolowanie większego terenu. Gotowy plan polowania w formie papierowej wraz z liczbą mających się odbyć miotów leśniczy przedstawiał właścicielowi dóbr do akceptacji. Do zadań leśniczego należało także przygotowanie stanowisk dla myśliwych, tak by zapewnić polującym wygodę. W miejscach, gdzie nie było żadnego pnia lub pochyłego drzewa, sporządzano ławeczkę, a pod nogi rzucano słomę lub suchy mech. Wycinano również wszelkie zakrzaczenia i drzewka, które mogłyby przeszkadzać myśliwemu w oddaniu strzału, jeżeli zaś stanowisko było zbyt odkryte, zasłaniano je gałęziami.
Przed rozpoczęciem łowów polujący losowali numery stanowisk, a następnie leśniczy odprowadzał każdego w wyznaczone miejsce i informował, skąd przyjdzie obława oraz gdzie odbędzie się zbiórka myśliwych po odbytym pędzeniu. Zakończywszy rozprowadzenie, leśniczy instruował, dokąd mają udać się bryczki lub sanie i gdzie należy rozpalić ogniska. Zazwyczaj rozstawiane były przy nich ławki, a czasem nawet duży stół, przy którym spożywano posiłek. Po wykonaniu owych czynności leśniczy podjeżdżał konno do obławy i na trąbce albo wystrzałem dawał znak do ruszenia.
W skład obławy wchodzili miejscowi ludzie wyznaczeni przez sołtysów wsi przyległych do terenu, gdzie odbywało się polowanie. Byli to wyłącznie starsi chłopcy i mężczyźni, dobrze odziani oraz, co ważne, trzeźwi. Za organizację i dyrygowanie nimi odpowiedzialni byli gajowi, których obowiązkiem było unikać przepychanek i zbędnych krzyków. Nagankę ustawiano w taki sposób, aby młodzi stali na przemian ze starszymi. Czasami każdy z uczestników otrzymywał numer, aby ułatwić odtworzenie pierwotnego układu. Było to konieczne, gdyż naganka w tym samym ustawieniu musiała chodzić przez całe polowanie, co pozwalało na uniknięcie chaosu. Obławnikom rozdawano grzechotki przygotowanie wcześniej przez gajowych oraz kazano zaopatrzyć się w kije. Przed polowaniem leśniczy powiadamiał gajowych, w którą stronę po dojściu do linii stanowisk mają skierować nagankę. Dzięki temu również unikano niepotrzebnych krzyków, które psuły polowanie i płoszyły zwierzynę z nieopolowanych jeszcze części lasu. Czasem wyznaczano nawet dodatkowe wynagrodzenie, by skłonić obławników do zachowania ciszy podczas całego polowania. Szli oni w milczeniu, używając tylko od czasu do czasu grzechotki lub postukując o drzewa kijami. Naganka cichła zupełnie, gdy zbliżała się na odległość ok. stu kroków do linii strzelców.
Przy wystarczającej liczbie obławników podczas polowaniu na grubego zwierza urządzano również tzw. obławę stojącą. Wyglądała ona tak, że prócz normalnej idącej w kierunku linii myśliwych naganki na bokach miotów stali lidzie, którzy co jakiś czas postukiwali kijami o drzewa i nie pozwalali zwierzynie wymknąć się z miotu. Po zakończonym polowaniu gajowi mieli obowiązek zliczyć obławników, którzy następnie spisywani byli przez leśniczego. Potrzebowano tego do późniejszego policzenia im przez dwór za pańszczyznę lub do zapłaty.
Polowania organizowane w przedstawiony powyżej sposób miały przede wszystkim sprawiać przyjemność polującym, a zwłaszcza właścicielowi dóbr. Były one jednocześnie źródłem pozyskania potrzebnej w kuchni pałacowej dziczyzny. Trzeba również nadmienić, że polowania z obławą odbywały się jedynie raz, najwyżej dwa razy do roku. Dlatego też starano się ze wszech miar, aby ich organizacja była przeprowadzana jak najsprawniej i zwieńczona pozyskaniem pokaźnej ilości zwierzyny.