W wojnie polsko-tureckiej, do której doszło w 1620 roku, oba państwa były kierowane przez ludzi z innych pokoleń. Królem Polski był 54-letni Zygmunt III, a za politykę wobec Turcji bezpośrednio odpowiedzialny był hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski mający 73 lata. Tymczasem na tronie tureckim zasiadał 16-letni młodzieniec Osman II, bez doświadczenia, jakie dają lata, za to z wielkimi ambicjami i niespożytą energią.
Oczywiście mylilibyśmy się, sądząc, że młody sułtan osobiście zawiadywał sprawami państwa i kierował polityką turecką wobec Polski. Imperium osmańskie było silnie zbiurokratyzowane i nawet bardzo sumienni i pracowici sułtani – o których było coraz trudniej – nie byli w stanie doglądać wszystkich spraw państwa. Przy Osmanie II sporo do powiedzenia mieli teść władcy, szejch al-islam Hodżazade Esad i oczywiście wielki wezyr Ali pasza. Niemniej do władcy należało podjęcie ostatecznej decyzji i sprawa pokoju czy wojny z Polską nie mogła być rozstrzygnięta wbrew woli czy poza plecami Osmana II.
Zygmunt III i Stanisław Żółkiewski, decydując się latem 1620 roku na wysłanie wojska polskiego do Mołdawii po fiasku pokojowych prób rozwiązania dojrzewającego konfliktu, musieli liczyć się z pozycją i osobowością młodego władcy tureckiego. Hetman wielki koronny brał pod uwagę trudną sytuację samego sułtana i chwiejność jego władzy. Imperium osmańskie przeżywało wówczas kryzys dynastyczny: ojciec Osmana, Ahmed I, zmarł w listopadzie 1617 roku w wieku zaledwie 27 lat. Władzę bezprecedensowo przejął wówczas brat zmarłego, Mustafa I, jedyny dorosły członek dynastii. Niestety, wiek był jego jedyną zaletą. Chory umysłowo sułtan już po trzech miesiącach został odsunięty od władzy przez klikę pałacową. Tron oddano niespełna 14-letniemu Osmanowi II. Jako najstarszy syn Ahmeda I miał on bez wątpienia największe prawa do objęcia schedy po ojcu – jakkolwiek primogenitura nie była bynajmniej u Turków uznawana za bezwzględne prawo dziedziczenia. Niemniej sposób, w jaki osiągnął tron, oraz młody wiek uzależniały go od elit dworskich i krępowały swobodę działania.
Dla Zygmunta III i Stanisława Żółkiewskiego była to dobra okoliczność. Można było bowiem żywić uzasadnione nadzieje, że utrzymująca się przy władzy ekipa urzędnicza z czasów Ahmeda I – z wielkim wezyrem Damatem Halilem paszą na czele – zachowa wypracowane porozumienie z Rzecząpospolitą i nie dopuści do otwartej wojny. Powodów do niej było niestety wiele, a dostarczali ich zarówno Kozacy, jak i Tatarzy, nie mówiąc już o wyprawach polskich magnatów do Mołdawii. Niemniej Stanisławowi Żółkiewskiemu udawało się jak dotąd zażegnywać poważniejsze kryzysy, a we wrześniu 1617 roku zawarł on z Turkami porozumienie pod Buszą – na niezbyt korzystnych warunkach, ale gwarantujące utrzymanie pokoju w dobie zwiększonego wysiłku podjętego przez Rzeczpospolitą dla ostatecznego pokonania Moskwy. Uzależnienie młodego sułtana od starej ekipy rządzącej było więc dobrym prognostykiem dla polskiego hetmana.
Niestety, sytuacja bardzo szybko przybrała zły obrót. Osman II odziedziczył po ojcu nie tylko urzędników, ale i wojnę z Persją. Kampanię na wschodzie poprowadził sam wielki wezyr Damat Halil pasza. Zakończyła się ona kompromitującą klęską Turków. W 1618 roku odnowili oni pokój z szachem Abbasem I, a wielki wezyr w styczniu następnego roku został pozbawiony urzędu.
Młody sułtan miał zatem rozwiązane ręce, także w sferze polityki zagranicznej. Mógł – a poniekąd i musiał – poczynać sobie bardziej agresywnie. O ile pod Buszą Turcy bynajmniej nie uchylali się od rozmów z Polakami, nie chcąc sobie ściągać na głowy drugiej wojny, o tyle po pogodzeniu się z Persami usztywnili swoje stanowisko wobec Rzeczypospolitej. Co więcej, Osman II dla podreperowania swego wizerunku musiał zatrzeć pamięć o klęsce na wschodzie jakimś spektakularnym sukcesem na innym froncie. Kolejne niepowodzenie u progu rządów mogło go wiele kosztować. Tak się zresztą stało, o czym przekonał się po faktycznie przegranej kampanii chocimskiej. Tymczasem jednak, jesienią 1619 i na początku 1620 roku, szukał okazji do zdobycia sławy wojennej.
Trzeba przyznać, że Stanisław Żółkiewski robił, co w jego mocy, aby nie sprowokować Turków i utrzymać pokój. W 1616 roku nie wsparł interwencji magnatów kresowych w Mołdawii, a rok później poświęcił ją dla ułagodzenia Turków. Dwakroć – w 1617 i 1619 – narzucał swą wolę Kozakom zaporoskim, zmuszając ich do przyjęcia niekorzystnych warunków i wyrzeczenia się wypraw czarnomorskich, co dla Osmanów było warunkiem sine qua non zachowania pokoju. Niemniej zarówno Kozacy, jak i Tatarzy nie respektowali polsko-tureckich uzgodnień i napadali jedni na terytoria sułtana, drudzy na ziemie króla polskiego. Osman II uznał to wreszcie za znakomitą okazję do upokorzenia sąsiada i – namawiany przez księcia siedmiogrodzkiego Gábora Bethlena – przyjął w 1620 roku ostry kurs wobec Polski. Turcy postawili warunki nie do przyjęcia, zmierzające do likwidacji Kozaczyzny w ciągu kilku miesięcy. Widząc, że Osmanowie prą do wojny, król i hetman wielki koronny postanowili zatem uderzyć pierwsi i wkroczyć do Mołdawii. Tak doszło do wojny, która – pomijając rzeczywiste konflikty między Warszawą a Stambułem – w dużym stopniu była potrzebna samemu sułtanowi do umocnienia jego pozycji w imperium.