Dawna poezja nie ceniła rzeczy małych. Nadrzędnym gatunkiem był epos, przedmiot westchnień każdego młodego poety. Jednak również twórcy epigramatów czy poematów heroikomicznych mieli swych patronów. Z reguły przywoływany był ten sam panteon: pseudo-Homerowy opis wojny żab i myszy (Batrachomiomachia), pseudo-Wergiliuszowy poemat o komarze (Culex) – który jako patrona swego łacińskiego epigramu o komarze wspomina też Jan Kochanowski (In culicem), oraz nowsza pozycja, dodana do tej listy przez Wacława Potockiego: „Heinsius, niżeli ci zdrowszy / W rozumie chrześcijanin, księgę pisał o wszy”. Wśród wzorcowych tekstów na tematy z założenia błahe i niepoważne prym wiodła słynna elegia O pchle (De pulice) przypisywana Owidiuszowi. Wiersz powstał w wiekach średnich, jak się dziś sądzi, zapewne pod piórem Ofiliusa Sergianusa, ale w XVI i XVII w. nikt nie kwestionował autorstwa twórcy Metamorfoz. Elegia opisuje erotyczne marzenie, by móc dowolnie zmieniać się raz w pchłę, a raz w chłopca i korzystać zarówno z bezkarności żerowania tej pierwszej w okolicach dziewczęcego łona, jak i ludzkich proporcji tego drugiego.
Zdolność do takich metamorfoz przemawiała do wyobraźni renesansowych twórców niezwykle sugestywnie. Sonety poświęcił im Pierre de Ronsard (Amours de Cassandre 41), który jako pchła żerowałby na piersiach wybranki. Na „antyczne” źródło wprost powołał się konkurent Szekspira, Christopher Marlowe, w Tragicznej historii Doktora Fausta: „Jestem jak pchła Owidiusza: mogę się wśliznąć w każdy zakątek ciała jakiejś dziewki”, spełniając pragnienie jednego z bohaterów: „jeśli już miałbyś mnie w coś zmienić, to już najlepiej w małą brykającą pchełkę, żebym mógł sobie skakać i tu, i tam, i wszędzie; o łaskotałbym ładne dziewki pod spódnicami! Doprawdy, chętnie bym tam skakał”.
Thomas Watson w liryku zbioru Passionate Centuriae of Love (28) z 1582 r. tak samo wzdychał, że chciałby się zmieniać w pchłę, by być codziennym gościem w pościeli dziewczyny i całować jej najskrytsze członki. Podobnie Peter Woodhouse w poemacie Democritus, his Dream, or The Contention betweene Elephant and the Flea z 1605 r., marginalną notą: „Ovid” wskazując źródło. Włoszech tradycję pseudo-Owidiuszowej De pulice podejmie w dwóch madrygałach Torquato Tasso, a po nim w Giovanni Giacomo Lavagna (Ad un pilce sub petto de Bella Donna, 1671). Z kolei w dawnej literaturze niemieckiej temat spopularyzował satyryczny utwór pt. Flohhaz Johanna Fischarta z 1573 r.
Przy takiej popularności tematu nie dziwi, że również w dawnej Polsce przypisywana Owidiuszowi elegia doczekała się dwóch przekładów. Autorem pierwszego był Piotr Wężyk Widawski (1563 – po 1605), twórca polskiej adaptacji zaczerpniętej z Metamorfoz Owidiusza historii o Filomeli (ok. 1590). Dzięki szczęśliwemu znalezisku dr. Macieja Edera wiemy, że Widawski wziął na warsztat tłumacza jeszcze jedno ovidianum. W kolekcji poloników na zamku Skokloster pod Sztokholmem Eder odnalazł czterokartkową broszurę O pchle, maluczkim ptaszku, elegija, to jest Wirsz z Owidyjusza łacińskiego na polskie przełożony, a teraz po drugi raz, z przydaniem „Rozmowy Wenery z pchłą” i z „Lekarstwem na pchły”, wydany. Nie znamy pierwodruku utworu, podobnie jak daty owego rozszerzonego wznowienia (broszurę oprawiono z drukami z lat 1582-1595 i wtedy też najpewniej druk był tłoczony).
Wierniejsza łacińskiemu oryginałowi jest Płeszka Owidiusza – przekład z XVII stulecia, zapisany anonimowo w jednym z ówczesnych rękopisów. Oba spolszczenia, choć dzieli je zapewne jakiś pół wieku, pisane są wyraźnie różną polszczyzną. Oto początek elegii przełożonej przez Widawskiego:
Licha płechno, zawado przeciwna panienkom,
Jakoż cie mam opisać tym ślachetnym dziewkom?
A ty ciałka ich szczypiesz, krwią je nakrapiając,
Bodziesz ich płeć subtylną, żądłka w nie wszypiając,
A gdy pod bok twój nosek ostrzuchny podłożysz,
Tedy snu cnej panience smacznego odłożysz.
I ten sam fragment w późniejszym anonimowym tłumaczeniu:
Płeszko, nieprzyjacielu panienkom szkodliwy,
Nie wiem, skąd by wiersz na cię zacząć uszczypliwy.
Katujesz, okrutniczku, ciałeczko pieszczone,
A krwią swoje niewinną mając opojone,
Zostawujesz, szpetniku, brudne kropeleczki,
Nie szanując różanej, sprośniku, skóreczki.
Gdy w boczek subtelnego pchniesz żądełkiem ciała,
Musi nieboga ocknąć, by najtwardziej spała.
Różnica epok widoczna gołym okiem! Nie bez kozery Widawski w swej wersji mitu o Filomeli, gęsto inkrustowanej poetyckimi formułami Reja i Kochanowskiego (z których pierwszy był mu zdecydowanie bliższy, bo czarnoleskie progi były dlań już za wysokie) zdradził tajniki swego literackiego warsztatu: „Właśnie jak żebraczy płaszcz tak się to zbierało, / Co u różnych autorów smaczniejszego było”. Zmagania z erotyczną materią mają jednak pod jego piórem niekłamany urok. Dajmy jeszcze jedną szansę przekładowi Widawskiego:
Niżej pasa, wyszszej kolan – jest twoje mieszkanie
W pościeli barzo miękkiej, też tam twe sypianie.
Dałbym na to niemało, ważyłbym i złota,
Bym mógł mieć tam otwarte, jako i ty, wrota;
Ważyłbym na to wszytkie majętności swoje,
Bym mógł bywać, gdzie chodzą lekkie nóżki twoje.
Jak widać, erotyczne marzenia zmieniają się nie tylko z wiekiem, ale także z upływem wieków.