Groty i arkady skalne kusiły swym atrakcyjnym wizualnie ażurem, oferowały sposobność zaprezentowania kontrastów światłocieniowych, popisów biegłości malarskiej w ukazaniu kolejnych planów przestrzennych i opanowaniu perspektywy – nic dziwnego, że stały się ulubionych motywem pejzażystów. Rzadko jednak mamy okazję podziwiać podwójny łuk skalny w piętrowym układzie porośnięty bujną roślinnością – to ciekawostka przyrodnicza (czy raczej efekt inwencji twórczej?) nadająca małemu obrazkowi ze zbiorów wilanowskich rys pewnej oryginalności. Można by przypuszczać, że pierwowzorem tej formy wizualnej były ruiny jakiejś starożytnej budowli (np. akweduktu), brak jednak jakiejkolwiek ich kontynuacji każe pospiesznie zaniechać tych dywagacji.
W pozostałych aspektach malarz nie wykracza poza ciasne ramy konwencji – mimo że niewątpliwie podstawą jego warsztatu jest wnikliwa obserwacja, sposób ujęcia tematu wydaje się nieco oschły. A dzieje się tak, gdyż twórca bardziej niż plamą myśli linearnie, z zacięciem miniaturzysty dookreśla każdą gałązkę, każdy listek planu pierwszego, wyrysowuje sylwetki dwóch wzbijających się w niebo ptaków, którym to efektom sprzyja zresztą zastosowane podłoże – blacha miedziana. Walory malarskie dochodzą do głosu jedynie we fragmentach górzystego krajobrazu majaczącego zielonkawo-błękitnymi tonami w tle, z przełęczami rozpiętymi między sąsiednimi dolinami. Na wzgórzu na drugim planie błękitnieją ruiny zamku, w jednej z dolin – zarysy budowli obronnych i miasteczka. Pojawiające się tu i ówdzie grupki osób (konwersujących bądź zapatrzonych w dal) stanowią element przełamujący monotonię pejzażu, pobieżna charakterystyka ich strojów usprawiedliwia położenie kilku mocniejszych akcentów kolorystycznych i ożywienie spokojnej palety zakotwiczonej w ugrach, błękitach i zieleniach. Czynnikiem scalającym wyraz artystyczny obrazu jest gra rozproszonego światła słonecznego, które prześwieca przez obłoki, oświetla partie pierwszego planu, przebłyskuje przez korony drzew i wycina kontur rachitycznych ulistnionych gałązek, nadając listowiu złocistorudy koloryt. To dzięki tej świetlistości pejzaż zyskuje liryczny nastrój.
Tradycja ustna (oraz - wymagające weryfikacji - zapisy w archiwalnych kartach naukowych) łączy obraz ze spuścizną naśladowców Jana Botha, niestety jak dotąd nie udało się potwierdzić tych przypuszczeń.
Dominika Walawender-Musz