Do dnia dzisiejszego zachowało się bardzo mało pamiątek po ukochanej małżonce Zygmunta Augusta, królowej Barbarze Radziwiłłównie (1520 lub 1523 – 1551). Przed 1939 r. istniały jeszcze klejnoty (trzy złote pierścienie) oraz insygnia pogrzebowe (korona, berło i jabłko insygnialne ze srebra złoconego), wydobyte z trumny monarchini, odnalezionej we wrześniu 1931 r. w krypcie bazyliki wileńskiej; niestety, zaginęły one podczas drugiej wojny światowej.
Piękna Litwinka, podobnie jak ostatni Jagiellon, kochała się w kosztownych klejnotach i drogocennych szatach, które szył dla niej włoski krawiec Francesco. Król, cieszący się uzasadnioną opinią jednego z najbogatszych władców w Europie (jego zbiór kosztowności oceniano ówcześnie na przeszło milion złotych szkudów włoskich), nie żałował pieniędzy na zachcianki ubóstwianej żony. Wiadomo, że ponad wszelką inną biżuterię przedkładała ona perły, w których – jako subtelna blondynka o alabastrowej cerze – wyglądała niezwykle efektownie (inwentarz jej panieńskiego majątku wymienia: perłowe kołnierze, bramki, czepce, naszyjniki i bryże, czyli szamerunki, jako nieodzowne elementy stroju). Zygmunt August zlecał więc swoim agentom, skupującym klejnoty do skarbca królewskiego, aby nabywali co wspanialsze okazy pereł – przeważnie na rynku holenderskim, dokąd przywoziły je statki z Indii. Wykładane na ten cel kwoty były olbrzymie.
Po śmierci Barbary jej klejnoty i kosztowne suknie Zygmunt August przechowywał na zamku w Tykocinie. Te wspaniałe ubiory, zgodnie z testamentem króla, miały przypaść Annie Jagiellonce, ale już jesienią 1574 r. okazało się, że – złożone w piwnicach zamkowych – padły pastwą szczurów. Ale co stało się z bajecznymi wprost perłami królowej?
Schorowany, lecz do końca przytomny Zygmunt August zmarł na zamku w Knyszynie 7 lipca 1572 r. Obecni przy nim senatorowie opieczętowali komnaty, w których mieściły się rzeczy po królowej Barbarze, srebra i inne cenne przedmioty. Lecz ciało królewskie jeszcze nie ostygło, a już zaczęła się grabież skarbów. Zamieszana w nią była kamaryla Jerzego i Mikołaja Mniszchów, a stawiane im zarzuty nie okazały się bezpodstawne. W podsumowaniu przeprowadzonego śledztwa (17 kwietnia 1573 r.) wyrażono się jasno: „Mniszchowie i Mniszchów klienci, Giżanka i inne nierządnice, jako też ich służba i krewni z tego źródła używają bogatych dochodów”. Ładowne skrzynie i ciężkie wory wynoszono na cztery doby przed zgonem monarchy i w noc po jego śmierci. Zapewne wtedy ukradziono perły Barbary.
W 1914 r. jeden z kustoszów British Museum w Londynie odkrył korespondencję królowej angielskiej Elżbiety I Tudor, w której polecała ona swoim agentom w Polsce nabycie dla niej pereł Radziwiłłówny. Tą drogą znalazły się one w królewskim skarbcu angielskim i w wyniku działów spadkowych przypadły dworowi hanowerskiemu, z którym bez skutku procesowała się o ich posiadanie królowa Wiktoria. Jak wspominał pamiętnikarz i szambelan cesarza austriackiego Marian Rosco Bogdanowicz, w 1900 r. oglądał on rzekomo te właśnie perły na szyi ekskrólowej hanowerskiej Marii, spadające długimi rzędami prawie do kolan. O tych faktach przypomniał w swoim czasie Stanisław Szenic.
Potomnym pozostała kontemplacja pereł tylko na stosunkowo licznych wizerunkach królowej Barbary. Wspaniale prezentują się one na okazałej litografii François Greniera (1793–1867), odbitej w paryskim zakładzie Josepha Lemerciera i wchodzącej w skład luksusowego wydawnictwa Jana Kazimierza Wilczyńskiego „Album Wileńskie” („Album de Wilna”), jakie ukazało się w Paryżu w latach 1845–1875. Wzorem dla wspomnianej grafiki stał się XVIII-wieczny portret nieświeski królowej, przedstawionej tu w stroju koronacyjnym.