Pogrom cecorski z 1620 r., kiedy to siły turecko-tatarskie rozniosły wycofujące się z Mołdawii wojska pod wodzą hetmana Stanisława Żółkiewskiego, zdawał się obiecywać Turkom łatwą wygraną. Władzę sułtańską dzierżył młodziutki Osman II, marzący o wielkich podbojach na miarę swego naddziada z XVI w., Sulejmana Wspaniałego, przed którym drżała ówczesna Europa. Osman szybko zorganizował wyprawę pod Chocim, niezbyt szczęśliwie szacując możliwości militarne zarówno własnej armii, jak i przeciwników. Siły polsko-litewskie wraz ze sprzymierzonymi Kozakami skutecznie odpierały kolejne ofensywy. Żołnierze osmańscy źle znosili słotną jesień. Niechętni wojnie doradcy sułtana namawiali go do rozejmu, zapewniając o skłonności Polaków do ustępstw, a nawet do płacenia trybutu. Ostatecznie władcę udało się namówić do odwrotu. Odwrotu, który na dobrą sprawę obie strony chciały traktować jako swój sukces, choć wojna w sumie była nierozstrzygnięta. Po zakończeniu bitwy między Rzecząpospolitą a Turcją jeszcze w obozie chocimskim obie strony podpisały preliminaria pokojowe, dla których zatwierdzenia Rzeczpospolita zobowiązała się wysłać do Stambułu w trybie pilnym wielkiego posła.
Sprawowanie misji powierzono Krzysztofowi Zbaraskiemu, koniuszemu wielkiemu koronnemu, potomkowi znakomitego rodu (swe korzenie Zbarascy wywodzili od Korybutowiczów, z którymi identyfikowali się również Wiśniowieccy). Zbaraski dysponował ogromnym majątkiem, niezbędnym do sfinansowania poselstwa (skarbu państwa nie było na to stać). Był doskonale wykształcony, uchodził za znawcę sztuki wojskowej (niegdyś prowadzenie wojen traktowano właśnie jako sztukę) i świetnego mówcę. W 1622 r. liczył 32 lata.
Rozpoczęcie misji opóźniało się. Turcy słali ponaglające listy, ale książę zwlekał z wyruszeniem w podróż. Przyczyną były miedzy innymi dramatyczne wypadki, które zaszły w stolicy państwa osmańskiego. Rozeźlony na swoich janczarów po niepowodzeniu wyprawy chocimskiej sułtan postanowił podjąć kroki zmierzające do reformy formacji. Zaniepokojeni tym janczarzy, zapewne podburzani przez antyosmańskie stronnictwo, zachowali się w sposób nieznany dziejom imperium. Szykującego się do opuszczenia stolicy sułtana pojmano i uduszono, zrzucono także z urzędów wysokich rangą dostojników państwowych. Na tronie posadzono chorego umysłowo Mustafę, brata poprzedniego sułtana, a godność wezyra powierzano kolejno kilku osobom, aby w końcu tę ważną funkcję przekazać chimerycznemu Giurgi Muhammedowi, zaciętego wroga Rzeczypospolitej.
Sprawy polskie w Stambule nie wyglądały zatem najlepiej. Książę Zbaraski obawiał się, iż Turcy wycofają się z warunków porozumienia podpisanego pod Chocimiem. Poselstwo wyruszyło 10 września 1622 r. z orszakiem liczącym ok. 1200 osób, w tym licznych kupców, którzy chcieli skorzystać ze zwolnienia z opłat celnych. Poirytowany licznością poselskiej asysty wezyr zażądał cła od towarów, co dotąd nie było praktykowane w przypadku wielkich legacji. Stało się to przyczyną pierwszej scysji między wezyrem i posłem, zapowiadając burzliwy przebieg dalszych pertraktacji. Jeszcze pod Chocimiem doszło do podpisania rozbieżnych wersji preliminariów pokojowych. Aby w ogóle doprowadzić do zawarcia porozumienia, arbiter zredagował dwie wersje dokumentów, podając je za identyczne. W zapisie tureckim był punkt zawierający zobowiązanie płacenia trybutu. Rzeczypospolita nigdy by się na to nie zgodziła, gdyż byłoby to równoznaczne z uznaniem zwierzchnictwa osmańskiego. W wersji polskiej była mowa jedynie o jednorazowych upominkach dla wybranych dostojników. Już na wstępie rozmów wezyr zażądał od Zbaraskiego wywiązania się z finansowych powinności trybutariusza, gdyż był to dlań jeden z warunków podpisania układu pokojowego. Książę osłupiał słysząc takie żądanie, zwłaszcza że Giurgi w razie niezapłacenia odgrażał się wojną. Kwestia, kto zwyciężył, nie była zatem pierwotnie jednoznaczna. Dopiero pół wieku później Chocim obrósł legendą chwały polskiego oręża, która jako jedyna w Europie potrafiła skutecznie odeprzeć szeregi niepokonanych janczarów.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Turcy podczas niedawnego buntu zagubili swój odpis preliminariów pokojowych. Wezyr zażądał okazania polskiego egzemplarza, ale Zbaraski stwierdził przezornie, że nie ma go przy sobie, gdyż był pewien, że urzędnicy Porty mogą w każdej chwili wydobyć z archiwów stosowny dokument. Giurgi się zmieszał. Będąc pewnym, że oryginał turecki zaginął, poseł postanowił zafałszować dokument, każąc wykreślić punkt zobowiązujący Rzeczpospolitą do utrzymywania stałego ambasadora w Stambule, dodał punkt, wedle którego załogi tureckie miały opuścić niektóre twierdze pograniczne, szczegółowo określił powinności Porty względem polskich dyplomatów oraz zapewnił kupcom przybywającym przy wielkich posłach wjazd do miasta bez płacenia myta. Zawarł także punkt dotyczący powołania nowych baszów w okręgach przygranicznych. Oczywiście, o jakimkolwiek trybucie nie było mowy. Co ciekawe, tłumacze tureccy, którzy byli obecni w obozie pod Chocimiem, przyrzekali, iż dostarczony dokument jest autentyczny. Wezyr był wyraźnie rozczarowany. Postanowił wziąć posła na przetrzymanie i przez trzy miesiące nie zapraszał go na rozmowy.
W tym czasie w stolicy wybuchł kolejny bunt. Niezadowoleni janczarzy domagali się tym razem ukarania winnych śmierci Osmana, którego faktycznie sami pozbawili władzy. Jednak okazało się, że zrzucenie z tronu to jedno, a bezprecedensowe wylanie sułtańskiej krwi to drugie. Wezyr ogłosił akcję oczyszczania miasta z zabójców, sugerując przy tym, że jeden z głównych oprawców władcy może się ukrywać u posła z Polski. Zbaraski jakoś wyszedł z zamieszania obronną ręką, lecz wezyr snuł już następna intrygę. Na zwołanej radzie wystąpił jako rzecznik spraw polskich, lecz namówił jednego z jej uczestników do wystąpienia skierowanego przeciw Rzeczypospolitej. Skorumpowany doradca stwierdził, iż Zbaraski z pewnością przyjechał do Stambułu w celach wywiadowczych, aby wywiedzieć się, w jakim stanie jest armia osmańska i jak opatrzone są mury stolicy. Ponadto powątpiewał, czy legat został wysłany zarówno od króla, jak i w imieniu całej Rzeczypospolitej, tj. również sejmu i senatu. Dlatego wnosił, żeby Zbaraskiego osadzić na jakiś czas w Jedykule (słynnym więzieniu stambulskim), jego ludzi wziąć w niewolę, a do Warszawy wysłać gońca, mającego upewnić się co do intencji króla.
„Zaskoczony” wezyr oczywiście przyklasnął, usłyszawszy takie rady. Zbaraskiego w oględnych słowach tłumacz poinformował o tym, co zaszło. Na członków poselstwa padł blady strach. Książę nakazał, by jego dworzanie przygotowali się do odparcia pogan i czuwał całą noc, oczekując rozwoju wypadków. O poranku, miast spodziewanej napaści, goniec turecki przyniósł zgoła nieoczekiwaną wiadomość o zrzuceniu z urzędu wezyra i obraniu nowego. Nowy wezyr, Mere Hussejn pasza, okazał się osobą niezwykle życzliwą i samemu posłowi, i jego misji. Początkowo Zbaraski niezbyt mu ufał, gdyż jeszcze przed przyjazdem księcia do Stambułu to właśnie z inicjatywy Hussejna, jak wieść niosła, zamordowano w Jedykule słynnego awanturnika kresowego Samuela Koreckiego, który dzięki samowolnym, acz mającym ciche poparcie króla, wyprawom do Mołdawii cieszył się w Rzeczypospolitej sławą rycerską. Mimo to wezyr przekonał księcia deklaracjami o przyjaznym usposobieniu do spraw polskich. Po wymianie obowiązkowych podarunków pertraktacje potoczyły się dość szybko. Obie strony dążyły do jak najrychlejszego zakończenia misji, bowiem po mieście rozchodziły się pogłoski o planowanej wyprawie przeciw Persji (w związku z czym Turcy chcieli zapewnić sobie pokój na północy), a także o kolejnym przewrocie szykowanym przez janczarów (poseł zaś nie chciał ryzykować kolejnej odmiany fortuny). Po ustaleniu brzmienia traktatu odbyła się pożegnalna audiencja u sułtana oraz bankiet u wielkiego wezyra, na której obaj mężowie złożyli przyrzeczenia o wzajemnej przyjaźni. Nie zapomniał wtedy poseł upomnieć się o jeńców polskich przetrzymywanych w Stambule. Wezyr zgodził się na wykup hetmana Stanisława Koniecpolskiego oraz Łukasza Żółkiewskiego, synowca hetmana Stanisława Żółkiewskiego, którzy dostali się do niewoli jeszcze po tragedii cecorskiej. W tajemnicy zabrano także ciało Koreckiego. Po załatwieniu najpilniejszych spraw książę pośpiesznie wyjechał z tureckiej stolicy, ale okrężną drogą przez Siedmiogród, by uniknąć spotkania z niechętnym Rzeczypospolitej hospodarem mołdawskim. W drodze Zbaraski dowiedział się, że na urząd wezyrowski ponownie przywrócono Giurgiego...
Burzliwy przebieg poselstwa opisał wierszem prywatny sekretarz Krzysztofa Zbaraskiego Samuel Twardowski w eposie peregrynackim: Przeważna legacyja Krzysztofa Zbaraskiego od Zygmunta III do sołtana Mustafy, wydał R. Krzywy, Warszawa 2000.