30 kwietnia 1666 roku Jan Sobieski otrzymał buławę polną koronną. Jego debiut skończył się kompromitacją pod Mątwami. Rok później w walkach z Tatarami zmył jednak odium porażki i rozpoczął okres wspaniałych zwycięstw nad „bisurmany”.
Pogrążona w domowym konflikcie, a wcześniej wyniszczona wojnami z sąsiadami, Rzeczypospolita stanęła w 1667 roku wobec najazdu tureckiego. Powodem zagrożenia był polsko-moskiewski traktat w Andruszowie. Spodziewany najazd osmański jednak nie następował. Turcy zajęci byli przedłużającą się wojną z Wenecjanami, więc oficjalnie deklarowali pokojowe zamiary, ale trudna sytuacja polityczna nad Wisłą pozwalała działać przy pomocy krymskiego sojusznika. W maju na Ukrainę ruszyły niszczycielskie czambuły. Wojna z Tatarami stała się faktem.
Hetman polny koronny z niepokojem śledził wieści płynące z Krymu i znad Bosforu. Bacznie przyglądał się poczynaniom Piotra Doroszenki oraz sytuacji w kraju, gdzie bardziej od Tatarów obawiano się zaprowadzenia przez króla absolutum dominium i wprowadzenia na tron Kondeusza. Ostrzeżenia Sobieskiego i prośby o pomoc wobec spodziewanego najazdu pozostawały bez rezultatu. Przeciwko 15 tysiącom Kozaków i 18 tysiącom ordyńców, Rzeczypospolita mogła więc wystawić zaledwie 15 tysięcy wojska, łącznie z garnizonami twierdz i oddziałami prywatnymi. W polu Sobieski miał do dyspozycji nie więcej jak 8 tysięcy żołnierzy.
W czerwcu czambuły tatarskie podeszły pod Kamieniec i Brody, wszędzie siejąc śmierć i zniszczenie. Przez całe lato Tatarzy niemiłosiernie pustoszyli Podole, a Polacy przeciwstawiali się im tam, gdzie tylko było można. W tych letnich miesiącach hetman, zainspirowany działaniami Stefana Czarnieckiego na Ukrainie w 1664 roku, opracował śmiały plan obrony. Postanowił rozdzielić swe siły, by przeciwstawiały się najeźdźcom. Było to novum, bowiem do tej pory starano się dopaść główne siły tatarskie i rozbić je w walnej bitwie. Hetman nie słuchał głosów domagających się zamknięcia w warownym obozie. Tłumaczył, że w ten sposób siły polskie zostałyby unieruchomione, a kraj otwarty na łupiestwa. Na przestrzeni ponad stu kilometrów rozdzielił szczupłe siły i ustawił na głównych szlakach wiodących w głąb kraju. Oddziały te miały zwalczać poszczególne czambuły działając w oparciu o rejony umocnione. Większe jednostki mogły być dzielone tak, by pokryć swoim działaniem jak największy obszar. Jednocześnie powinny ze sobą współpracować i koncentrować się w razie potrzeby. Główną siłą uderzeniową była jazda, piechota zaś, wsparta miejscową ludnością, odpowiadała za obronę miast i zamków.
Plan ten pozwolił hetmanowi zebrać siły dorównujące przeciwnikowi, ale tylko część z nich można było użyć w polu. Mimo to, ku swemu zaskoczeniu, Orda wszędzie napotkała na zdecydowany opór. Dezorientacja w tatarskich szeregach była tak duża, że dopiero pod koniec września wodzowie tatarscy zorientowali się w słabości polskich sił. Skoncentrowana już armia kozacko-tatarska ruszyła na topniejące siły hetmana polnego. Ten jednak nie dał sobie odebrać inicjatywy. Dysponując około 3 tysiącami żołnierzy zajął pozycję na tyłach ugrupowania kozacko-tatarskiego w warownym obozie pod Podhajcami i przeciął szlaki komunikacyjne najeźdźców. Nieprzyjaciel, chcąc nie chcąc, musiał iść w wybrane przez Sobieskiego miejsce.
6 października wojska tatarsko-kozackie zjawiły się pod polskim obozem i od razu przystąpiły do natarcia. Tatarzy Krym Gireja związali walką Polaków od wschodu, a wykorzystując to Kozacy natarli z drugiej strony. Sobieski nie stracił zimnej krwi. Z trudem odparł Tatarów, a do kontrataku na Kozaków rzucił kilka tysięcy czeladzi obozowej i chłopstwa uzbrojonego „z czym kto miał”. Atak ten przesądził o zwycięstwie, podnosząc morale nielicznego wojska.
Rozpoczęło się regularne oblężenie. Doroszenko i Krym Girej szczelnym kordonem otoczyli Polaków. Jednocześnie Tatarzy ruszyli na rabunek. Znów spotkał ich zawód, ponieważ perfekcyjnie działała polska obrona opracowana przez przyszłego króla. Nic nie dało także oblężenie Podhajec. Na wieść o rabunkowej wyprawie na Krym Zaporożców Iwana Sirki oraz pogłoskach o odsieczy oblegający zdecydowali się na rokowania. 16 października zawarto ugodę z Tatarami, a trzy dni później z Doroszenką. Puszczono w niepamięć wzajemne krzywdy, a hetman zgodził się w imieniu Rzeczypospolitej wypłacać chanowi doroczne upominki. Pozwolono Tatarom powrócić na Krym z łupami i jasyrem. Kozacy w zamian za amnestię i rozpatrzenie ich spraw przez sejm, wracali pod polską protekcję.
Pakta podhajeckie okazały się rozwiązaniem doraźnym i zostały obalone po kilku latach. Mimo to były sukcesem Sobieskiego, zresztą tak jak i cała znakomicie przeprowadzona kampania. Hetman polny opracował śmiały plan i realizował go z żelazną konsekwencją. Dysponując niewielkimi siłami, nie wpuścił nieprzyjaciela w głąb kraju i nie pozwolił na rabunki. Dzięki zwycięstwu, z dnia na dzień stał się bohaterem. Za swoje zasługi od króla dostał buławę wielką. Szlachta zaś obdarzyła go olbrzymim kredytem zaufania. Korzystając z tego mógł pokusić się o zdobycie władzy w państwie. Z niewątpliwą stratą dla kraju, szansy tej jednak nie wykorzystał.