W 1593 r. wybuchła turecko-habsburska wojna, która przeszła do historii pod nazwą długiej wojny. W cieniu tych zmagań toczyły się walki na terenie państw naddunajskich, Mołdawii, Wołoszczyzny i Siedmiogrodu, które starał się zjednoczyć i wyzwolić spod zależności tureckiej władca jednego z nich – Michał Waleczny. W te działania zaangażowała się także Rzeczpospolita. Długoletni i złożony konflikt stworzył zapotrzebowanie na najemnych żołnierzy. Chętnych do takiej kariery nie brakowało także wśród mieszkańców Rzeczypospolitej. Był to bowiem czas boomu demograficznego wśród szlachty. Wielu jej przedstawicieli szukało możliwości zdobycia środków utrzymania na służbie w wojsku – nie tylko w kraju, ale także poza nim. Najbardziej popularna była służba w armii cesarskiej walczącej z Turkami na terenie Węgier. W jej szeregach znalazło się wielu najemników z niemal wszystkich krajów Europy. Polacy stanowili grupę liczącą około tysiąca żołnierzy, a wśród wielu przedstawicieli najznaczniejszych rodów Rzeczpospolitej m.in. Janusz Radziwiłł. Polscy żołnierze walczyli też w armii siedmiogrodzkiej braci Batorych, w oddziałach wspierających hospodara mołdawskiego i sojusznika Rzeczypospolitej Jeremiego Mohyłę, a trzy tysiące zaciągnęły się do wojsk wroga państwa polskiego Michała Walecznego.
Pierwsza wzmianka o Polakach w armii tureckiej pochodzi z 1603 r. i dotyczy trzech tysięcy żołnierzy, którzy przeszli na służbę sułtana. Kolejna mówi już o tysiącu, który rozłożono na kwatery pod Białogrodem i któremu wypłacono żołd za służbę. Obie wzmianki są autorstwa Jeremiego Mohyły. W tym samym roku Polacy zostali wysłani wraz z wojskami tureckimi, Węgrami i zaciężnymi Walonami do Siedmiogrodu na pomoc przywódcy antyhabsburskiego powstania Stefana Bocskaya. Po roku 1605 informacje o nich już się nie pojawiają.
Kim byli ci, którzy zdecydowali się na tak kontrowersyjną służbę? Jakie motywy im przyświecały? Byli to tacy sami żołnierze jak ci służący w armii cesarskiej czy w wojsku Michała Walecznego. Zapewne ich głównym celem było wzbogacenie się, ale nie brakowało i innych motywacji. Dla części najemników służba w wojsku była pretekstem do wyrwania się z domu, ucieczką przed despotycznym ojcem, dłużnikami, monotonią codziennej egzystencji. Niektórzy pragnęli sławy, jeszcze inni marzyli o wielkich przygodach i poznaniu dalekiego świata. Zajęcia poszukiwali również żołnierze redukowanych oddziałów kwarcianych wojska koronnego. Chętnie w służbę hospodarów i książąt Siedmiogrodu zaciągali się Kozacy zaporoscy. Zachęcała ich do tego niestabilna sytuacja w regionie, chaos pozwalający na łupienie właściwie każdego. W Siedmiogrodzie działały bandy złożone z nieopłaconych żołnierzy, dezerterów, Kozaków i wszelakiej narodowości maruderów rabujące i niszczące wszystko na swojej drodze.
W jaki sposób tacy żołnierze trafili w szeregi tureckie? Z pewnością nie był to wynik przemyślanej akcji werbunkowej, tak jak to miało miejsce w przypadku hospodarów mołdawskiego i wołoskiego, książąt siedmiogrodzkich czy cesarza. Takich świadomych działań Turcy w zasadzie nie prowadzili. Jedną z możliwych dróg było dostanie się do niewoli podczas służby w armii austriackiej. Przypadki przechodzenia na służbę turecką były powszechnym zjawiskiem – jeńcom przedstawiano alternatywę: albo służba u nowego pracodawcy, albo śmierć. Wybór drugiej możliwości był raczej rzadki i sprowadzał się do pojedynczych przypadków – właściwie nic o takich przykładach nie wiadomo, a odbiłyby się one szerokim echem w Rzeczypospolitej. W 1639 r., wiele lat po opisywanych zdarzeniach, Jerzy Ossoliński pisał do ówczesnego dowódcy lisowczyków na służbie cesarskiej Pawła Noskowskiego: „za panowania nieboszczyka Króla Jegomości [Zygmunta III] kilka tysięcy narodu naszego służywszy wiernie Michałowi [Walecznemu] hospodarowi, po śmierci jego przyjęli stipendia [żołd] cesarza tureckiego”. Jednak najbardziej prawdopodobną drogą znalezienia się Polaków w szeregach tureckich było przejście z wcześniejszej służby w oddziałach Mojżesza Szeklera, który na początku XVII w. walczył o władzę w Siedmiogrodzie i przy pomocy osmańskiej zdobył tron. Szukał też porozumienia z Rzeczpospolitą, a sam sułtan Mehmed III wzywał króla do poparcia go. Wiadomo, że na jego służbie znajdowali się Kozacy, a kolejni przybywali z Ukrainy. Obok nich w szeregach walczyli też ochotnicy z Polski. Po klęsce w bitwie z wojskami Habsburgów i ich sojusznika hospodara wołoskiego Radu Serbana armia Szeklera wycofała się na ziemie tureckie. Polscy żołnierze stanęli przed trudnym wyborem. Bezpośrednią drogę do ojczyzny lub przynajmniej do Mołdawii odcinały posiadłości cesarskie, przez które powrót był praktycznie niemożliwy. Pozostawała jeszcze trasa okrężna przez Wołoszczyznę, długa i kosztowna, a wielu żołnierzy nie mogło wracać do domu z pustymi rękoma. Prawdopodobnie właśnie dlatego większość zdecydowała się zaciągnąć do armii tureckiej, tym bardziej że miała przykład w postaci Walonów służących w tych szeregach od kilku lat.
Na temat przebiegu służby Polaków w wojskach sułtańskich wiadomo niewiele, ponieważ po powrocie do kraju raczej nikt nie chwalił się takim doświadczeniem. Wręcz przeciwnie, starano się je ukryć. Polacy traktowali służbę w armii tureckiej jako wyjście z trudnej sytuacji, nie wiążąc z nią żadnych planów na przyszłość, i przy nadarzającej się okazji porzucali szeregi. Nie należy też wykluczać tego, że niektórzy przyjęli islam i pozostali na terenie imperium osmańskiego, jak stało się w przypadku wspomnianych Walonów. Ostatnia wzmianka o Polakach w tureckich szeregach pochodzi z 1605 r., choć nie należy wykluczać, że miało to miejsce także w latach późniejszych, jak w przypadku wojsk obu hospodarów i książąt siedmiogrodzkich. Obecność Polaków w wojskach tureckich ukazuje rzeczywistość polsko-tureckiego pogranicza znacznie bardziej skomplikowaną niż stereotypowe wyobrażenia o przedmurzu chrześcijaństwa.