Czasy Kazimierza Jagiellończyka stanowią bardzo ciekawy okres, także w historii stosunków polsko-tureckich. Po okresie zaangażowania się w politykę antyturecką za rządów starszego z synów Jagiełły, Władysława Warneńczyka, teraz na dworze królewskim zwyciężyła odmienna koncepcja polityki tureckiej, polityki obronnej, a nie ofensywnej. Dorady królewscy uznali, że w sytuacji względnego spokoju między Osmanami a światem chrześcijańskim i braku bezpośredniego zagrożenia dla państwa polskiego – szczególnie w kwestii Mołdawii – nie istnieją żadne przesłanki mogące skłonić ich do zaangażowania się w otwarty konflikt z sułtanem. Trafnie ocenili szanse takiej konfrontacji, zwłaszcza w sytuacji, kiedy za plecami czaił się inny wróg – zakon krzyżacki – gotowy na tym skorzystać. Brak wrogich kroków ze strony Turcji też działał uspokajająco na polską dyplomację. Poza tym uważano, że decydującą i negatywną rolę w ewentualnej kampanii odegrają trudności w pokonaniu bezludnych stepów czarnomorskich, przez które przepływały rzeki niespławne, przegrodzone progami. Trudności te zatrzymały też Turków na linii Dunaju, a opinia o potędze państwa polskiego, ugruntowana już w XV w., wpływała hamująco na plany ofensywne.
Układ sił w strefie południowej był korzystny dla królestwa polskiego. Od Turcji odgradzały je królestwo węgierskie oraz Mołdawia. Ta jednak nie znajdowała się w kręgu zainteresowań Osmanów, którzy zdążyli sobie już podporządkować drugie hospodarstwo: Wołoszczyznę. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz ze zdobyciem Konstantynopola przez sułtana Mehmeda II w 1453 r. i likwidacją resztek Cesarstwa Bizantyjskiego. Zwycięski władca turecki ruszył na północ, podporządkowując sobie luźno do tej pory związaną z Turcją: południową część Półwyspu Bałkańskiego, Serbię (1459 r.) i Bośnię (1463 r.), narzucił też swoje zwierzchnictwo wojewodzie wołoskiemu (1462 r.). Te sukcesy poważnie zaniepokoiły świat chrześcijański i wywołały próby zorganizowania krucjaty państw europejskich, jednak różnorodność ich interesów politycznych i gospodarczych uniemożliwiała wspólną akcję. Cały ciężar walki spadł więc na barki Węgier i Wenecji, zagrożonych bezpośrednią agresją Osmanów. Problem turecki rzucał także swój cień na Polskę, szczególnie w związku ze sprawą Mołdawii.
Polska starała się nie angażować w ten wielki konflikt, nawet gdy miała ku temu sprzyjające okazje, jak w 1451 r. Zmarł wtedy sułtan Murad II, na tronie zasiadł jego syn Mehmed II, a na dworze króla polskiego pojawił się niejaki Dawid podający się za bratanka zmarłego sułtana pretendent do władzy nad Osmanami. Od dłuższego czasu bawił na Węgrzech, a teraz – chcąc skorzystać z okazji – chciał przez Polskę dotrzeć do Turcji i odzyskać tron. Kazimierz Jagiellończyk nie zamierzał jednak angażować w taką awanturę o niepewnym wyniku i dlatego pretendent – nic nie uzyskawszy – powrócił do Budy.
Poważne zaniepokojenie króla i jego doradców wzbudziło opanowanie przez Osmanów Konstantynopola. Zdawano sobie sprawę, że tak wzmocniona Turcja musi podjąć ekspansję na północ. Na Wawelu szczególnie obawiano się o losy Mołdawii, narażonej na pierwsze uderzenie, dlatego nakazano tamtejszemu wojewodzie, aby w razie agresji tureckiej bronił wszystkimi siłami przepraw na Dunaju, i zagwarantowano mu dostateczną i szybką pomoc wojskową. Nie podjęto jednak innych kroków i nie zdecydowano się na włączenie do szykowanej właśnie krucjaty przeciwko Turcji, uważając, że konflikt ten na razie nie dotyczy Polski bezpośrednio. Na zjeździe przedstawicieli państw chrześcijańskich obiecywano jedynie, że w razie ogólnoeuropejskiej wyprawy polski król Kazimierz Jagiellończyk uderzy na… Tatarów, aby powstrzymać ich przed udzieleniem pomocy sułtanowi. Ten unik był spowodowany racjonalnym podejściem do polityki. Państwo polskie wkraczało właśnie w konflikt z Krzyżakami, a wojnę z Turcją uważano za niepotrzebną i szkodliwą dla polskiej racji stanu. Zbyt dobrze pamiętano w Krakowie o klęsce pod Warną.
W sierpniu 1454 r. zagrożone atakiem tureckim Węgry zwróciły się do króla Kazimierza z apelem o pomoc, jednocześnie sugerując, że jeśli jej nie dostaną, to już niedługo Polska będzie mieć Osmanów za sąsiadów. Moment nie został zbyt dobrze wybrany (początek konfliktu z Zakonem) i prośba została zignorowana. Jednak dwa lata później kilkuset Polaków wzięło udział w wyprawie pod Belgrad, ale byli to ochotnicy wywodzący się przede wszystkim z niższych warstw społecznych, choć nie zabrakło wśród nich także przedstawicieli rycerstwa.
O kształcie ówczesnej polskiej polityki tureckiej może świadczyć fakt zaakceptowania przez dwór królewski układu wojewody mołdawskiego Piotra Arona z Turcją, zawartego latem 1455 r., w myśl którego miał on płacić sułtanowi trybut. Rok później ten sam wojewoda złożył w Suczawie hołd lenny posłom Kazimierza Jagiellończyka, przyrzekając pomoc zbrojną w walce z zakonem i Tatarami. O Osmanach nie było mowy, czym nie naruszano porozumienia mołdawsko-tureckiego. W ten sposób polityka polska, dla swobodnego działania w Prusach, drogą kompromisu uniknęła konfliktu na południu, faktycznie zbliżając się do Turcji – czołowego wroga chrześcijańskiej Europy. Taki stan rzeczy został utrzymany po objęciu władzy w Mołdawii przez wojewodę Stefana Wielkiego (1457 r.), który został uznany przez Polskę w 1459 r., a w trzy lata później – zagrożony przez Węgrów popierających wygnanego Arona – złożył przysięgę wierności królowi na ręce jego posłów. To ustabilizowało sytuację w tej części Bałkanów. Polityka ta wpłynęła także na postawę kolonii genueńskiej na Krymie Kaffy, która wiosną 1462 r. zwróciła się do Kazimierza Jagiellończyka z prośbą o protekcję w obliczu zagrożenie ze strony Turków i Mołdawian. Propozycja ta została zaakceptowana przez króla, chociaż nie pociągnęła za sobą realnych następstw.
W okresie panowania Kazimierza Jagiellończyka doceniano wagę zagrożenia tureckiego i zachowano poprawne stosunki z sułtanem, nie dając się wciągnąć do krucjaty antytureckiej, uznając jedynie konieczność powstrzymania ekspansji na wybrzeża czarnomorskie.