Zainteresowanie człowieka światem natury, tak bardzo regulującym jego codzienny rytm życia, odnotowujemy do najdawniejszych czasów, na długo zanim w historiografii rozwinie się nurt badań nad stosunkiem człowieka do przyrody i zwierząt, kiedy to odważymy się na porzucenie antropocentrycznego charakteru definiowania świata. W czasach preindustrialnych użytkowa funkcja zwierząt pozostawała niepodważalna, jako niezbędna dla rozwinięcia gospodarki, przemysłu i transportu. Polowanie na dziką zwierzynę zapewniało też rozrywkę i dostarczało mięsiwo na pańskie stoły. Czy w tak pragmatycznym postrzeganiu zwierząt znajdowano miejsce na jakikolwiek sentymentalny wydźwięk relacji człowiek – zwierzę? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza nam korespondencja prywatna, przeżywająca wówczas swój rozkwit, w której odnotowuje się różnego rodzaju obserwacje. W listach z początku XVIII w. możemy prześledzić reakcje na fizyczną obecność zwierząt, zanim jeszcze oświecenie przyniesie liczne symboliczne wyobrażenia i fascynację naturą oraz życiem na jej łonie (pasterskie domki, sielanki). Zainteresowanie zwierzętami i przyrodą odzwierciedlają również staropolskie sylwy, w których odnotowuje się anomalia, najwłaściwsze terminy prac polowych, przepowiednie związane z plonami i pogodą oraz odwołania do świętych patronów rolnictwa.
Główne obszary życia XVIII-wiecznego polskiego magnata, w obrębie których możemy prześledzić jego stosunek do zwierząt, to gospodarka, ekonomia i szeroko pojmowana rozrywka (kolekcje w kunstkamerach, polowania, zawody zwierząt). Bez wątpienia człowiek XVIII w. żył blisko przyrody, uzależniony od zjawisk meteorologicznych znacznie bardziej, niż potrafimy sobie to dzisiaj wyobrazić. Regulowały one rytm życia, podróżowania czy pracy – nie tylko na roli, ale też w sektorze handlu. W listach zarządców kierowanych do kasztelanowej krakowskiej Elżbiety Sieniawskiej, właścicielki olbrzymiego latyfundium, wielokrotnie odnaleźć można wyjaśnienia powodów opóźnienia bądź niewykonania obowiązków z powodu anomalii pogodowych, tj. suszy, niskich opadów, a więc niskiej wody w rzekach, co uniemożliwiało spław towarów, albo przeciwnie zbyt wysokich opadów, powodujących szkody, a nawet zniszczenia zbiorów. Pogoda wyznaczała rytm życia magnaterii, zwłaszcza osób piastujących urzędy czy angażujących się w życie publiczne, w tym kobiet, które – choć pozbawione oficjalnych praw do obsadzania urzędów – często wyjeżdżały w sprawach politycznych czy gospodarczych. Terminy wyjazdów, spotkań czy zjazdów rodzinnych były mocno uzależnione od warunków pogodowych. Kasztelanowa krakowska Elżbieta Sieniawska przebywała przez większość czasu w podróży, czy to dla kontroli administracji folwarków, czy w sprawach politycznych. W jej listach znajdujemy liczne wzmianki poświęcone sprawom pogodowym, najczęściej powodującym opóźnienie podróży i terminów spotkań, albo odnoszące się do planów polowań, które były wielką pasją Sieniawskiej, jak zresztą większości przedstawicieli magnaterii. Poruszanie tego tematu w listach ujawnia cały szereg postaw wobec zwierzyny, bowiem organizacja polowania poprzedzona była rozmaitymi działaniami skrupulatnej służby łowieckiej, pozostającej na usługach domów magnackich. Dlatego korespondencja z tą grupą służby również przynosi ciekawe informacje, w tym potwierdzenie nierzadko silnego stosunku emocjonalnego nie tylko do takich aktywności, jak same łowy, ale też hodowli psów myśliwskich.
Analizując korespondencję pod kątem wzmiankowania w niej zwierząt, możemy wyodrębnić kilka domen, w kontekście których są one przywoływane. Są to polowania i własne hodowle, transakcje zakupu zwierząt, w tym również egzotycznych, oraz rzadsze wzmianki o wszelkich kuriozach i jeszcze mniej liczne dotyczące kolekcji przyrodniczych. Obok tych tematów, zwierzęta przywołuje się także w chętnie wówczas stosowanych przysłowiach czy porównaniach, zwłaszcza używanych przez Sieniawską, słynącą z ostrych ripost i barwnych metafor.
Polowania z pewnością były jedną z największych sportowych pasji i aktywności szlachty, stąd wielkie zainteresowanie hodowlami prowadzonymi na potrzeby łowów i dbałość o psiarnie. Z wielkiej troski o swoje psy słynęła Elżbieta Sieniawska, której główne hodowle zlokalizowane były w starostwie stryjskim. Listy kierowane przez nią do zarządców tych majątków i łowczych pokazują jej osobisty stosunek do spraw hodowli i troskę o zwierzynę. Przejawiała się ona w pilnym nadzorowaniu ludzi pracujących w stajniach i psiarniach oraz rozliczania ich z powierzonych obowiązków, zwłaszcza tych, które miały zapewnić godne warunki życia zwierząt. Wszelką niesubordynację w tym zakresie karała równie ostro, jak inne zaniedbania w majątkach, nawet plagami wymierzonymi w nadzorujących stajnie. Osobiście ingerowała w przydziały żywności i ich odpowiednie odmierzanie; w korespondencji odnajdziemy wzmianki z dokładnym wyliczeniem ilości i rodzaju pożywienia przeznaczanego dla zwierząt – paszy (najczęściej owsa – 40 garnców na tydzień) i nóg baranich – dla wszystkich chartów i psów na jeden dzień 4 kopy nóżek. Można obliczyć, że na cały rok według tej miary przeznaczano ok. 1456 kop nóżek za łączną kwotę 720 zł. Do tego dochodziły dalsze koszty wyżywienia i utrzymania sfory. Wśród dokumentacji zachowała się także maść dla psów i ogarów nieczystych – zawierająca sposób postępowania z chorym psem, tj. przepis na purgens dla psa, oraz maść. Podejście do chorego zwierzęcia, jakie zaprezentowano w tym zapisie, świadczy o dużym zrozumieniu dla spraw humanitarnego traktowania zwierząt. W innym dokumencie odnotowano zaś zalecenia na dobre powąchanie psa[1], czyli na dobry węch, oraz maść na przypadłość, kiedy pies zarazi się w biegu[2]. O dobrej znajomości spraw psiarni świadczy również rozeznanie Sieniawskiej w zwierzętach kupowanych czy posiadanych przez inne osoby. W jednym z listów do męża Adama Mikołaja pisała o sytuacji niejakiego Personwilla, któremu to rozkradziono psy, a pozostała – jedynie pół trzecia sfory nie jest dobra[3].
Można się zastanawiać nad tym, czy powyższe zainteresowanie nie wynikało nie tyle z troski o dobro psów, ile z dbałości o własne interesy – zwierzyna była przecież jednym ze sposobów inwestycji i zaświadczała o statusie właściciela. Niewykluczone więc, że i te przesłanki przyświecały ówczesnym hodowcom. O szczególnym podejściu Elżbiety Sieniawskiej do sfor świadczy bardzo dobre rozeznanie ras łącznie z nadanymi psom imionami, którymi biegle operowano w przesyłanych listach, a także w prowadzonych regestrach psów – chartów i ogarów. Warto przywołać kilka ciekawych imion: Szpilka, Łabędź, Metreska. Sieniawska z oczywistych względów interesowała się także innym hodowlami, wyrażając przy tym zachwyt dla dobrze utrzymanych zwierząti. Podziwiała duńskie psy generała Bandiego, którego gościła na obiedzie, porównując je do własnych i znowu operując tylko imionami zwierząt: tak wielkiego jako Skur był, a tylko ma trzy ćwierci roku i taki sier[ś]ci, jeszcze będzie większy.
Najczęściej wspominanymi zwierzętami w listach, nie tylko Sieniawskiej, pozostają konie. Pisze się o nich nie tylko w kontekście polowań, ale, co zrozumiałe, przy okazji wielu innych aktywności ówczesnego życia, takich jak organizacja podróży czy poczty. Konie, tak jak i inne zwierzęta (psy, sokoły), stanowiły cenny i dość częsty podarunek, w listach bywały więc wspominane na okoliczność kupna i przygotowywanych darów na różne rodzinne uroczystości. O dobre konie zabiegał Jan Tarło pisząc do żony o bezskutecznych zakupach, bo nigdzie nie mógł dostać odpowiednich cugów. Sieniawscy chętnie – ze względu na pasje łowieckie obojga – dawali sobie w prezencie psy myśliwskie (zwłaszcza charty) i konie. W listach Sieniawska wprost upominała się o tego rodzaju obiecane prezenty; słysząc, że masz konia pięknego i mógłby się dla mnie zdać, tedy upraszam WM Pana abyś mi go według przyobiecanego słowa do widzenia przysłać raczył[4]. Innym razem prosiła męża, aby wedle obietnicy otrzymała konia srokatego i psa. W 1708 r. Adam podarował żonie sukę, i choć prezent dotarł do niej ze znacznym opóźnieniem, co odnotowała w liście, tym razem zaaprobowała powolny transportu, zapewne z troski o przewożone zwierzę.
Innym przejawem dbałości o starannie utrzymane i ułożone zwierzęta jest widoczna niechęć Sieniawskiej do ich wypożyczania, nawet własnemu mężowi. Co ważne, w wyjaśnieniach kasztelanowej uchwycić można jej postawę wobec zwierząt, widoczną w pragmatycznych wyjaśnieniach o możliwych stratach. Zapewne najzwyczajniej bała się, czy wypożyczone psy do niej wrócą i wspominała, jak nie raz zmuszona była stanowczo domagać się oddania należących do niej zwierząt, których zatrzymanie porównywała do grabieży szwedzkiej. W wyjątkowych okolicznościach oddawała jednak swoje konie, tak jak wówczas, kiedy czyniła starania, aby kupić konie dla Adama i „żeby były dobre”, a że nie było takiej możliwości, posłała mężowi swojego wierzchowca. W liście wyraziła zastrzeżenia, z których jasno wynikało, dlaczego nie lubiła wypożyczania własnych zwierząt, nawet mężowi. Przede wszystkim obawiała się o dalsze wypożyczanie konia postronnym, którzy mogliby wywrzeć zły wpływ na już wyuczone zwierzę. Przy okazji wymieniała też wszystkie jego zalety pisząc, że „kuń” nie może być lepszy od tego, który spełnia wszystkie polecenia iść szlapio idzie, trzeba skoczyć bez wozy, bom już na nim dwa dni jeździła, nie lękliwy, na szyiey mu cugle połóż, a między uszy fuzyią za widełka stanie, bo się nie ruszy, także z obóch pistoletów przy usza[ch] strzel. Rozumi[e]m tedy, że WMM Pan będziesz kontent i sam się zalici, życzę żebyś największy sławy na nim dokazał i w zdrowiu dobrym powrócił, choć jest czarny, ale ma odmianę to szczęśliwy[5]. Podobne upomnienia o zwrot zwierzyny wystosowywał także mąż Sieniawskiej – Adam Mikołaj, który upominał się w jednym z listów o zwrot oślicy, a Elżbieta mocno tłumaczyła się w kolejnym z listów, dlaczego jej nie oddała.
Pomimo wyraźnego zainteresowania losem własnych zwierząt i dużej sympatii do koni, w relacjach Sieniawskiej dotyczących zgonu kilkunastu zwierząt nie znajdujemy emocji czy głębszej refleksji. Na bieżąco, bo już godzinę po otrzymaniu wiadomości o tragicznym wydarzeniu, jedynie trzeźwo sprawozdała fakty, skupiając uwagę tylko na przewożonym bagażu – dziś przed godziną umyślny przyjechał tu do mnie od Szwedów, kędy się król szwedzki przeprawił jeszcze w poniedziałek bez lód, bo byli zatamowali Wisłę, gdzie był most stary pod Toruniem, kędy co tylko przeszli, Wisła się załamała i króla Stanisława karawan z końmi utonął. Ledwo tylko rzeczy wyratowali[6].
Wyważone podejście do tego typu spraw wynikać mogło także z częstości tego rodzaju wypadków, co wpływało na przyzwyczajenie i uodpornienie wobec nich, jak i traktowanie zagrożenia jako nieodzownego elementu codzienności. Wskazuje na to też króciutka wzmianka dotycząca wypadku samej córki kasztelanowej, który został tylko lakonicznie odnotowany w post scriptum – mało wczoraj[j] dziecię szyjej nie złamało z mostu kuń spadł, a nie wysiedli, ale ją wyrwali z karyty[7]. Innym razem, z braku wiadomości, informuje – tu zaś nie masz żadnych nowin, tylko, że brata Almona zabił koń, nogą go uderzył[8].
Wzmianki o koniach pojawiały się też przy okazji przygotowania wyjazdów lub rozstawiania poczty. Warto odnotować dbałość Sieniawskiej o zapewnienie należytego popasu i odpoczynku dla zwierząt, co wpływało na organizację jej planów podróżnych. W tym celu opisywano dokładnie trasę odraz punkty wymiany koni, tak aby – jak pisano – nie zmordować zwierzyny. Wstrzymywano także wyjazdy, jeżeli była potrzeba zapewnienia odpoczynku koniom, które już wcześniej musiały przebyć trasę do właściciela. Kwestia dopilnowania, aby konie wypoczęły przed kolejną wyprawą zajmowała więc często Sieniawską, co wynikało z jej racjonalnego podejścia do możliwości transportowych zwierząt, ale także z troski i chęci ograniczania ich cierpienia spowodowanego przeforsowaniem czy niedożywieniem: na poczcie konie by pozdychały, bo niczego nie dostanie pour les nourrir i słomy nie tylko owsa albo siana, a 50 mil uszły, dosyć były znużone[10]. Innym razem pisała do męża: ja bym konie po WMM Pana wyprawiła, ale ich nie mam, żadnego cugu, odesłałam na wypas, żeby sobie wypoczęli po fatydze podróżny, wilczate są w Dźwinogrodzie dla jeżdżenia, ale się mało co poprawiły[11]. Innym razem wygrażała na sługę Pijanowskiego, który przyjechał i przyprowadził psy i konie, ale były tak chude, że tydzień musiały odpoczywać i dopiero po tym czasie Sieniawska zamierzała je dalej odesłać. Uważała również na zwierzęta podczas organizowania zjazdów i zebrań. W październiku 1709 sugerowała Adamowi Mikołajowi przeniesienie komisji na inny termin do Lwowa, zarówno ze względu na brak stancji dla ludzi, ale także, jak dopisała, przez wzgląd na niedostatek miejsca na popas zwierząt.
Osobne wzmianki dotyczą zwierząt domowych, którymi małżonkowie wzajemnie się obdarowywali, bądź przywozili z podróży. Będąc w Gdańsku, przy okazji witania księcia Contiego, Sieniawska wyszukała egzotyczną papugę, którą obiecała przywieźć mężowi. Zachwycała się umiejętnościami ptaka, który umiał naśladować człowieka i „gadać” oraz porównywała go do innych, co pokazuje pewne rozeznanie w temacie. Z kolei Adam Mikołaj chciał podarować żonie jakiegoś osobliwego – jak donosił jej listownie – pieska, ale ta perswadowała, że to na ówczesny trudny czas zbyt duży wydatek. W hodowlach Sieniawskich znajdował się też kobus, o którym informacje pojawiają się już po śmierci zwierzęcia – kobus[12] zdech[ł], bo go nie złapał Maciek, tylko postrzelił [...] i tak uciechy nie będzie[13].W korespondencji odnotowany jest też biały niedźwiedź[14], którego Sieniawska posyłała mężowi.
W listach Sieniawskich pojawiają się liczne metafory z odniesieniem do zwierząt, jak ta odnotowana przez kasztelanową podczas samotnego dnia – siedziałam tu tedy wczora[j] sama jako garlica[15]. Innym razem, nudząc się w pustej okolicy, gdzie psa ducha nie masz, tłumaczyła mężowi: Lamarowi WM (...), żebyś nie miał za złe, że nie jedzie, bo on tylko zabawia mię, czytając mi, gdyż mię samą oczy bolą, kiedy by Apestaki był, to bym go puściła, ale psa ducha nie masz[16]. W trudnym roku 1709 zaś, kiedy co rusz straszono wzrastającą liczbą wojska moskiewskiego, Sieniawska perswadowała mężowi: kędy mi WMM Pan piszesz, że Moskwy jest 20 [tysięcy], już ja temu nie wierzę dobrodzieju, aż to [z]obaczę[17] i przekonywała męża do zdecydowanych działań, sama zapewniając: póki będę mogła to jako kot na lodzie trzymać się będę[18].
Stosunek do zwierząt i ogólnie do natury w początkach XVIII w. zmienia się i prowadzi do przewartościowania, do wielkiej apoteozy przyrody na progu wieku oświecenia (pisma Rousseau). Ta tendencja będzie narastać w XIX wieku, kiedy przyroda stanie się obiektem fascynacji, a obszerne i szczegółowe relacje z oglądania ogrodów będą uwieczniane w pamiętnikach (na przykład Izabeli Czartoryskiej).
Określenie postawy człowieka epoki saskiej wobec przyrody, a szczególnie wobec zwierząt, nie jest łatwe, ponieważ możemy ją rekonstruować wyłącznie na podstawie krótkich wzmianek w listach lub pamiętnikach. Nawet w tak obszernej i zwartej korespondencji, jaką prowadziła Sieniawska, informacje takie pojawiają się mimochodem, jako wtrącenia na marginesie głównej narracji. Trudno na tak kruchej podstawie wysnuć jednoznaczne wnioski, czy rzeczywiście dbałość o zwierzęta wynikała z troski o ich dobrostan i harmonię w naturze, czy też z pragmatyki szacowania zysków i strat. Z pewnością za wieloma decyzjami kasztelanowej stało podejście ekonomiczne, które prezentowała również w innych sprawach, ale istnieją też świadectwa mówiące o tym, że była zainteresowana losem zwierząt i dobrze je traktowała. Korespondencja, chociaż w sposób wybiórczy, pozwala wstępnie ocenić postawy nadawców i adresatów wobec zwierząt, ponieważ to, że w ogóle pojawiają się one jako temat pisemnej wymiany, jest już pierwszym sygnałem zainteresowania właścicieli. W listach Elżbiety Sieniawskiej, osoby wykształconej i niezwykle aktywnej właścicielki wielkich majątków ziemskich, do męża, Adama Mikołaja, hetmana wielkiego koronnego, kasztelana krakowskiego, zwierzęta i ich los znajdują należne sobie miejsce.
Przypisy:
[1] „Na dobre powąchanie – trzeba wziąć starego sera, co zgniły będzie, a nos tym psu potrzeć mocno to pies dostanie dobre powąchanie”, zob. BCz. 6005 t. 3, b.p.
[2] „Trzeba wziąć masło brunatne, polać trochę winnym octem, a sadze z komina domieszać będzie maść, tą tedy nogi psu posmarować to staną twarde łapy”, zob. BCz. 6005 t. 3, b.p.
[3] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Lwów 3 VI 1709, BCz rkps 5943, nr 37259, b.p.
[4] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Lwów 11 VIII 1702, BCz rkps 2514, k. 237–238.
[5] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Warszawa 14 I 1708, BCz rkps 5943, nr 37189, b.p.
[6] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Stryj 19 VIII 1708, BCz rkps 5943, nr 37221, b.p.
[7] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Lublin 14 IX 1709, BCz rkps 5943, nr 37289, b.p.
[8] pour les nourrir (fr.) – aby je nakarmić.
[9] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Gdańsk 9 V 1716, BCz rkps 5944 III, nr 37511, b.p.
[10] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Lwów 4 XI 1703, BCz rkps 2514, k. 307.
[11] Kobus – rodzaj antylop, por. W. Cichocki, A. Ważna, J. Cichocki, E. Rajska, A. Jasiński, W. Bogdanowicz, Polskie nazewnictwo ssaków świata, Warszawa 2015, s. 297.
[12] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Puławy 25 V 1715, BCz rkps 5944, nr 37479, b.p.
[13] W rękopisie – niedzwiec.
[14] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Drozdowice 9 V 1708, BCz rkps 5943, nr 37206, b.p.
[15] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Oleszyce 25 X 1696, BCz rkps 2514 II, k. 53.
[16] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Skole 12 V 1709, BCz rkps 5943, nr 37257, b.p.
[17] E. Sieniawska do A.M. Sieniawskiego, Skole 12 V 1709, BCz rkps 5943, nr 37257, b.p.