Dwór magnacki był ważnym ośrodkiem życia społeczno-kulturowego szlacheckiej prowincji. Stopniowa transformacja dworu magnackiego wynikała z rosnących potrzeb patronów i patronek, rodzaju ich działalności i skali zaangażowania w życie publiczne, a przede wszystkim z chęci naśladowania otoczenia królewskiego. W tym wypadku istotną rolę odgrywała polityka prestiżu, mająca podkreślać możliwości i splendor patronów. Służba na magnackim dworze przynosiła znaczne profity – chroniła przed zawiścią sąsiadów i nieprzyjaciół, stwarzała szanse na różnorodne awanse w lokalnym środowisku, otwierała drogę do korzystnych dzierżaw, zapewniała pomoc w wykształceniu synów i wydaniu za mąż córek. W strukturze dworu i jego zarządzie najważniejsi byli ich właściciele, jako organizatorzy i kreatorzy życia dworskiego, którzy skupiali wokół siebie różnych ludzi i nadawali ton ich życiu. Do właścicieli dworu należały wszelkie decyzje administracyjne, ekonomiczne, kulturowe i towarzyskie dotyczące dworu i dworskich majątków, przyszłości zatrudnionych w nim ludzi i wymiaru sprawiedliwości, któremu podlegali. Patroni decydowali o organizacji życia dworskiego, rytmie dnia i wszelkich rozrywkach, pracach i podróżach oraz obowiązkach służby. Od służby dworskiej oczekiwano niezawodności w realizacji potrzeb dobrodzieja czy dobrodziejki, i gotowości do podjęcia zlecanych przez nich zadań. Liczebność dworów była dość zróżnicowana, wynosiła od kilkudziesięciu osób do około dwustu i wahała się w zależności od zamożności patrona czy patronki, a także czasu i miejsca ich pobytu. Dwory kobiece były znacznie mniejsze, a ich funkcje nieco odmienne, ale skład osobowy dworów był zbliżony i w przeważającej części opierał się na służbie męskiej.
U podstaw funkcjonowania dworów leżały przede wszystkim sprawy finansowe, które determinowały kwestie wielkości, liczebności i zamożności magnackich dworów. Stąd większość spraw, w tym ekonomicznych, zlecano osobom zaufanym, stojącym najwyżej w hierarchii urzędniczej – marszałkom, podskarbim, bądź ochmistrzom. Mimo to wszelkie decyzje podejmowali właściciele dworu, oczekując od zależnych od siebie urzędników starannego rozliczenia z wykonywanych poleceń. Pozycja wyższych urzędników dworskich była uprzywilejowana, nie oznaczało to jednak, że ludzi ci spotykali się z pobłażliwością swoich dobrodziejów. Stanisław Kazimierz Bieniewski (1610-1679/80?), wojewoda czernihowski, zapisał w swojej sylwie – „starszy sługa powinien wiedzieć o wszystkich oficjalistach i przestrzegać, aby każdy z nich swojej powinności dość czynił, żeby przystojnie, porządnie i wiernie co do niego należy sprawował i żeby nikogo nie krzywdził”. Do jego kompetencji należało uzupełnienie składu dworu o odpowiednich ludzi, po uprzedniej konsultacji i akceptacji patronów. W zależności od wielkości dworów „starszy sługa” miał nadzorować powinności niższej służby – hajduków, pokojowców, lokajów, garderobianych, kredensarzy, kucharzy, piekarzy i kluczników, „najrzeć” do spiżarni, piwnic i stajni. Czuwać nad życiem całego dworu i zdawać szczegółowe raporty z wydanych produktów spożywczych, korzeni i napojów, „powinien z szafarzami porachować się i generalny regestr ekspens chlebowych i wszelkich kuchennych, nawet i jarzyny, specyfikować”. Nadzorował również wypłatę świadczeń, czy to w naturaliach czy w gotówce, i przydział „barwy”, czyli odpowiedniego stroju, ale bez zgody dobrodziejów i ich podskarbiego niemożliwe były jakiekolwiek decyzje finansowe. Ludzie sprawujący odpowiedzialne urzędy dworskie oczekiwali jednak od swoich protektorów wysokich wynagrodzeń, o czym przekonała się Elżbieta z Branickich Tarłowa, wojewodzina sandomierska. Jej sługa Józef Aupakon w 1744 roku informował dobrodziejkę – „Do Pałacu gospodarza doskonałego, aby skontraktował, dostać niepodobna, którykolwiek się zaś trafia, to pretenduje zapłaty, jak w innych pałacach biorą”.
W organizacji dworu niezwykle istotna była hierarchiczność urzędów dworskich, odwzorowująca układy naśladujące otoczenie królewskie. Podskarbi dworski zawiadywał pańskim skarbem, a zatem wszelkimi ekspensami i przychodami patrona. Dbał o kosztowne przedmioty – złoto, srebra, pieniądze, szaty, futra, obrazy, kobierce, biblioteki i cenną broń. Kuchmistrz pilnował ludzi i sprzętów kuchennych, a szafarz spiżarni i pańskich piwnic, zaś koniuszy dworskich stajni, wozów i karet. Gradację dworskich ludzi, urzędników i służby jasno odzwierciedla zapis w sylwie Bieniewskiego, który wyznaczył miejsce poszczególnym oficjalistom dworskim. I tak rolą kredensarzy było, „aby statki jak najśliczniejsze mieli”, a nade wszystko dbali o porządek w sprzętach i obrusach, a także pilnowali, by „na służnym stole, aby talerz cynowy nie postał nigdy, tylko drewniany”, co jasno określało pozycję niższej służby.
Oficjalistą dworskim, od którego surowo wymagano przestrzegania porządku i dbałości o pańskie rzeczy, był starszy pokojowiec. Stanowisko niezbyt eksponowane, choć ważne, gdyż w przydziale jego obowiązków pojawiał się nakaz pieczołowitego doglądania strojów i bielizny pańskiej. Pokojowiec miał czuwać nad tym, aby „w pokoju […] jak najśliczniej zawsze było, żeby swądu nie było, pajęczyny, okna, żeby wychędożone pięknie, stół, krzesła, stołki, ławy, obrazy, strzelba pokojowa, ładownica, amelika, żeby buty, ubranie, suknie zawsze były wychędożone i żeby gdzie trzeba poprawiono tak futra, jako i sukien”. Stale w otoczeniu patronów przebywali ludzi młodzi, czasem zaledwie kilkuletni, wywodzący się spośród szlacheckich synów, pełniący reprezentacyjną funkcję paziów. Wymagano od nich dobrej prezencji, grzeczności i układności, co nie zawsze było rzeczą oczywistą. Sługa z otoczenia Elżbiety z Branickich Tarłowej, wojewodziny sandomierskiej, skarżył się swojej dobrodziejce, że nie może spełnić jej oczekiwań – „miałem także pazia dla JW. JM Pani Dobrodziejki i prezentowałem JW. Dobrodziejowi, ale mu odradzili i kontent był JW. Dobrodziej, teraz ciężko co dobrego”.
Mniej liczebna, choć stale obecna na dworach, była służba żeńska. Poza damami i pannami do towarzystwa, czyli tzw. fraucymerem, podlegającym ochmistrzyni, sporą grupę stanowiły najniżej sytuowane służące, praczki, kuchty i panny kuchenne, szwaczki czy pomywaczki. Odgrywały one ważną, choć niedocenianą rolę. Kobiety te zatrudniane zwykle czasowo i za najniższe wynagrodzenie, często mieszkające kątem we dworze, w zamian za posługi, wywodziły się z najuboższych środowisk miejskich lub wsi należących do pańskich majątków. Część należności wypłacano im zwyczajowo w naturze – w zbożu, płótnie, bądź chlebie i piwie, a część gotówką (np. „Halka, mamka do Balbiny lat 2 niedziel 9, zł 139,11”). Dodatkową gratyfikacją były rzeczy noszone niegdyś przez ich dobrodziejkę, które ze względu na zużycie oddawano do przeróbki. Zdarzało się jednak, że dla służby szyto fartuchy, spódnice, kontusiki, darowano buty czy kożuchy lub wypłacano ich równowartość. Na niektórych dworach był to stały element wynagrodzenia dla służby, wyraźnie określony w regestrach. W źródłach osoby należące do niższej służby wymieniane są zaledwie z imienia, miejsca pochodzenia lub według wykonywanej profesji – „Zośka praczka”, „Hanka kuchta”, „dziewczyna od palenia w kominie” czy „Wicek z Czernelicy, foryś” – co wskazywało często na fakt anonimowości tych ludzi i lekceważenia ich pracy, mimo jej niezbędności. Trudno niekiedy ustalić dokładne pochodzenie tej grupy służby, zależało ono głównie od miejsca funkcjonowania dworu (u Woroniczów byli to np. Rusini – Iwan, Fedor, Kiryk, Tatiana). Sezonowe zatrudnienie tej grupy służących wiązało się najczęściej ze szczególnymi okolicznościami np. ceremoniami dworskimi i zwiększeniem liczby gości czy pojawieniem się w rodzinie dzieci i koniecznością zapewnienia im dodatkowej opieki – piastunek i mamek. Pozbywano się ich, kiedy życie dworu powracało do codziennego rytmu lub kiedy dzieci dorastały, a tylko nieliczne osoby, które zdobyły zaufanie dobrodziejów, zostawały we dworze na dłużej. Krótkoterminowe zatrudnienie służby powodowało jej znaczną rotację, podobnie jak w przypadku najniżej sytuowanej służby żeńskiej, czyli praczek i kucharek, których mobilność była szczególnie duża, a możliwości pozyskania dobrej praczki ograniczone. Bywało też, że niższa służba żeńska padała ofiarą przemocy domowej i seksualnych napaści ze strony służących-mężczyzn, a nawet samych patronów. Jadwiga z Jabłonowskich Woroniczowa (1719-1769), kasztelanowa kijowska, drwiła ze swojego przyjaciela Ignacego Woronicza, miecznika owruckiego, namawiając go do małżeństwa – „a czas by i o praczkach zapomnieć i postronnych, o cudzych, a mieć własną swoją [żonę]”.
Wśród żeńskiej służby, która pojawiała się stale lub okazjonalnie na kobiecym dworze, warto odnotować zwłaszcza wspomniane praczki, które choć nisko opłacane i pogardzane, zajmowały tu ważne miejsce. Niskie zarobki praczek i duża odpowiedzialność za powierzone im rzeczy były być może przyczyną ich częstej rotacji. Trzy praczki zatrudniała księżna Jadwiga Woroniczowa, a jedna z nich – „Marianna rodem z Buska” – pozostawała na usługach księżnej aż osiem lat, pobierając wynagrodzenie równe garderobianej (100 zł), dwie pozostałe pracowały zaledwie kilkanaście miesięcy. Dla porównania „Maryśce, gospodyni folwarcznej za trzy ćwierci roku” zapłacono 5,15 zł. Elżbieta Sieniawska zlecała pranie delikatnych strojów zakonnicom, wizytkom warszawskim, obawiając się być może oddania cennych materii w nieprofesjonalne ręce.
Na większości dworów zatrudniano też szwaczki, którym w przeciwieństwie do wykwalifikowanych krawców powierzano proste szycie i reparację chust, obrusów i tańszych ubrań. Profesja krawca wymagała wysokiej specjalizacji i rzadko zatrudniano ich na dworze, zlecając często szycie żydowskim specjalistom. O tym, jak trudno było pozyskać odpowiedniego fachowca, świadczy chociażby list Cecylii Adelajdy z Radziwiłłów Dąmbskiej, marszałkowej nadwornej koronnej, która poszukiwała sługi, „który by umiał krawiecką białogłowską robotę, bo tu przytrudno o takiego z Warszawy”. Marianna z Lubomirskich Sanguszkowa (zm. 1729), marszałkowa wielka litewska, wypytywała o krawca aż w Królewcu, chcąc sprowadzić go na swój dwór. Przynajmniej trzech krawców „białogłowskich” zatrudniała Elżbieta Sieniawska, kasztelanowa krakowska, a do tego wysoko opłacanego szewca Lafourcade’a, który szył dla niej buciki i patynki.
Czasem pojawiały się wśród żeńskiej służby hafciarki lub koronkarki zatrudniane w dworskich manufakturach i specjalnie w tym celu przyuczane do zawodu. Wykształcenie wyspecjalizowanego rzemieślnika wymagało jednak czasu i nakładu kosztów, a niekiedy podjęcia ryzyka, czy przyuczony człowiek nie porzuci służby. Stąd bardzo dbano, by związać tych ludzi z dworem, podnosząc im wynagrodzenie lub osiedlając w swoich dobrach, a nawet przymuszając do małżeństwa. Człowiek obarczony rodziną rzadziej zmieniał miejsce osiedlenia. Franciszka Teodora Tarłowa, wojewodzina smoleńska pisała do Elżbiety Sieniawskiej, kasztelanowej krakowskiej o kobierniku, o którego „każę się pytać o tego, com go ja dawała uczyć, nasz on jest z Zakliczyna, był w Bieczu, jakom go wolnym uczyniła, więc gdy tam jadę, jeżeli się nie ożenił, to go przysposobię do usług WMM Państwa”. Marianna Tarłowa, starościna skalska, finansowała edukację jednej ze swoich panien: „dałam na naukę Annę dziewczynę do pani Paszyński, to jest szyć, pończochy robić, cyrować, szydełkową robotę doskonale, katechizmu, pacierza, polskiego, siatek [uczyć się], za to na cały rok z wiktem i omastą zł 100”.
Do prostych prac kuchennych zatrudniano kuchty, kuchcików, podkuchenne i pomywaczki, rzadko zlecając im bardziej odpowiedzialne funkcje. Zajmowały się przygotowaniem produktów do dalszej obróbki, gotowaniem prostych potraw, zmywaniem „statków”, czyli naczyń kuchennych i stołowych. Zaufanym i wyżej stojącym w hierarchii społecznej kobietom powierzano nadzór nad komorą i spiżarnią (szafarki, kredencarki), apteczką domową (zielarki, panny apteczne) czy kafeterią (panny kawowe).
Nieco inaczej traktowano garderobiane i panny pokojowe, które miały bliski kontakt z patronką, doglądając codziennej toalety swojej dobrodziejki, jej strojów, koronek, pończoch, bielizny (chust), peruk i drobnej biżuterii. Garderobiane i pokojówki czuwały nad osobistymi rzeczami magnatki, doglądały skrzyń, kufrów i pudeł, w których przechowywano jej stroje, koronki i przedmioty codziennego użytku. Dwie garderobiane zatrudniała kasztelanowa kijowska Jadwiga Woroniczowa, płacąc im po 100 zł rocznie. Od zatrudnianych dziewcząt wymagano referencji w obawie przed ich niesumiennością czy kradzieżą powierzanych im cennych przedmiotów. Już Jakub Kazimierz Haur (w dziele „Oekonomika ziemiańska generalna”, po raz pierwszy wydanym w 1675 roku) naciskał, „żeby żadnego czeladnika albo sługi nie przyjmowano, póki by wprzód o sobie słusznej nie uczynił sprawy”.
Mimo że służba na pańskim dworze wydawała się z wielu względów opłacalna i prestiżowa, nie wahano się jej porzucać. Nie wszyscy spośród zatrudnianych pracowników spełniali oczekiwania dobrodziejów i z tego powodu byli odprawiani ze służby. Największe problemy sprawiali zwykle rzemieślnicy i najniższa służba. Nieterminowość wykonywanych prac, pijaństwo, burdy i kłótnie, drobne kradzieże i niechlujstwo było powodem pozbywania się pracowników. Ludzie tacy rzadko wiązali się na stałe z pańskim dworem, odchodząc po kilku latach, a nawet miesiącach, zrywając kontrakty bez wytłumaczenia się, a czasem dopuszczając się kradzieży. Jakub Antoni Dunin (zm. 1730) z radością zawiadomił żonę Mariannę z Grudzińskich, że udało mu się znaleźć kowala, który „i rzemiosło ma dobrze robić, i za sternika zda się, chodził kilka razy do Gdańsk, każ mu tam moja Panienko dać mieszkanie, w której wsi i cokolwiek na pożywienie, póki się nie zapomoże. Referendarz koronny szybko jednak zmienił zdanie i jeszcze w tym samym liście odnotował – „już tam nie będzie, bom zrozumiał, że hultaj, jakom go obaczył”.
Najniższe miejsce wśród służy dworskiej zajmowali różnego rodzaju posługacze i posługaczki, którzy choć najniżej opłacani i często pogardzani, pełnili ważną rolę w życiu swojego pracodawcy, usługując mu bezpośrednio. Taką funkcję pełnił obecny na każde wezwanie dobrodzieja, wojewody czernihowskiego Bieniewskiego, „chłopiec mały, żeby przestrzegał stołka, urynału, plunicy”. Wielu wzdragało się przed wykonywaniem najniższych posług, więc zatrudniano do nich ludzi niskiego stanu, dla których służba na dworze była nadzieją na awans społeczny. Znamienne są słowa jednego z ludzi zatrudnionych przez podkanclerzynę litewską Konstancję z Potockich Szczukową, szlachcica, który miał towarzyszyć jej synom w zagranicznej podróży edukacyjnej, a przy okazji zdobyć wraz z nimi wykształcenie. Tenże szlachcic, Franciszek Biernacki, skarżył się protektorce, że niczego się nie nauczył, gdyż preceptor podkanclerzyców traktował go jak sługę i zmuszał go do uwłaczającej jego godności pracy – „alem się ja niczego nie uczył, tylko żem pisał JMPu Młockiemu, to moja nauka była, a przy tym niemal cała robota na mnie położona była, podskarbim byłem, kamerdynerem, perukarzem, i chłopcem, regestram pisał, a rachować nie umiałem. Nieraz w zimie w piecu uczyłem się palić, w kuchni talerze pomywać, izby, sień, kuchnie niemal codziennie wymiatać, suknie chędożąc, o chustach wiedzieć, pończochy naprawiać, Ichmciów przestrzegać, notować, i skarżyć i wypisać trudno, bo ledwie mi już głowy stawało”.
Na każdym dworze zatrudniano służbę stajenną – koniuszych, masztalerzy, forysiów, woźniców i furmanów – których zadaniem było dbać o pańskie stada, psiarnie i wozownie. Rzecz ciekawa, że w tej grupie niższej służby dworskiej spotykamy znacznie mniejszą mobilność niż wśród „służby domowej”. Przykładem niech będzie Jędrzej Hadamaka z Trojanowa, masztalerz Jadwigi Woroniczowej, który pozostawał na jej usługach przez dwadzieścia lat. W ten sposób kształtowała się kategoria „starego sługi”, którego z patronem czy patronką łączyły specyficzne więzy emocjonalnie. Ludzie ci najczęściej dożywali swoich dni na dworze, wynagradzani za wierność dożywotnią opieką.
Na usługach dworu pozostawali też ludzie zamieszkujący w dobrach patronów – oficjaliści dworscy, ekonomowie, dzierżawcy, robotnicy sezonowi zatrudniani do prac zleconych (budowlanych, remontowych czy ogrodowych), bez których funkcjonowanie dworu byłoby ograniczone. Warto tu zwrócić uwagę na żony dworskich administratorów i oficjalistów, które piekły pierniki, smażyły konfitury i wyrabiały soki, kisiły kapustę, wytwarzały nalewki, słodkie „konfety” i rozmaite specyfiki na potrzeby swoich dobrodziejów, mimo że formalnie nie należały do dworskiej zbiorowości. Powierzano im drobne naprawy, szycie czy pranie bielizny. Wspierały tezżswoich mężów w ich obowiązkach wobec dworu.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.