Wiosną 1674 r. powszechnie uznawano, że o wyniku elekcji zdecydują dwa stronnictwa: prohabsburskie Paców, które optowało za Karolem Lotaryńskim, i profrancuskie Jana Sobieskiego, popierające oficjalnie Kondeusza lub młodego księcia neuburskiego Jana Wilhelma. Na początku maja Sobieski uświadomił sobie, że w takim stopniu zdominował stronnictwo francuskie w Rzeczypospolitej, że Francja musi zaakceptować każdego króla, do wyboru którego doprowadzi marszałek i hetman, nawet gdyby miał to być... on sam. Mógł być pewien poparcia innych polityków stronnictwa francuskiego. Chociaż większość z nich, również najbliższych współpracowników Sobieskiego, była przeciwna jego kandydaturze, musieli się z nią godzić, nie chcąc popaść w polityczny niebyt w przypadku zwycięstwa popieranego przez Austrię księcia lotaryńskiego. Sytuacja układała się również pomyślnie dla marszałka w stronnictwie prohabsburskim, które nie było monolitem. Duża grupa senatorów niechętnie spoglądała na dominującą rolę Krzysztofa i Michała Kazimierza Paców. Główny sternik nawy państwowej podkanclerzy koronny Andrzej Olszowski, doceniając militarne osiągnięcia Sobieskiego i jego znaczenie w państwie oraz obawiając się ewentualnej wojny domowej, nie zamierzał popierać księcia Lotaryngii za wszelką cenę.
Sobieski zdawał sobie sprawę z tych sprzyjających mu okoliczności. Głównym jego celem była neutralizacja najbardziej mu wrogiego ugrupowania Paców, które od początku bezkrólewia domagało się wykluczenia z grona kandydatów jakiegokolwiek „Piasta”, co było skierowane wyraźnie przeciw Sobieskiemu. Udało mu się to w dużym stopniu osiągnąć poprzez sprowokowanie awantury, która skłóciła liderów stronnictwa prohabsburskiego. Podległy marszałkowi stanowniczy wyznaczył księciu Konstantemu Wiśniowieckiemu kwaterę już zajętą przez wojewodziców witebskich Chrapowickich. Doszło do bijatyki, w którą zaangażowała się także piechota marszałka wielkiego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego, stając po stronie Chrapowickich. W rzeczywistości był to oddział hetmana Paca, który użyczył go swemu stronnikowi Połubińskiemu na czas elekcji. Książę Konstanty ledwie uszedł z życiem z tej bitwy. Od tej pory wraz z bratem Dymitrem (hetmanem polnym koronnym) rozpoczął gwałtowne ataki na Paców, a posłowie litewscy dotąd uporczywie domagający się ekskluzji „Piasta”, teraz sami zmuszeni zostali do przejścia do defensywy wobec żądań Wiśniowieckich i posłów koronnych pozwania przed sąd kapturowy winnych i ich przykładnego ukarania. Sąd kapturowy zdominowany przez stronników Sobieskiego był posłusznym narzędziem w jego rękach, stąd też wyrok, jaki zapadł w noc poprzedzającą elekcję, był dla Paców niezwykle niekorzystny: oddział ich piechoty miał zostać poddany decymacji. To także miało być przed samą elekcją środkiem nacisku na głównych oponentów – decyzja, czy wyrok zostanie wykonany, czy też nastąpi ułaskawienie, należała tylko do Sobieskiego.
Nie zaniedbał on także innych przygotowań. Łącząc urzędy hetmana i marszałka, mógł legalnie sprowadzać pod Warszawę swoje oddziały wojskowe. Prawo zabraniało hetmanom wprowadzania wojsk wewnątrz Rzeczypospolitej, zwłaszcza na pole elekcyjne, jednak w tym wypadku oddziały te stawały się siłami urzędu marszałkowskiego. Choć przebywały legalnie w pobliżu pola elekcyjnego, to już ich użycie w decydujących dniach elekcji nie było zgodne z prawem. Już wcześniej podczas obrad sejmu żołnierze posuwali się do wywierania otwartej presji na izbę poselską. Jeden ze świadków tak opisał przeddzień elekcji: „promy i w górze, i w dole Wisły potopiono i piechotami miasto i cekhauz osadzono, także ludzi wojskowych co noc przybywa”. Stojące w pewnej odległości od Warszawy wojska otrzymały rozkaz marszu ku miastu. W nocy z 18 na 19 maja oddziały marszałka obsadziły most przez Wisłę lub – według innej relacji – most został po prostu zerwany. Przez to Pacowie, których kilkutysięczne wojska stały na prawym brzegu rzeki, zostali pozbawieni wsparcia militarnego na polu elekcyjnym, pozostali bezbronni wobec wojsk Sobieskiego i w efekcie byli bardziej skłonni do zaakceptowania niekorzystnego dla siebie wyniku elekcji.
Żołnierze w znaczący sposób przyczynili się do wyboru na króla swego wodza naczelnego. Za każdym razem, gdy podczas deklaracji województw padało nazwisko Sobieskiego, żołnierze podnosili radosne okrzyki i nawet, gdy w niektórych województwach na hetmana padła jedna „kreska”, a na innych kandydatów po kilkadziesiąt, to i tak okrzyki na cześć Sobieskiego brzmiały nieustannie, zagłuszając przeciwników i odbierając im chęć do walki. Autorzy wielu diariuszów podkreślają element zastraszenia przez żołnierzy szlachty, która w końcu zgodziła się na wybór hetmana i marszałka. Najdłużej opierali się Pacowie, ale oni też po całodziennych negocjacjach, w których Sobieskiego wspierał szeroki strumień francuskich liwrów, zgodzili się na nowego władcę.
I tak Jan Sobieski, działając czasem na granicy prawa, a czasem wręcz ją przekraczając, zasiadł na tronie Rzeczypospolitej.