„Z duszy i ciała jest Francuzem” – taką opinię o Stanisławie Auguście wyraził w roku 1775 król pruski Fryderyk II. Odnosi się ona oczywiście do politycznej orientacji polskiego władcy, a nie do jego upodobań kulturalnych, niewątpliwie również skierowanych m.in. ku Francji. Korzystając z dorobku historiografii oraz dodając pewne nowe elementy, należałoby wskazać pokrótce potwierdzające tę opinię działania Stanisława Augusta.
Wiemy, że jeszcze jako kandydat do tronu Stanisław Antoni Poniatowski konferował, wprawdzie bezowocnie, z francuskim rezydentem w Warszawie Pierrem Hennin. Dyplomacja francuska wspierała jednak przeciwny mu obóz. Jej sprzeciw wobec elekcji kandydata Czartoryskich i Rosji przybrał formę zerwania stosunków dyplomatycznych z Rzeczpospolitą. Ambasador Paulmy wraz z całym swym personelem opuścił Warszawę latem 1764 roku. Nie zraziło to nowego króla, który zabiegał o notyfikację swego wyboru w Wersalu, co rzeczywiście nastąpiło w dwa lata później. Nie mając oficjalnie akredytowanego przedstawiciela u dworu Króla Arcychrześcijańskiego, wysyłał tam jednak w misjach bez jakiegokolwiek tytułu swych zaufanych: Karola Schmidta, barona de Saint-Pola i Joachima Chreptowicza. Szczególnie trudno było Stanisławowi Augustowi wpłynąć na dwór wersalski w czasach konfederacji barskiej, gdy francuskim ministrem spraw zagranicznych był diuk de Choiseul. Chcąc szkodzić Rosji, wspierał on usilnie pieniędzmi i wojskowymi ekspertami konfederatów. Przyzwolenie dyplomacji francuskiej zachęciło ich do ogłoszenia aktu bezkrólewia. Wojownicza, także względem Wielkiej Brytanii, polityka Choiseula sprowadziła na niego niełaskę ostrożnego u schyłku życia Ludwika XV, a w konsekwencji – dymisję. Następca – diuk d’Aiguillon był o wiele przezorniejszy i mniej skłonny do ryzyka. Sprzyjał on, dążąc do umocnienia pokoju w Europie, pojednaniu pomiędzy konfederatami a niedoszłą ofiarą ich zamachu – Stanisławem Augustem. Do pojednania nie doszło, ale głos polskiego króla w związku z rozbiorem w roku 1772 słuchany był w Wersalu uważniej.
W kwietniu tego roku stałym przedstawicielem Stanisława Augusta nad Sekwaną uznano generała Moneta. Ten były domownik Czartoryskich kierował wówczas kancelarią tzw. „sekretu królewskiego”. Jego rola polegała na udostępnianiu kopii listów od polskiego króla zarówno szefowi sekretu hrabiemu de Broglie, jak i ministrowi spraw zagranicznych. Na podstawie tej lektury de Broglie nabrał przekonania, o czym donosił Ludwikowi XV, że Stanisław August w przeddzień sejmu rozbiorowego działa w „doskonałym porozumieniu” z Katarzyną II. Jego postawę i wypowiedzi uważał za „podejrzane”, a więc opozycję polskiego monarchy względem rozbioru widział jako grę pozorów. Misja z wołaniem o pomoc Francji, zlecona przez króla Ksaweremu Branickiemu, była, zdaniem szefa sekretu, uzgodniona z Rosją. Także Monet zachował dystans wobec swego zleceniodawcy. W liście do d’Aiguillona z początku roku 1773 określił wybór ówczesnego królewskiego faworyta do misji we Francji jako „niewytłumaczalny”. Nie osiągnęła ona zresztą powodzenia. Nie zraziło to chyba ostatecznie Stanisława Augusta. Świadczyłaby o tym wzmianka w jego pamiętnikach o planowanej w maju 1773 roku ucieczce do Francji. Miałaby ona uchronić go przed wymuszonym podpisaniem rozbioru. Król, jak twierdził, przygotował przez pośredników trzy paszporty od jednego z posłów państw rozbiorowych dla trzech kupców. W podróży skromnym pojazdem przez Śląsk, Czechy i Bawarię do Wersalu towarzyszyć mu mieli tylko generał Byszewski i kamerdyner Ryx. Wybór marszruty sugerowałby, że wystawcą fałszywych paszportów musiał być poseł austriacki – Revitzky. Do ucieczki jednak nie doszło, bowiem do polskiego monarchy dotarła zapowiedź Stackelberga, że, gdyby sejm uchwalił królewską wersję pełnomocnictw dla delegacji, ogłosi nazajutrz królem Augusta Sułkowskiego. Wojewoda gnieźnieński usankcjonowałby pod nieobecność legalnego monarchy traktaty rozbiorowe. Nie ma oczywiście pewności, czy całej tej historii Stanisław August nie wymyślił później na użytek potomnych, aby zaświadczyć o swej woli oporu, bowiem tę część pamiętników spisał dopiero po abdykacji w roku 1795.
O nieponiechaniu przez Stanisława Augusta rachub na Francję świadczą również jego nieudane zabiegi w styczniu 1774 roku namówienia do zasiadania w Radzie Nieustającej Andrzeja Mokronowskiego, który był filarem dawnego stronnictwa profrancuskiego. Dwa miesiące później Branicki udał się do Petersburga. Przed wyjazdem przez nieoficjalnych francuskich rezydentów w Warszawie, Géraulta i Jakubowskiego, proponował diukowi d’Aiguillon, że na dworze Katarzyny II będzie pracował nad zbliżeniem francusko-rosyjskim wymierzonym przeciwko Prusom, które dokonały właśnie aneksji ponadtraktatowych w Polsce. W tym celu znosić się miał nad Newą z posłem francuskim Durandem, uważanym za sympatyka Polski. Trudno przypuszczać, aby Branicki złożył taką ofertę Francuzom bez wiedzy Stanisława Augusta, z którym podówczas był jeszcze blisko. Nie znamy odpowiedzi ministerstwa spraw zagranicznych, ale można przypuszczać, że propozycję zignorowano.
Wkrótce później, wraz ze śmiercią Ludwika XV resort ten objął hrabia de Vergennes. Zerwał on z antyrosyjską linią swych poprzedników, co natchnęło Stanisława Augusta nadzieją wykorzystania zbliżenia się do Francji celem wzmocnienia swej pozycji w ramach protektoratu rosyjskiego. Nadziejom tym sprzyjał Stackelberg, upatrując w przyciągnięciu zwolenników Francji czynnik sprzyjający orientacji rosyjskiej w Polsce. Tendencje te znalazły ukoronowanie w powierzeniu laski marszałkowskiej sejmu roku 1776, na którym Stackelberg dopuścił do wzmocnienia pozycji króla, przez Mokronowskiego. Niemniej, Vergennes nie zamierzał kontynuować tradycji „sekretu królewskiego” i odbudowywać wpływów francuskich w Polsce, uznając ją za wyłączną domenę Rosji, nawet jeśli bolał nad faktem rozbioru. Nastawienie to przetrwało nie tylko śmierć Vergennesa w 1787 roku, ale i upadek Ancien Régime’u. Mimo, że, jak widzieliśmy, stosunek kolejnych sterników francuskiej dyplomacji do Stanisława Augusta zmieniał się od zdecydowanie niechętnego przez ostrożnie życzliwy do obojętnego, to polski król podejmował pewne zabiegi, zmierzające do jego zmiany na swoją korzyść. „Fakty przemawiają na moją obronę, pisał w marcu 1773 do generała Moneta Stanisław August, i przez nie – to chcę być usprawiedliwionym, co prawda nie w opinii publicznej, która powstaje z czczych sądów ludzi rozpróżniaczonych i niechętnych, lecz w opinii dworów, które mi mogą dopomóc”. Czy możemy wierzyć lekceważącej opinię publiczną ocenie króla, odebranej zapewne chętnie przez rzeczywistego adresata listu, ministra d’Aiguillona? Oczywiście nie. Przeciwnie, wiele wskazuje, że Stanisław August doskonale zdawał sobie sprawę z roli opinii publicznej we Francji i jej wpływu na koła rządowe w Wersalu. W najnowszej historiografii zdobywa sobie uznanie teza, że zjawisko opinii publicznej w nowy sposób dostrzegła ekipa rządowa diuka de Choiseul w latach wojny siedmioletniej, pobudzając patriotyczne uczucia Francuzów przeciwko Anglii. Dyrektor wydawnictw, słynny protektor Encyklopedii Malesherbes, w memoriale z roku 1759 dokonał przeglądu daremnych działań władz wobec antyrządowych pism od czasów Ligi po panowanie Ludwika XV. Przestrzegał on ministrów przed pokusą stosowania wobec pamfletów jedynie zakazów. Przekonany był, że nie uda się rządowi zapanować nad prasą w czasach, gdy, jak twierdził, wszyscy, łącznie z chłopami, potrafią czytać a każdy ma za punkt honoru umieć myśleć.
Skutkiem tego przekonania było utrzymywanie i kontrolowanie niezwykle wyrafinowanego systemu obiegu informacji. Działo się to równolegle ze zwiększeniem liczby cenzorów, prewencyjnie zapoznających się z treścią wszelkich druków. Na system ten składało się kilka elementów. Dwór i rząd w Wersalu tolerował, a nawet skrycie inspirował gazetki pisane. Przede wszystkim jednak używał stale sięgających jeszcze czasów kardynała Richelieu przywilejów na wydawanie czasopism. Utrzymywano nadal monopol trzech koncesjonowanych przez rząd czasopism. „Gazette” poświęcona była polityce, przede wszystkim zagranicznej. Wiadomości wewnętrzne dotyczyły ceremonialnej strony życia publicznego. Tytułem przykładu można powiedzieć, dla interesującej nas tu epoki, że ktoś, kto chciałby w czasopiśmie tym przeczytać o aferze z naszyjnikiem królowej w roku 1785 doznałby całkowitego zawodu. „Journal des savants” pisał natomiast o nauce, a „Mecure de France” o literaturze. Ten klarowny system był w praktyce bardziej złożony, bowiem dopuszczano publikację licznych innych czasopism, ale pod warunkiem opłacania przez nie odszkodowania tytułom uprzywilejowanym.
W ostatnim roku wojny siedmioletniej dokonano znaczącej reformy „Gazette”, która od początku 1762 ukazywała się pod tytułem „Gazette de France”. Nie była to tylko zmiana kosmetyczna. Gazeta ta, wydawana od 1631 roku stale pod nadzorem sekretariatu stanu do spraw zagranicznych, przeszła od tego momentu na jego własność. Oznaczało to oczywiście wzmożenie kontroli tego resortu nad redakcją. Zyski z jej rozpowszechniania przeznaczono m.in. na opłacanie usłużnych względem władz literatów. Równolegle jednak rząd w roku 1759 dokonał reformy taryf pocztowych, zmniejszając je dla zagranicznych czasopism o 70%. Chodziło tu o obecne na francuskim rynku od schyłku XVII wieku francuskojęzyczne gazety polityczne, publikowane wprawdzie w Holandii i Północnych Niemczech, ale przeznaczone dla zagranicznego czytelnika. Z naszego punktu widzenia reforma ta przedstawia się paradoksalnie, bowiem tytuły te zamieszczały często informacje niewygodne dla władzy. Od czasów Choiseula rząd wolał jednak wpuszczać je szerokim strumieniem na swoje terytorium, strasząc jednocześnie tego zakazem. W ten sposób zyskiwał narzędzie wpływu na ich treść. Redakcje bowiem obawiały się utraty tego najważniejszego rynku zbytu. W dawniejszej historiografii nazywano tytuły te prasą międzynarodową, kładąc nacisk na docieranie ich do intelektualnych i politycznych elit w całej Europie. Obecnie prasę tę nazywa się często kosmopolityczną, a ostatnio zaś peryferyjną. Wskazuje to na położenie i rolę tego rodzaju prasy właśnie wobec Francji.
Wiele wskazuje na to, że Stanisław August zręcznie poruszał się w tym systemie informacyjnym, chcąc poprzez opinię publiczną wpłynąć na politykę dworu wersalskiego wobec swej osoby i Rzeczypospolitej. Całkowicie niezbadane pozostają działania polskiego króla wobec pierwszego opisanego tu ogniwa tego systemu, tzn. wobec gazetek pisanych. Mamy pewne poszlaki wykorzystywania ich poprzez salon jego paryskiej protektorki – Pani Goeffrin. Na wątek ten naprowadza rozpowszechnianie z jej polecenia odręcznych relacji pióra księdza Nicolasa Baudeau o zamachu na Stanisława Augusta. O kolportowaniu niedotyczących wszakże spraw polskich gazetek pisanych w kręgu salonu Pani du Deffand wspomina marginalnie Robert Darnton. Ten aspekt funkcjonowania salonów jest jednak jeszcze słabo rozpoznany nawet przez francuską historiografię. Kampania medialna rozwinięta przez Stanisława Augusta w następstwie zamachu na jego osobę konfederatów barskich pokazuje, że polski monarcha zdołał przemycić własną wersję wydarzenia na karty „Gazette de France”, reprezentującej punkt widzenia dyplomacji francuskiej od lat podkopującej podstawy jego tronu. Również w następnych latach mamy pewne ślady przekazywania materiałów propagandowych, wytworzonych przez królewski Gabinet za pośrednictwem konsula francuskiego w Gdańsku Gérarda z zamiarem publikacji w tym rządowym organie.
Tytułem przykładu można przywołać tu sprawę z przełomu roku 1772 i 1773. Gwałty popełniane wówczas przez zaborców w zagarniętych polskich prowincjach ilustrowała na kartach „Gazette de France” sprawa starosty lwowskiego, Jana Kickiego. Odmówił on złożenia przysięgi wierności austriackiej cesarzowej Marii Teresie, za co stracił starostwo wraz z płynącymi z niego dochodami. O sprawie powiadomił Stanisława Augusta. „Gazette de France” przytoczyła charakterystyczną odpowiedź polskiego monarchy. Jej wymowa wykraczała poza ten jednostkowy przypadek. Stanisław August wyraził swój „ból” na wieść, że obce mocarstwo pozbawiło jego poddanego urzędu i dochodów, gdy ten nie chciał popełnić zdrady i złamać danej swemu królowi przysięgi. Postawa Kickiego dla Polaków i im współczesnych stanie się, spodziewał się polski władca, wzorem do naśladowania. W jego poszukiwaniu nie będą się więc odtąd musieli odwoływać do historii „dawnych republik”. Stanisław August jawił się w tym kontekście nieoczekiwanie jako sympatyk republikańskich wartości i modeli zachowań. Podkreślał, że postępowanie lwowskiego starosty wynikało nie z wydanego od tronu rozkazu, lecz jego oświecenia i sumienia. Redakcja gazety nie dostrzegła więc w tej wypowiedzi elementów ideologii republikańskiej, a przynajmniej nie uznała ich za nie nadające się do publikacji. Być może bardziej zależało jej na upowszechnieniu, budującego zapewne dla zwolennika monarchii, świadectwa przywiązania lwowskiego starosty do swego władcy. Jednocześnie opublikowanie wieści w niekorzystnym świetle ukazujących postępowanie sojuszniczego formalnie mocarstwa redakcja nie uznała za niestosowne. Propaganda anty-rozbiorowa Stanisława Augusta zbiegła się we Francji z rządami tzw. Triumwiratu w latach 1771-1774. Ekipa ta, rozganiając frondujące wobec monarchii parlamenty, prowadziła restrykcyjną wobec wiadomości wewnętrznych politykę. W jej ramach ułatwiała natomiast dostęp czytelnikom do wiadomości zagranicznych, m.in. wypuszczając na rynek dwa poświęcone im czasopisma, zatytułowane fikcyjnie „Journal de Genève” (1772) i „Journal de Bruxelles” (1774). Ograniczenia wolności wypowiedzi we Francji, w tym szczególnym wypadku, sprzyjały więc poniekąd propagandzie Stanisława Augusta.
Protest starosty lwowskiego nie ma żadnego odbicia we francuskiej korespondencji dyplomatycznej, zatem musiała dotrzeć do redakcji „Gazette de France” inną drogą. List Stanisława Augusta do Jana Kickiego z 26 listopada 1772 r. opublikowała „Gazeta Lejdejska”, inspirowana wtedy intensywnie z polecenia dworu warszawskiego przez komisarza królewskiego w Gdańsku Aleksego Husarzewskiego. Nie można wykluczyć, że to właśnie za jej pośrednictwem trafił on na łamy francuskiego czasopisma. Datowanie przez „Gazette de France” wspomnianej korespondencji z Hagi mogło służyć zatarciu śladu wiodącego do konkretnej redakcji, ale zarazem wskazywać ogólnie źródło jej pochodzenia, tzn. międzynarodową lub, jak kto woli, peryferyjną prasę holenderską.
Kampania medialna na kanwie zamachu z roku 1771 rozpoczęła inspirację na szerszą skalę różnych francuskojęzycznych gazet międzynarodowych przez królewski Gabinet. W odniesieniu do redakcji holenderskich, z „Gazetą Lejdejską” na czele, rolę pośrednika odgrywał początkowo Husarzewski, następnie po jego śmierci w 1782 roku Fryderyk Ernest Hennig. W latach Sejmu Wielkiego rolę tę przejęło poselstwo polskie w Hadze. W odniesieniu natomiast do „Courier du Bas-Rhin” teksty do publikacji na jego łamach, niekiedy pisane ręką samego króla, Gabinet przesyłał bezpośrednio. Stanisław August chcąc trafić do francuskiego czytelnika skazany był poniekąd na prasę „peryferyjną” w sytuacji, gdy wpływowy krąg filozofów sekundował „rosyjskiemu mirażowi”, uosabianemu przez Katarzynę II i swemu „koledze” z Poczdamu - Fryderykowi II. Z punktu widzenia królewskiej propagandy holenderskie redakcje dysponowały ważnymi atutami. W urzędach pocztowych Republiki Zjednoczonych Prowincji celem ochrony tajemnicy handlowej nie dokonywano perlustracji korespondencji, tak jak czyniono to w innych krajach, gdzie interes kupców nie był pierwszoplanowy. Redakcje te były też dość odporne na naciski dyplomatyczne, jako że w ostatecznej instancji przekazywały je redaktorom magistraty, powiązane z nimi rodzinnie i kapitałowo.
Czytelnika tych tytułów zaskakuje bogactwo publikowanych przez nie wiadomości o Polsce. W odniesieniu do „Gazety Lejdejskiej” występowało ono szczególnie w latach Sejmu Wielkiego aż do upadku powstania kościuszkowskiego. Warto zadać pytanie o przyczynę atrakcyjności polskiego tematu dla jej redakcji. Wydaje się, że pociągał ją polski konsensus, uzyskany na drodze zbliżenia opozycji do króla, co uwieńczyła Konstytucja 3-ego Maja. Dla Jeana Luzaka, umiarkowanego monarchisty, był to wzór, który podsuwał francuskim czytelnikom, gdy ich kraj pogrążać się zaczął w rewolucyjnych wstrząsach. Wobec lat 1771-1787 nie ma jeszcze odpowiedzi na tak postawione pytanie. Można jednak wskazać pewne jej elementy. Dziennikarze holenderscy zachowywali, w przeciwieństwie do encyklopedystów i Woltera, nieufność wobec reżimu Katarzyny II. Wydawał się on im niestabilny, co wynikało z faktu dojścia do władzy imperatorowej drogą zamachu stanu. Przekonanie to umocniło w nich powstanie Pugaczowa, który ogłosił się carem Piotrem III. Wiemy, że przeciwdziałał temu wrażeniu usilnie poseł rosyjski w Hadze Dymitr Aleksiejewicz Golicyn. Stawką jego usiłowań było uzyskanie pożyczek w bankach holenderskich, koniecznych do prowadzenia wojny z Turcją w latach 1768-1774, a potem likwidacji jej skutków. Niekorzystny wizerunek Rosji na kartach holenderskich gazet mógł zniweczyć te starania. W tym kontekście udział Rosji w rozbiorze Polski umacniał przekonanie holenderskich dziennikarzy o awanturniczym charakterze polityki rosyjskiej, a to otwierało możliwości przed propagandą Stanisława Augusta. Ta ostrożnie przeze mnie stawiana hipoteza może dodatkowo objaśniać starania Rosji o przeprowadzenie operacji rozbiorowej w Polsce w sposób pozorujący jej legalność. Inne, jak się zdaje, motywy przyświecały Jeanowi Manzonowi – redaktorowi „Courier du Bas-Rhin”. W latach sejmu rozbiorowego kontakt z Gabinetem królewskim w Warszawie stanowił dla niego atrakcję przede wszystkim chyba, dlatego, że za jego pośrednictwem otrzymywał obszerne i liczne informacje z frontu rosyjsko-tureckiego. Gabinet dostawał je wprost od rosyjskiego poselstwa. Umieszczanie więc przez „Courier du Bas-Rhin” korespondencji z Warszawy w duchu propagandy stanisławowskiej mogło być więc rodzajem transakcji wiązanej, za którą dwór warszawski płacił wieściami frontowymi o dużej wartości rynkowej. Wzgląd ten mógł liczyć się też dla dziennikarzy holenderskich. Manzon jednak, w odróżnieniu od np. Jeana Luzaka, pobierał dodatkowo, wypłacaną przez Gabinet od roku 1775, pensję.
Dla Stanisława Augusta znaczenie propagandy poprzez prasę zagraniczną rosło proporcjonalnie do kurczenia się możliwości jego dyplomacji. „Najgorszą rzeczą w naszym położeniu, skarżył się Monetowi w roku 1783, jest to, że nie pozwala nam ono wzywać głośno poparcia państw, które są zainteresowane w bronieniu nas przed uciskiem”. Miał tu zapewne na myśli, zważywszy na adresata, Francję, ale pamiętać też należy, że wiele wytwarzanych przez Gabinet materiałów propagandowych trafiało równolegle do polskiej placówki dyplomatycznej w Londynie celem inspiracji prasy brytyjskiej. Interesujące zapewne wyniki mogłoby przynieść porównanie użytku, jaki z tych samych materiałów robiła prasa przeznaczona dla czytelników we Francji i Wielkiej Brytanii. Czy odmienność polityki zagranicznej tych państw oraz ich ustrojów politycznych miała na to wpływ?