Sukces odniesiony w 1621 r. pod Chocimiem, potwierdzony zawartym później traktatem, a także zamieszki wewnętrzne po śmierci sułtana Osmana II w maju 1622 r. zapewniały Rzeczypospolitej pokój ze strony państwa osmańskiego. Z powodu zaangażowania na innych frontach obaj dotychczasowi przeciwnicy nie zamierzali zakłócać tego pokojowego współistnienia. Jedynie najazdy tatarskie na południowo-wschodnie kresy oraz wyprawy kozackie na czarnomorskie wybrzeża Turcji i wmieszanie się ich w wewnętrzne walki na Krymie mogły zagrozić pokojowi. W 1630 r. oba państwa odnowiły traktat chocimski. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz ze śmiercią króla Zygmunta III Wazy i bezkrólewiem w Rzeczypospolitej, które stanowiło dogodną okazją do ataku na Polskę.
Najbardziej aktywni w tym czasie byli Rosjanie, którym zależało na powetowaniu sobie strat poniesionych w wyniku wojny w latach 1609–1619 (m.in. Smoleńska). Rosyjska dyplomacja podjęła starania, aby skłonić Turcję do jednoczesnego zaatakowania Rzeczpospolitej od wschodu i południa. Sułtan i wezyrowie nie zamierzali angażować się w bezpośrednią wojnę z państwem polsko-litewskim (Turcja wracała wtedy do stabilności po wielkiej rewolcie wojskowej) i za wszelką cenę chcieli zachować poprawne stosunki. Okazja jednak była bardzo kusząca. Zaangażowanie Rzeczypospolitej i jej armii w wojnę z Rosją oznaczało osłabienie obrony granic południowych i zwiększało nadzieję na łatwy sukces. Zadania – zapewne za wiedzą Porty – podjął się ambitny i skłonny do ryzykownych przedsięwzięć Mehmed Abazy pasza, sandżakbej Sylistrii, uznawany na dworze stambulskim za jednego z najzdolniejszych dowódców tureckich. Jego celem miało być opanowanie Kamieńca Podolskiego, potężnej twierdzy kresowej. Pasza nakłonił do współpracy obu lenników tureckich, hospodarów Mołdawii i Wołoszczyzny, oraz dowódcę ordy budziackiej Kantemira murzy. Oficjalnie akcja sandżakbeja sylistryjskiego odbywała się bez wiedzy i zgody Porty, sam zaś dowódca turecki tłumaczył w liście do hetmana Stanisława Koniecpolskiego, że wystąpił przeciwko Rzeczypospolitej z powodu wypraw kozackich, na nią zrzucając winę za naruszenie pokoju.
W czerwcu 1633 r. granice Polski przekroczył czambuł liczący ok. tysiąca ordyńców budziackich i złupił okolice Kamieńca. Na wieść o napadzie hetman Koniecpolski, zebrawszy ok. 2 tys. jazdy, ruszył w pogoń za Tatarami wycofującymi się z łupem i jeńcami. Uchodzący czambuł, przekroczywszy granice Mołdawii, poczuł się bezpieczny i zwolnił tempo ucieczki, ale hetman nie zaprzestał pogoni. Do starcia doszło 4 lipca koło Sasowego Rogu nad Prutem. Jazda polska odniosła zwycięstwo i wielu znaczniejszych Tatarów dostało się do niewoli, ponadto odebrano im łupy i jeńców wziętych pod Kamieńcem.
Zeznania jeńców potwierdziły raporty wywiadu o szykowanej wyprawie, dlatego Koniecpolski rozpoczął przygotowania do jej odparcia. Pod Kamieńcem Podolskim założył obóz warowny, w którym skoncentrował oddziały kwarciane wzmocnione przez Kozaków zaporoskich oraz nieco prywatnych wojsk magnatów kresowych.
Pod koniec września Abazy pasza na czele oddziałów tureckich, posiłkowych wojsk mołdawskich i wołoskich oraz Tatarów budziackich ruszył w kierunku granic Rzeczypospolitej. Otrzymawszy informacje o polskich przygotowaniach, rozpoczął rokowania z Koniecpolskim, chcąc uśpić czujność hetmana. Być może, widząc przygotowania polskie i wiedząc, że atak przez zaskoczenie się już nie powiedzie, chciał wycofać się z tej awantury. Jednak napływające informacje o niezadowoleniu sułtana i wielkiego wezyra z jego inicjatywy sprawiły, że Abazy uznał, iż jedynie spektakularny sukces uchroni go przed karą za naruszenie pokoju.
Najprawdopodobniej 20 października wojska Abazy przekroczyły Dniestr, a 22 października doszło do bezpośredniego starcia. Silny ogień polskiej artylerii zaskoczył przeciwników i załamał pierwszy szturm na warowny obóz polski. Podczas kolejnego Tatarom udało się nawet wedrzeć na polskie pozycje, zostali jednak wyparci. Wobec zaciętej obrony polskiego obozu, braku nadziei na sukces oraz wiadomości o nadciąganiu odsieczy kozackiej, Abaza postanowił zwinąć oblężenie i wycofać się w kierunku Dniestru. Po drodze oblegał i spalił niewielki zameczek w Studzienicy, broniony przez trzy dni m.in. przez miejscowych chłopów. Jedną z branek wziętych wtedy do niewoli, podobno niezwykłej urody, niefortunny dowódca starał się przedstawić sułtanowi jako córkę hetmana Koniecpolskiego. Miał się nawet z nią ożenić w Jassach podczas odwrotu spod Kamieńca, a ich synem był dowódca kozacki z czasów króla Jana III, pułkownik Andrzej Abazyn.
Sułtan Murad IV, który oficjalnie nie aprobował najazdu, ale po cichu mu sprzyjał, gotów był rozpocząć oficjalne działania wojenne. Jednak w obliczu niepowodzeń wyprawy oraz nadchodzących wiadomości o sukcesach polskich w wojnie z Rosją odciął się od ekspedycji. Abaza pasza próbował jeszcze nakłonić sułtana do szerszej akcji, lecz wobec koncentracji armii królewskiej opromienionej sukcesem pod Smoleńskiem było to nieskuteczne. Przybyły do Warszawy sułtański czausz Szahin aga przekonywał, że wyprawa była inicjatywą prywatną i nieporozumieniem, zabiegając o przywrócenie pokojowych stosunków między Rzecząpospolitą a Turcją. Obiecywał też surowe ukaranie winnego zamieszania. I rzeczywiście, nieudana wyprawa ściągnęła na Abazy paszę gniew sułtana i karę śmierci.
W wyniku pertraktacji w październiku 1634 r. obie strony zawarły układ pokojowy będący powtórzeniem traktatu zawartego po wojnie chocimskiej. Tym samym państwo polskie uratowało integralność swoich południowych granic. Warto zauważyć, że przebieg kampanii przypominał scenariusz takich wypraw z XIV i XV w., kiedy ekspansję prowadzili sułtanowie siłami pogranicznych bejów, którzy często samowolnie rozpoczynali wojny, najeżdżając pograniczne ziemie sąsiednich państw. Gdy odnosili sukcesy, otrzymywali wsparcie sił głównych i samego sułtana, ale w wypadku porażki turecki monarcha mógł się wszystkiego wyprzeć i winą za naruszenie pokoju obarczyć niesubordynowanego urzędnika.