O poszerzeniu zbiorów wilanowskich o kolejne dwa wyroby Ignacego Ceyzika zadecydował fakt, iż trzy naczynia jego autorstwa zapewne były obecne w Wilanowie już od 1832 r., a niezwykła rzadkość jego dzieł podnosi rangę kolekcji, w której się znajdą. Ich wartość nie wiąże się z wytyczaniem przez nie nowych dróg w rozwoju ceramiki, są bowiem wtórne (puchar odwołuje się do powszechnej w 4. ćwierci XVIII w. delikatnej kamionki bazaltowej Josiaha Wedgwooda i jego naśladowców). Stwarzając pozór imitowanego tworzywa dzięki barwie, nie spełnia jednocześnie jego wymogów technologicznych – nie jest wystarczająco twarde i spieczone, by pełnić funkcje użytkowe właściwe swemu wzorcowi. Skład materiału i szczegóły produkcji stanowią zagadkę, podobnie jak sam utalentowany twórca, którego niespokojne życie i uleganie pokusom łamania prawa zaowocowało dożywotnią rozłąką z ojczyzną.
Za fałszerstwa pieniędzy zesłano go na Syberię, gdzie mimo zmiennych kolei losu dał się poznać jako uzdolniony artysta wykonujący charakterystycznie zdobione główki fajek i naczynia, a także płaskorzeźbione plakiety i figurki. Zestawione na powierzchni wyrobów motywy reliefowe często w sposób symboliczny stanowią interpretację jego własnych burzliwych dziejów, co zjednywało mu opinię niesłusznie skazanego. Z pewnością przysłużyło się to do traktowania jego prac jako pamiątek, nabywanych z pobudek patriotycznych przez podróżników czy wracających do kraju zesłańców. Lecz doceniano też ich urodę, czego dowód dają wzmianki w literaturze, jak choćby ta w relacji Antoniego Rollego wydanej w 1884 r.: Fajka z czarnej, polerowanej gliny, o dnie błoniastem; zewnętrze dna tego bardzo przypomina jaszczurową skórę (peau de chagrin), a na tle owem misternem dziesięć umieszczono owadów i płazów, jest tu i mucha, i pszczoła, chrząszcz, wąż zwinięty w kółko, tak zwany robaczek świętojański i t.d., it.d. a wszystko wykonane ze zdumiewającą znajomością nauk przyrodzonych i z subtelnością, zdradzającą talent nie lada.
Barbara Szelegejd