Dnia 12 stycznia 1754 r. w lwowskim kościele dominikanek około godziny dwudziestej odbyły się zaślubiny Anny Ludwiki z Mycielskich Radziwiłłowej (1729–1771), ówczesnej wdowy po Leonie Michale Radziwille (1722–1751) generale-majorze wojsk litewskich z Michałem Kazimierzem Radziwiłłem „Rybeńką” (1702–1762) hetmanem wielkim litewskim, wojewodą wileńskim. Przypomnijmy, że Anna Ludwika była drugą małżonką wpływowego magnata. Pierwszą jego wybranką, wbrew woli stanowczej matki Anny Katarzyny z Sanguszków Radziwiłłowej (1676–1746), w 1725 r. została Franciszka Urszula z Wiśniowieckich (1705-1753), córka Janusza Korybuta Wiśniowieckiego (1680-1744) kasztelana krakowskiego oraz Teofili z Leszczyńskich (1680–1757), późniejsza dramatopisarka i twórczyni teatru nieświeskiego. Zawarcie powtórnego małżeństwa przez „Rybeńkę” nastąpiło niespełna osiem miesięcy po stracie tak bardzo przez niego ukochanej małżonki Franciszki Urszuli z Wiśniowieckich Radziwiłłowej.
Związek 25-letniej Anny, ówczesnej już matki czwórki dzieci: Teofili oraz trzech synów Mikołaja (zm. 1795), Michała (zm. w dzieciństwie) i Macieja (1749–1800) ze starszym o 27 lat Michałem Kazimierzem zawarty został po wcześniejszym uzyskaniu dyspensy papieskiej, a także błogosławieństwa od babci panny młodej, a dotychczasowej teściowej pana młodego, wspomnianej Teofili z Leszczyńskich p. v. Konarzewskiej, s. v. Korybutowej Wiśniowieckiej. Zauważmy, że matka Anny Ludwiki, Weronika, była jedną z dwóch córek Teofili zrodzonych z pierwszego małżeństwa zawartego z Filipem Konarzewskim i późniejszą małżonką Macieja Mycielskiego (1690–1747) kasztelana poznańskiego. Przyrodnią siostrą Weroniki była zatem Franciszka Urszula, zrodzona ze wspomnianego Janusza Korybuta Wiśniowieckiego. Po niespełna trzech latach od śmierci pierwszego męża Leona Michała Radziwiłła Anna z Mycielskich stała się ponownie małżonką, tym razem jednego ze swoich dotychczasowych opiekunów, człowieka niezywkle zamożnego i wpływowego w Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Po śmierci swego pierwszego małżonka, którego odejście wywołało w Annie Ludwice ogrom niepokoju, wdowa znalazła się pod opieką wspomnianego wojewody. Czynników, które skłoniły Radziwiłła do poślubienia Anny możemy wskazać kilka. Przypomnijmy, że Mycielska wywodziła się z wielkopolskiego domu, który był mu dobrze znany. Wydaje się jednak, że jednym z kluczowych był fakt, iż jego wybranka była już matką czwórki dzieci, w tym trzech synów. Istotną rolę odgrywał także wiek Anny. Zgodnie z ówczesnymi realiami, z jednej strony była ona postrzegana jako kobieta dojrzała, w końcu od kilku lat realizowała się w roli matki, z drugiej zaś, pod względem możliwości prokreacyjnych, jej 25 wiosen było na tyle dalekie od menopauzy, że stanowiło gwarant powicia kolejnych dzieci. Dla „Rybeńki” mógł być to kluczowy czynnik, decydujący o jej wyborze, gdyż przypomnijmy, z pierwszą żoną, ukochaną przez niego Franciszką Urszulą z Wiśniowieckich Radziwiłłową doczekał się aż lub jedynie trójki synów, z czego tylko Karol Stanisław zw. „Panie Kochanku” (1734–1790) dożył wieku dojrzałego i stanowił pociechę oraz dumę swojego ojca. Kolejnych, upragnionych przez „Rybeńkę” synów mogła dać mu dobrze przez niego znana Anna.
Dla młodej wdowy, zmagającej się po śmierci Leona Michała Radziwiłła między innymi z problemami finansowymi, zamążpójście za tak wpływowego mężczyznę było szansą poprawy jej sytuacji majątkowej, a przede wszystkim gwarantem lepszej przyszłości dla dzieci pochodzących z pierwszego małżeństwa. Znalezieniem odpowiedniego kandydata na męża dla córki żywo zainteresowana była również wspomniana Weronika, matka Anny Ludwiki, której zależało na pozostaniu w strefie wpływów i opieki „Rybeńki”.
Zawarcie związku małżeńskiego ze znacznie starszym mężczyzną musiało być dla Anny sporym wyzwaniem. W jej życiu, podobnie jak w życiu innych kobiet tamtych czasów chwile radości i szczęścia przeplatały się z troskami dnia powszedniego. W tym wypadku wydaje się, że zwłaszcza w początkowych latach ich wspólnego pożycia dominowały strach i niepewność. Z jednej strony potęgował je fakt, iż „druga pani na Nieświeżu” była wychowanką pierwszej żony Michała Kazimierza. Wiedziała zatem, jakie małżeństwo współtworzyli Franciszka Urszula oraz „Rybeńko”, to zaś uchodziło za udane, zgodne, przejawiające nawet znamiona partnerstwa. Anna zdawała sobie sprawę, że trudno będzie jej zbudować z „Rybeńką“ choć namiastkę takiej relacji jaką udało się stworzyć Franciszce Urszuli. Z drugiej strony była świadoma faktu, że miłość i szacunek w oczach dojrzałego męża, który ma za sobą związek pełen ciepła i czułości, zyska tylko w sytuacji, gdy na świat wyda męskiego potomka. Ten zaś zapewniłby jej nie tylko uznanie ze strony ukochanego mężczyzny, ale również dałoby jej odpowiednią pozycję wśród członków radziwiłłowskiego rodu.
Anna, obok strachu i niepewności zmagała się równie często z tęsknotą za mężem, którego ciepło i czule nazywała „Michasieńkiem”, „Michasineczkiem”, „Michalutkiem” czy „Michalatkiem”. Była ona małżonką oczekującą z utęsknieniem wiadomości od męża, który opuszczał rodzinne gniazdo nie tylko z powodu wzywających go spraw politycznych, ale także z powodu pasji jaką były polowania, czy zamiłowanie do rozrywkowego trybu życia, które mógł wieść w odwiedzanej przez niego Warszawie, zostawiając jednocześnie wybrankę swego serca w towarzystwie ludzi nie do końca jej przychylnych. Liczne i długie nieobecności Michała sprawiały, że Annę ogarniał smutek. Brak z jego strony odpowiedzi na słane przez nią listy wywoływał u niej napady melancholii lub „ckliwości”. Swoje życie porównywała do egzystencji pustelnicy, której Pan Bóg nie chciał dać żadnej rozrywki. Była kobietą tęskniącą, znudzoną samotnością i oddaleniem od ukochanego, czującą się niepewnie w świecie, który jedynie częściowo był jej znany. Nieobecność Michała Kazimierza często bywała dla niej tak dokuczliwa, że nie miała ochoty wstać z łóżka. Życie bez męża było jej „niemiłe”, a każdy dzień przeżyty w samotności zdawał się rokiem.
Stąd też Anna w słanych do Radziwiłła listach kierowała częste prośby, aby pośpieszał do tej, która „jest i będzie aż do śmierci”. W epistołach deklarowała swoją natychmiastową gotowość na spotkanie z ukochanym. Nie tylko dopytywała się, ale wręcz dopraszała wskazania daty jego powrotu, tak aby mogła wyjechać mu naprzeciw i powitać go godnie. Z problemem samotności, podobnie jak Franciszka Urszula oraz inne żony wpływowych mężów, Anna zmagała się przez całe wspólne życie z Michałem Kazimierzem. Dla młodej kobiety tak częsta nieobecność ukochanego była z pewnością trudna do zniesienia. Pojawiała się również obawa o przyszłość małżeństwa, zwłaszcza gdy na świecie nie było jeszcze owocu tego związku. Anna zmuszona była walczyć o względy i uczucia swego małżonka. Chcąc zwrócić na siebie uwagę wysyłała mu listy na „dzień dobry” i „dobranoc”, życząc w nich „dwa razy tyle pocałowania”, co we wcześniej słanej korespondencji.
Równie często, co o tęsknotach i uczuciach, pisała o obawie o zdrowie najukochańszego męża. Napominała go, aby dbał o siebie. Anna zdawała sobie sprawę z dojrzałego wieku Michała. Wiedziała również, że jej mąż często zmagał się z różnymi dolegliwościami. Ciągłe zabieganie wokół spraw politycznych, rozrywkowy tryb życia, a przede wszystkim ryzykowna pasja – zamiłowanie do polowania, budziły w mężatce duży niepokój. Ewentualne osłabienia zdrowotne, z którymi zmagał się „Rybeńko” były dla Radziwiłłowej niepokojące z jeszcze jednego powodu, mianowicie mogły mieć one wpływ na trudności w zajściu w kolejną ciążę i powicie męskiego potomka.
Wydanie na świat syna stanowiło jej największe pragnienie, a jednocześnie było przez ponad połowę ich wspólnej drogi małżeńskiej największym zmartwieniem. Przypomnijmy, że spośród synów zrodzonych z Franciszki Urszuli, jedynie Karol Stanisław osiągnął dorosłość. Anna wiedziała zatem, jak wielkie nadzieje pokładał w niej Michał Kazimierz i jak wielki obowiązek na niej spoczywał. Gdy zaszła pierwszy raz w ciążę, o swoim stanie zdrowia informowała męża niemalże w każdym liście. Często zatem pisała o towarzyszącym jej samopoczuciu, o pojawiających się womitach, ckliwościach, słabościach, a także powiększającym się brzuchu. Anna jeszcze na cztery dni przed rozwiązaniem pisała do „Rybeńki”, iż żywi nadzieję, że urodzi mu syna – Hieronimcia. Oczekiwanie na rozwiązanie, zwłaszcza w samotności, z dala od męża było dla niej niesłychanie trudne, tym bardziej, że nie znała płci dziecka.
12 października 1754 r. na świat przyszła jednak dziewczynka – Weronika. Anna czuła, że płeć dziecka rozczarowała jej ukochanego, a ona nie podołała zadaniu, które stawiano jej jako kobiecie i żonie. W końcu celem każdego mężczyzny było spłodzenie syna. „Druga pani na Nieświeżu” wiedziała, że w celu ratowania swojego małżeństwa czym prędzej musiała ponownie być brzemienną. Tak też się stało. Wczesną wiosną 1755 r. informowała „Rybeńkę”, że spodziewają się dzieciątka, ciążę tą jednak straciła. Kolejna szansa na zrodzenie syna pojawiła się jesienią tego samego roku. Podobnie, jak przy pierwszej ciąży, tak i przy następnych, informowała Michała na bieżąco o samopoczuciu oraz dokuczających jej dolegliwościach, co jedynie potwierdza, że zdawała sobie doskonale sprawę z faktu, jak wielkie w tym zakresie oczekiwania żywił jej małżonek. Zawsze czyniła zapewnienia, iż „Hieronimek” jest zdrów i nic mu nie szkodzi. 20 kwietnia 1756 r. okazało się, ż na świat przyszła Konstancja Taida Wincenta Elżbieta, która zmarła jeszcze tego samego roku. Anna po raz kolejny była brzemienną w 1757 r. Na świat przyszła jednak kolejna dziewczynka Barbara Jadwiga Mamelta Franciszka Urszula, która odeszła w 1758 r. Każda ciąża była dla Radziwiłłowej z jednej strony nadzieją na urodzenie syna, z drugiej zaś ciężarem spoczywającym na jej barkach jako kobiecie i żonie, a wynikającym ze strachu, że na świat przyjdzie kolejna córka.
Upragnionego syna Anna i Michał doczekali się w 1759 r., a więc po pięciu latach małżeństwa, kiedy to 11 maja na świat przyszedł Hieronim Wincenty (zm. 1786). Powicie męskiego potomka, dało jej nie tylko poczucie spełnienia, ale także znacznie wzmocniło jej pozycję wśród członków rodu, zwłaszcza tych sceptycznie nastawionych do jej osoby, czyniąc z niej prawdziwą „drugą panią na Nieświeżu”. Wydanie na świat syna, obok zaślubin z „Rybeńką” oraz śmierci wojewody (i nastania okresu wdowieństwa) stanowiło jednocześnie jeden z trzech przełomowych momentów, które wpłynęły na otaczającą ją rzeczywistość. Narodziny Hieronima Wincentego dodały jej pewności siebie, co przełożyło się również na wzrost jej aktywności w wielu sferach życia rodzinnego, religijnego, kulturalnego i ekonomicznego.
Anna w ciążę zaszła jeszcze dwukrotnie. 8 sierpnia 1760 r. powiła córkę, której dano na imię Maria Wiktoria Szmaragda. Ostatnie dziecko Anny Ludwiki i Michała, Józefa Franciszka Pulcheria przyszło na świat po śmierci wojewody wileńskiego, to jest 13 września 1762 r.
W życiu Radziwiłłowej dzieci szybko stały się lekarstwem na tęsknotę za „Rybeńką”. Wypełniały one pewną pustkę spowodowaną jego ciągłymi nieobecnościami. Radziwiłłowa była świadoma faktu, że to na niej spoczywał obowiązek zbudowania choć namiastki więzi między nieobecnym ojcem, a dziećmi. Stąd też w listach donosiła mu, co dzieje się u ukochanych pociech, zarówno tych zrodzonych z Franciszki Urszuli, jak i tych będących owocem związku z Leonem Michałem, zwłaszcza zaś przekazywała wieści o ich wspólnym potomstwie. Pisała mu zatem o ich stanie zdrowia, głównie o przechodzonych chorobach, które zawsze stanowiły duże zagrożenie i niebezpieczeństwo, o ich rozwoju, a więc stawianych pierwszych krokach, wyrżniętych pierwszych ząbkach, wymawianych słowach, czy lekturach czytanych księżniczkom w celu nauki języka francuskiego. Donosiła o tęsknocie dzieci za ojcem, która uzewnętrzniała się „ustawicznym” dopytywaniem o jego powrót. To Anna umacniała więź Michała z potomstwem, wypracowywała w „Rybeńce” poczucie, że mimo swej nieobecności czuwa on nad pociechami. Dla Anny dzieci okazały się być także doskonałym pretekstem do kontaktu z Radziwiłłem, z którym niewiele ją łączyło.
Anna, zabiegając o względy „Rybeńki”, starała się być również dobrą „panią” pozostawionych w jej rękach, zwłaszcza pod nieobecność Radziwiłła, dóbr. Na bieżąco informowała męża o stanie ich „gospodarstwa”. W kwestii zarządzania i gospodarowania majątkiem przeszła swoistą metamorfozę. Na początku ich wspólnej drogi, słane do „Rybeńki” wiadomości ograniczały się do podania tego, co w inwentarzu przybyło lub ubyło, ewentualnie jakie zwierzęta chorowały. I tak w jednym liście pisała mu o kanarzycy, która zniosła jajo, w drugim zaś donosiła o jej zdechnięciu, w innym skarżyła się na szczygła, który wpadłszy do klatki kanarka, potłukł cztery jaja, na myszy, które zjadły kanareczka czubatego nieumiejącego latać, lub też że suczka „Boginka” nie mogła się wyszczenić, w wyniku czego zdechła. Donosiła mu o kurach, które biegały po ogrodzie w Nieświeżu i znosiły jaja, o wyklutych kurczętach, których nie wpuszczała do starych kur, gdyż obawiała się ich zadziobania, o małych kurczątkach afrykańskich, które nie chciały nieść jaj, o cietrzewiach przywiezionych przez pewnego chłopa, które trzymała w gabineciku, sama je doglądając, swoją ręką karmiąc i dobierając im różnych robaczków. Przekazywała także wiadomości na temat zwierzyny widzianej w zwierzyńcach. Tłumaczyła się w listach, że dokłada wszelkich starań, aby zwierzęta znajdujące się w ich gospodarstwie miały jak największą „wygodę”. Anna bardzo przeżywała stratę każdego z nich. Jak sama wyjaśniała, chciała, aby za jej zarządzania dobrze się wiodło. Dla młodej mężatki tego typu problemy były również doskonałym pretekstem do napisania listu do męża, z którym nie dzieliło się zainteresowań i nie miało wspólnego języka, a przede wszystkim, w pierwszych miesiącach pożycia, także wspólnego potomstwa.
Z czasem dostrzegalne stało się poszerzenie zakresu jej „kompetencji” gospodarczych. I tak częściej donosiła o nadzorze prac wykonywanych w poszczególnych rezydencjach, czy o funkcjonowaniu fabryk. Anna zdawała sobie sprawę, że jest tą „drugą” – jednak nie oznaczało to bycia gorszą, zwłaszcza po narodzinach syna. Chcąc zyskać uznanie w oczach Michała Kazimierza, musiała mu czymś zaimponować. Początkowo była to opieka nad pupilami, z czasem nad całym „gospodarstwem”. Ta troska i dbałość z jednej strony, kontrola i nadzór z drugiej, sprawiły, że stawała się ona prawdziwą „panią na Nieświeżu”, i zapewne tak też się czuła.
Była ona nie tylko „gospodynią” dóbr pozostawionych jej opiece podczas nieobecności Michała Kazimierza, ale również inicjatorką życia rodzinnego oraz uroczystości organizowanych w Nieświeżu na okoliczność urodzin czy imienin jej, małżonka, bądź też pierworodnego syna „Rybeńki” Karola Stanisława. I w tej kwestii dostrzegamy pewną przemianę, która nastąpiła właśnie po narodzinach Hieronima Wincentego. W pierwszych latach małżeństwa Anna stroniła od zabaw, wskazując, że jedyną radość może przynieść jej obecność męża. Dlatego też w trakcie organizowanych zabaw występowała ona jedynie w roli biernej gospodyni, której obecność wpisywała się w kanon organizowanych uroczystości. Po 1759 r. weszła ona również w rolę wspomnianej inicjatorki, jak i kreatorki życia rodzinnego, opartego na celebracji czasu świątecznego.
Okoliczności, w których Anna Ludwika znalazła się po śmierci „Rybeńki” (1762), określiły ją na nowo jako kobietę. W obliczu problemów, które wskutek zaistniałej sytuacji politycznej dotknęły jej rodzinę oraz pasierba, Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku” (1734 –1790), zmusiły ją także do rozszerzenia granic znanego jej świata. Opuściwszy objęte sekwestrem radziwiłłowskie posiadłości, wyszła poza krąg dobrze jej znanego, bezpiecznego świata i relacji. Podjęta przez nią aktywność polityczna na rzecz „Panie Kochanku” wprowadziła ją w nowe środowiska związane z „wielką” polityką. Ta zaś musiała budzić w niej ponownie strach i niepewność dnia codziennego. Opieka nad dziećmi oraz podejmowane przez nią wysiłki, zmierzające do umożliwienia pasierbowi powrotu do kraju, były jej głównym celem aż do śmierci.
25-letnia Anna Ludwika z Mycielskich Radziwiłłowa, jak na realia XVIII-wieczne już dojrzała, po prawie trzyletnim okresie wdowieństwa, była kobietą spragnioną uczucia, którym miał ją obdarzyć nowy małżonek. Tymczasem rzeczywistość okazała się inna. Największą jej troską było małe zainteresowanie ze strony męża, które budziło w niej strach i niepewność. W pierwszych latach wspólnego pożycia odskocznię od, jak się wydaje, nie do końca zrozumiałego dla niej świata stanowiło „gospodarstwo”, którym musiała się zająć. Sprawując nad nim opiekę Radziwiłłowa zdobywała doświadczenie w sprawach majątkowych. Był to świat doskonale znany Michałowi i dopiero co rozpoznawany przez Annę. Wielokrotnie dowiodła ona, że podczas jego nieobecności, potrafiła zadbać o ich wspólne dobro, być gospodynią i panią powierzonych w jej opiekę dóbr. Dowód swego oddania rodzinie dała po śmierci „Rybeńki”.
W trakcie ponad 9-letniego małżeństwa Anna Ludwika z Mycielskich Radziwiłłowa przeszła pewien proces dojrzewania. Była ona kobietą kochającą Michała Kazimierza, któremu za wszelką cenę chciała dać syna. Pragnęła mieć u boku małżonka oraz ojca swoich pociech, które stanowiły jej największą radość, a w pewnym momencie również cel jej życia. Bardzo pragnęła być żoną, wierną i posłuszną, oddaną ognisku domowemu, tymczasem wydaje się, że była przede wszystkim matką. Jako kobieta szukała szczęścia, zaś jako „pani na Nieświeżu” poklasku, uznania i akceptacji członków radziwiłłowskiego rodu, przede wszystkim Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.