Od XV w. Morze Czarne było wewnętrznym akwenem imperium osmańskiego i tylko jeden nieprzyjaciel potrafił napędzić strachu sułtanom – Kozacy zaporoscy. Na niewielkich łodziach urządzali oni niszczycielskie rajdy po wodach – wydawać by się mogło – bezpiecznego Morza Czarnego, docierając aż do Stambułu, Synopy i Trapezuntu. Rajdy te przeszły do legendy, przynosząc ich dowódcom i uczestnikom nieśmiertelną sławę wśród Kozaków i podziw Europy, a na sułtańskimi dworze – strach i chęć odegrania się. Nieraz Porta groziła wojną Rzeczypospolitej, jeśli nie powstrzyma tych rabusiów, nieraz też Warszawa ustami swoich dyplomatów groziła Osmanom wypuszczeniem na morze Kozaków, jeśli nie przystaną na polskie warunki.
Kozacy tereny podległe władzy padyszacha zaczęli najeżdżać jeszcze pod koniec XV w., zwykle działali wtedy z inspiracji urzędników litewskich lub koronnych magnatów. Z czasem sami stali się inicjatorami wypraw, zaczęli też organizować je na łodziach. Kozacy twierdzili, że ruszają na morze z trzech powodów; po pierwsze, by walczyć z nieprzyjaciółmi wiary chrześcijańskiej, po drugie – aby uwolnić jeńców chrześcijańskich i odpłacić za napady tatarskie na ziemie ruskie Korony, po trzecie – bo z tych napadów pochodziły łupy, z których żyli. Był to tzw. kozacki chleb.
Jak wyglądała taka wyprawa? Organizowano ją w zależności od potrzeb tych, którzy byli w stanie podburzyć towarzystwo siczowe do podjęcia decyzji o wyprawie, aby zbić na tym prywatny kapitał (walka o władzę nad Siczą). Kiedy kozacka rada generalna podjęła decyzję o organizowaniu wyprawy, tzw. chadzki, rozpoczynano przygotowania. W zależności od celu wyprawy i jej długości należało przygotować zapasy żywności i wyposażenia wojskowego, zbudować lub wyremontować łodzie, tzw. czajki, przygotować załogi. Wszystko to trwało około miesiąca. Wielkie wyprawy złożone ze 150 czajek musiały być odpowiednio długo przygotowywane, gdyż należało zmobilizować Kozaków mieszkających poza Siczą, na tzw. włości, czyli na zamieszkanej Ukrainie. Uczestnicy wyprawy sami budowali swoje łodzie, na tyle duże, aby mogły pomieścić załogę złożoną z 25–70 ludzi. Każda była zaopatrzona w 6–20 par wioseł, które stanowiły główną siłę napędową. Do tego na łodzi był maszt z żaglem używany przy sprzyjającym wietrze, ale zwijany (a maszt składany), kiedy nawiązano styczność bojową z nieprzyjacielem. Dodatkowym zabezpieczeniem były snopy sitowia ściśle powiązane ze sobą i umieszczane na zewnętrznej stronie burt. Większe czajki mogły mieć małe działka, poza tym wszyscy członkowie wyprawy byli uzbrojeni w szable i długą broń palną – jaką kto posiadał.
Wyprawy ruszały nie wcześniej niż w kwietniu, kiedy można było wypłynąć na wody Morza Czarnego. Turcy chcieli zatrzymywać je już przy ujściu Dniepru – zbudowano tam potężną twierdzę w Oczakowie, ustawiono nad rzeką baterie dział oraz przeciągnięto w poprzek koryta rzeki potężny łańcuch. W zatoce przy fortecy stacjonowała w gotowości eskadra sułtańskich galer wojennych. Mimo to prawie zawsze udawało się flotylli czajek wyjść na morze. Działano pod osłoną nocy, kiedy artylerzyści tureccy nie byli w stanie wstrzelić się w płynące rzeką łodzie. Kozacy spuszczali przed płynącą flotyllą potężne pnie drzew, które niesione silnym prądem rzecznym siłą pędu rozrywały łańcuch. Turcy brali pnie za łodzie i otwierali ogień, nieskutecznie. Zanim galery stojące w porcie zdążyły z niego wyjść, czajki były już daleko.
Wyprawy kozackie miały charakter łupieżczy i przypominały najazdy tatarskie. Ich celem było zdobycie jak największej ilości łupów, spalenie zdobytych miejscowości i dezorganizacja handlu czarnomorskiego. Kozacy atakowali duże miasta, takie jak Stambuł, Warna, Synopa, Trapezunt czy Kaffa. Starali się niespodziewanym atakiem zająć jedną z bram, przez którą reszta oddziałów wdzierała się do środka. Rzadko brano jeńców, choć takie przypadki się zdarzały, jeśli można było liczyć na wysoki okup. Jeńców nie brano z powodu braku miejsca na małych i nieprzystosowanych do przewozu większej liczby osób czajkach. Zadowalano się bogatymi łupami w postaci szlachetnych kamieni, pieniędzy, broni, strojnych i bogatych szat. To, czego nie zabrano, najczęściej palono. Powtarzające się kilkakrotnie w drugim dziesięcioleciu XVII w. napady na Warnę sprawiły, że miasto na kilkadziesiąt lat podupadło. Wielu pamiętnikarzy bolało nad bestialskim ich zdaniem spaleniem Synopy, pięknego miasta, określanego jako miasto kochanków. Największe oburzenie na dworze sułtańskim wywołały jednak najazdy na Stambuł. Niejeden raz bezradny padyszach był zmuszony bezczynnie przyglądać się bezkarnej napaści kozackiej na przedmieścia stolicy. Trudno było znaleźć śmiałków zdolnych stanąć oko w oko z kozacką flotyllą. Ta, obładowana łupami, spokojnie odpływała w dalszą drogę. Wysyłane w pościg galery wojenne bardzo często były rozbijane przez czajki w bezpośredniej walce, tak się stało np. w 1615 r. Kozacy wypracowali niezwykle skuteczne metody konfrontacji; starali się atakować słabiej bronione burty galer (działa na galerach umieszczane były na dziobie i rufie), dokonywali abordażu i w walce wręcz opanowywali okręt przeciwnika. Dział unikali, gdyż kula potrafiła zatopić czajkę. Również morze bywało zdradliwe i choć Kozacy doskonale opanowali sztukę żeglowania, znali morze, jego prądy i szlaki, to jednak nie mogli uniknąć skutków burz i sztormów, które potrafiły zdziesiątkować flotylle czajek.
Oczywiście nie każda wyprawa kończyła się sukcesem, nawet jeśli szczęśliwie wyszła w morze i ominęła sztormy, chroniąc się przed nimi u wybrzeży. Zagrożeniem dla flotylli kozackich były jeszcze galery sułtańskie, zgubne bywało też poczucie pewności siebie po szczęśliwie odbytej wyprawie, kiedy Kozacy wracali z łupami na Dniepr. Przy ujściu czekały już bowiem flota i wojska tureckie oraz patrolujące wybrzeże czambuły tatarskie. Jeśli upojeni wojennym powodzeniem Kozacy dali się zaskoczyć, niewielu z nich wracało szczęśliwie na Sicz. Tych jednak, którzy powrócili, czekała wielka sława. Świadczy o tym fakt, że już pod koniec XVI w. przekroczyła ona granice Rzeczpospolitej i sam cesarz – toczący wtedy wojnę z imperium osmańskim – chciał, aby Kozacy wstąpili na jego służbę i dokonywali dywersyjnych ataków na Stambuł. Także w późniejszych latach, w dobie wojen z Turcją prowadzonych przez Austrię czy Rzeczpospolitą, powracano do pomysłu skierowania Kozaków na morze. O tym m.in. myślał Władysław IV, planując wielką wojnę z Osmanami.
Wyprawy kozackie przeszły do legendy. Kozacy pustoszyli spore nadbrzeżne obszary Morza Czarnego, dezorganizowali handel w tym rejonie, przyczyniając się do sporych strat budżetu sułtańskiego. Ale najważniejszą konsekwencją było podważenie autorytetu władcy tureckiego, który przez długa lata nie mógł w żaden sposób zagwarantować bezpieczeństwa swoim poddanym. Chcąc temu zaradzić, sułtan starał się wpłynąć na króla Rzeczypospolitej, aby powstrzymał kozackie napaści. Mimo że trwały one dosyć długo i nieraz powodowały zadrażnienie w stosunkach polsko-tureckich, tylko w 1620 r. stały się jednym z pretekstów do rozpoczęcia działań wojennych.