W bogatej kolekcji malarstwa Jana III znajdowało się kilkanaście dzieł najwybitniejszych malarzy XVII w. Dziś zasoby zbiorów królewskiej pary znamy wyłącznie z dawnych inwentarzy, które interesowały się przede wszystkim fiskalną wartością spisywanych mobiliów. Również wykazy dzieł malarskich i graficznych z kolekcji Sobieskiego dbają o opis cennych ram („w ramach rżniętych złocistych”, „w ramach gładkich złocistych”, „bez ram”). Wartość dzieła podnosiła również informacja, iż chodzi o import („obraz holenderski”, „obraz floreński”). W spisach konstruowanych według takich reguł rzadkie skądinąd wskazanie nazwiska malarza dowodzi najwyższego uznania – dla spisujących (i właściciela) przekładającego się na najwyższą finansową wartość dzieła. Do dzieł najcenniejszych w kolekcji Sobieskiego zdecydowanie należały obrazy Rembrandta van Rijna.
Dwie prace niderlandzkiego mistrza wisiały w wilanowskiej sypialni: „obraz rabina portugalskiego, malowania Rynbranta malarza, w ramach czarnych” oraz „obraz takiejże wielkości Żydówki w birlecie, Rynbranta malarza, w ramach czarnych”. Z kolei w Gabinecie Holenderskim (zwanym tak ze względu na kolekcję 19 obrazów zdobiących jego ściany, z reguły o tematyce biblijnej) wisiał „obraz Trzech Królów, Rynbranta malarza, w ramach czarnych” i „obraz Abrahama z Agar, Rynbranta malarza, w ramach czarnych”. W czasie sporządzania generalnego inwentarza po śmierci Jana III w „skarbczyku górnym” znajdował się jeszcze: „obraz Ryndrata malarza, na którym starzec wymalowany, wielki, w ramach pozłocistych, u wierzchu okrągły”.
Badacze obecności Rembrandta w dawnej Polsce zwykle znają jedynie inwentarz wilanowski. Jednak wymienionych tam 5 obrazów owego artysty nie wyczerpuje rembrandtianów Sobieskiego. Na zamku w Żółkwi król posiadał również „obraz in circulo z ekspresyją głowy, u którego w giermaku kita biała z perłą, z napisem: Rybrando”. Wykazuje go inwentarz z około 1740 r., który zaświadcza również, iż 6 lat później jego właścicielem stał się Michał Kazimierz Radziwiłł, wnuk Katarzyny z Sobieskich, który odziedziczył spuściznę królewskiego rodu. Możliwe zresztą, że chodzi o obraz starca wiszący wcześniej w Wilanowie. Wskazywać by na to mógł jeden element opisu: jeśli „obraz in circulo” nie znaczy owalnego, być może chodziło właśnie o zaokrąglone zwieńczenie („u wierzchu okrągły”), znane z szeregu innych obrazów niderlandzkiego mistrza. Obraz, wywieziony przez Augusta II do Drezna, utożsamia się niekiedy z Portretem mężczyzny w berecie z perłami z około 1667 r. Kłopot z taką identyfikacją taki, że owe dzieło Rembrandta jest prostokątne...
Drugi żółkiewski obraz to „kopija Żydówkę z Rembrantowego ory[gi]nału od Dyniewicza z Wilanowa 1687”. Król do swych Rembrandtów musiał być bardzo przywiązany, skoro zadbał, by móc na nie spoglądać niezależnie od tego, czy przebywał w stołecznej rezydencji Villa Nova, czy na prowincji w Żółkwi. Zapis jest frapujący również z tego względu, że wyznacza terminus ante quem wpłynięcia oryginału do zbiorów Sobieskiego. Kopia musiała pochodzić ze szkoły malarskiej, którą król założył w Wilanowie zaraz po jego przejęciu w 1677 r., o czym donosił Jakub Kazimierz Haur w Ziemiańskiej generalnej oekonomice: „W Wilanowie pod Warszawą z fundacyjej i z pobożności osobliwej Najjaśniejszego Pana szczęśliwie nam panującego znajdują się teraz takie pomienione szkoły, potrzebne, wygodne i chwalebne. Stąd dopiero tego kunsztu malarskiego wynikają w Polszcze arkana, co to są sztylągi, proporcyje, perspektywy, lanczafty i dymensyje figur różnych i sztuka przedniej inwencyi”. Najwybitniejszym uczniem owej szkoły był nobilitowany później przez króla Jerzy Siemiginowski-Eleuter. Ale wśród bezimiennych dziś dla nas artystów warsztatu mógł być również kopista Rembrandta, Dyniewicz.
Obrazy Rembrandta w zbiorach wilanowskich i żółkiewskich mogły pochodzić z zakupu większej partii dzieł, której na rzecz Jana Kazimierza Wazy dokonał w 1672 r. w Nimwegen poseł francuski w Polsce, markiz de Bethune. Od pochodzenia bardziej interesujące są jednak późniejsze losy dzieł Rembrandta z wilanowskiej kolekcji, przede wszystkim pary obrazów przedstawiających „rabina portugalskiego” i „Żydówkę w birlecie”. Kiedy królewską kolekcję odziedziczył następca Sobieskiego, August II Mocny, wywiózł je swej Drezdeńskiej Galerii Malarstwa Dawnych Mistrzów, gdzie odnotowane zostały w tamtejszym inwentarzu z 1742 r. Ich późniejszy los nie jest znany.
Historycy sztuki zastanawiają się, czy obrazy te można utożsamiać z parą portretów datowanych na 1641 r., przechowywanych obecnie w zbiorach zamku warszawskiego i znanych pod tytułami Dziewczyna w kapeluszu (Żydowska narzeczona, Dziewczyna w ramie obrazu) oraz Uczony przy pulpicie (Ojciec żydowskiej narzeczonej). Wchodziły one w skład kolekcji ofiarowanej Polsce w 1994 r. przez Karolinę Lanckorońską. Ich udokumentowane dzieje dają odtworzyć tylko do wieku XVIII. Do wiedeńskiej kolekcji Lanckorońskich dostały się jako spadek po Kazimierzu Rzewuskim. Zakupił je on 7 października 1815 r. od Marii Teresy Poniatowskiej, która dwa lata wcześniej odziedziczyła je po bracie, księciu Józefie Poniatowskim. Wcześniej wchodziły one w skład królewskiej kolekcji Stanisława II Augusta i nabyte zostały w 1777 r. od córki berlińskiego kolekcjonera, hrabiego Friedricha Paula von Kameke.
Oba dzieła Rembrandta z kolekcji Zamku w Warszawie trafiły więc nad Wisłę co najmniej po raz drugi. Gdyby okazało się, że do zbiorów Friedricha Paula von Kameke trafiły z Galerii Drezdeńskiej, można by je utożsamić z dziełami przestawiającymi „rabina portugalskiego” i „Żydówki w birlecie” z kolekcji Sobieskiego – i wówczas do Polski zbłądziłyby już po raz trzeci. I obrazy miewają swe zawiłe losy...