Zwany także rokoszem Granowskiego (od nazwiska głównego dowódcy opozycji antykrólewskiej Rafała Granowskiego) lub rokoszem pod Glinianami (od miejscowości leżącej pod Lwowem, gdzie zebrała się szlachta).
Rokosz gliniański był wymierzony przeciwko Ludwikowi Węgierskiemu. W opisie panowania tego króla podkreślano jego cudzoziemskość, nieznajomość języka i obyczajów polskich oraz wyznaczenie własnych namiestników (Węgrów) do sprawowania władzy w Polsce. W krótkim czasie po objęciu przez niego rządów rozpoczęły się zamieszki między szlachtą i mieszczaństwem polskim a przybyłymi na ziemie Korony Węgrami. Ponadto wybuchły konflikty rodowe między starostą wielkopolskim Domaratem z Pierzchna a Nałęczami. Decyzją króla nowym starostą generalnym Wielkopolski został Wincenty Granowski. Oprócz problemów wewnętrznych Polska zmagała się z niebezpieczeństwem zewnętrznym. Litwa, wraz z Tatarami i Prusami, wykorzystała waśnie szlacheckie i zaatakowała Królestwo Polskie. Dzięki pomocy Ludwika udało się odeprzeć najazdy wrogów.
Szlachta polska miała dosyć gubernatorów węgierskich, którzy zajmowali się partykularnymi interesami, a nie dobrem Rzeczypospolitej. Nie chcąc dłużej znosić ich ucisku, do króla Ludwika wysłano posłów z prośbą, aby przywrócił sprawiedliwość. Monarcha poczuł się urażony poselstwem i odłożył tę kwestię do przyszłego sejmu. Wpadł także na pomysł odłączenia od Królestwa Polskiego czterech ziem: halickiej, kamienieckiej, przemyskiej i sanockiej, i przyłączenia ich do Węgier.
Ludwik określił termin obrad sejmu polskiego w Budzie na dzień Wniebowzięcia Panny Marii. Szlachcie nie podobał się pomysł obradowania poza granicami kraju, jednak część pojechała na Węgry – m.in. podskarbi koronny Wojciech Strzelecki, biskup wrocławski Andrzej Lubrański, wojewoda lubelski Szczęsny Sieciech, wojewoda sieradzki Jan Służewski, wojewoda bełski Grzegorz Lasota, kasztelan sandomierski Stanisław z Krępy, kasztelan biecki Hieronima Szpota i kasztelan sieradzki Jan Gomoliński. Przedstawiono im pomysł Ludwika: dokonania terytorialnej zamiany – za zgodą senatorów – ziem Królestwa Polskiego. Za cztery prowincje należące do Polski, które miały być włączone do Węgier, w zamian przyłączono by Księstwo Spiskie. Przyczyną tego stanu rzeczy miało być – jak argumentował władca – większe bezpieczeństwo dwóch państw. Ludwik tłumaczył, że nie mógł być przez cały czas w którymś z podlegających mu krajów, więc na Haliczu osadziłby swego zięcia Zygmunta Luksemburskiego. Podarowałby mu Wołoszczyznę, wystarałby się u papieża o koronę dla niego, a dzięki temu wdzięczny Zygmunt broniłby Polaków przed niebezpieczeństwem ze wschodu.
Na Węgrzech część senatorów została przekonana (i nagrodzona) przez króla Ludwika do akceptacji jego pomysłu. Biskup Lubrański nie zgodził się na pomysł monarchy i w potajemnie wysłanym liście do starosty sandomierskiego Rafała Granowskiego opisał, co się działo na sejmie. Ten z otrzymaną korespondencją pojechał do swego brata Wincentego. Wspólnie wybrali się do arcybiskupa gnieźnieńskiego w celu naradzenia się, co należy w polsko-węgierskiej sprawie uczynić.
Posłowie znajdujący się w Polsce napisali list do króla z prośbą, by w dniu św. Bartłomieja wspólnie naradzić się nad losami Rzeczypospolitej w Glinianach (pod Lwowem), gdzie przybędą też senatorowie z kraju. Otrzymawszy list, Ludwik Węgierski nie krył swego zadowolenia, ponieważ był przekonany, że senatorowie w obecności posłów zgodzą się na planowane przez niego zmiany terytorialne Polski i Węgier. Na wezwanie Rafała Granowskiego szlachta tłumnie ruszyła pod Gliniany, uprzedzając przyjazd królewski.
Z monarchą przyjechali także senatorowie – zdrajcy ojczyzny, dla których prywatne interesy okazały się ważniejsze niż jedność kraju. Na prośbę szlachty przybyli do obozu szlacheckiego, by debatować o dalszych losach Polski. Pokazano im list od biskupa Lubrańskiego. Senatorów zmuszono do rezygnacji z zaszczytnej funkcji, a po godzinie zostali ścięci. Ich ciała rozłożono pod podnóżkiem tronu i nakryto szkarłatnym suknem.
Nazajutrz senatorowie zaprosili na obrady króla Ludwika, który przyjechawszy, usiadł na wyznaczonym dla niego miejscu i nie wiedząc, co się znajduje pod materiałem, słuchał skierowanej do siebie mowy Rafała Granowskiego. Ten perorował o tym, że naród polski zawsze był wierny swoim królom, najbardziej umiłował i poważał swoją wolność, sprawiedliwość i łaskę królów polskich, że najważniejsze dla niego jest zachowanie jedności Rzeczypospolitej. Na koniec opowiedział także o tym, co uczyniono z senatorami, których postępowanie stanowiło zagrożenie dla zachowania całości państwa. Miało to być ostrzeżenie nie tylko przed ryzykownymi posunięciami władców i przed zdradą umiłowanej wolności. Tekst przemowy miał także za cel nakłonić do przywrócenia dawnych praw i obyczajów w Rzeczypospolitej.
Przestraszony widokiem zabitych senatorów Ludwik zrezygnował z chęci wymiany ziem ruskich należących do Polski i przyłączenia ich do Węgier. Obiecał ponadto, że dokona zamiany cudzoziemców urzędujących w Polsce na Polaków oraz że będzie więcej czasu spędzać w Polsce. Król chciał pokazać swoje dobrodziejstwo i dlatego nadał szlachcie wolności szlacheckie. Monarcha nie miał jednak męskiego potomka, więc aby zapobiec odebraniu nadanych właśnie przywilejów, poprosił, aby Polacy nie wybierali innego króla, ale zgodzili się na sukcesję jego córki Jadwigi.
Opisane powyżej wydarzenia tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. Opowieść o rokoszu gliniańskim powstała najprawdopodobniej w czasie rokoszu sandomierskiego (1606–1609). Szlachta mogła wówczas legitymizować wystąpienie antykrólewskie tradycją, rokosz pod wodzą Mikołaja Zebrzydowskiego był ponownie wymierzony w cudzoziemskiego króla i nielojalnych senatorów. Do połowy XIX w. szlachta wpisywała historię rokoszu do swych rękopiśmiennych ksiąg rodowych. W druku jej echa pojawiły się w twórczości Pawła Piaseckiego (1645), Wacława Potockiego (1654), Joachima Pastoriusa (we Florusie polskim, ale dopiero w wydaniu z 1679 r.), Wespazjana Kochowskiego (1683). W końcu w 1707 r. identyczna wersja jak w szlacheckich księgach znalazła się w Thronie oyczystym albo pałacu wieczności Augustyna Kołudzkiego. Jej dogłębną krytykę przedstawił zaś w 1733 r. Józef Andrzej Załuski w Specimen historiae polonae criticae. Erudyta zwrócił m.in. uwagę na nieistnienie postaci, także głównego bohatera, biorących udział w opowiadaniu. Nawet jeśli takie postacie istniały, to często nie zgadzały się np. lata ich życia.
Mimo to szlachta wciąż przekopiowywała opowieść do swoich sylw, nawet z sugestią, że może jest to tylko bajka. Rokosz gliniański był zgrabną opowieścią, którą szlachta przywoływała, gdy broniła swych przywilejów, złotej wolności, gdy broniła siebie i swoją ojczyznę przed absolutum dominium. Mit o rokoszu pod wodzą Granowskiego był propagandowym narzędziem w ideologii sarmackiej, narzędziem w walce inter maiestatem ac libertatem.